Magda jest w dość trudnym momencie życia – jej drugie
małżeństwo przeżywa kryzys po tym, jak mąż dopuścił się zdrady. Kobieta rozważa
rozwód, co nie przeszkadza jej jednak zafundować sobie za pieniądze partnera
wakacji życia; chcąc uciec od codziennych problemów kobieta decyduje się
spędzić kilka tygodni na bezludnej wyspie. Zaopatrzona przez pracowników biura
podróży w prowiant i wszelkie wygody zostaje sama w sercu dziczy. Nagle okazuje
się, że na wyspie jest ktoś jeszcze. Kim jest tajemniczy mężczyzna wyglądający
na Polaka? Jakie ma zamiary?
Opis książki Igora Ostachowicza, jakkolwiek by go nie ująć,
zawsze ma duży potencjał by zabrzmieć jak scenariusz przeciętnej jakości Harlequina.
Tyle tylko, że ten, kto da się owym opisem zwieść, może być bardzo mocno
zaskoczony. Opowieść rzeczywiście w znacznej mierze jest oparta o powstawanie i
zmienność relacji między bohaterami, jednak absolutnie nie ma tu klimatu
romansu. Kluczem jest postać Magdy, która świat obserwuje i opisuje jak jeden
wielki sen, omam będący wynikiem zażywania wielu różnych środków – na kaca, na sen,
na nerwy. Bohaterka bez ustanku analizuje swoje życie, przygląda mu się tak na
trzeźwo, jak i na kacu, czy w pijackim szale. Ponadto podejmuje działania,
których żaden zdrowo myślący człowiek by nie wykonał. Wszystko razem składa się
na opowieść nieprawdopodobną, będącą obrazem całkowitego psychicznego
zniszczenia pozornie zwyczajnego człowieka.
Właściwie rozwój sytuacji w tekście można podzielić na trzy
etapy, a każdy z nich jest ciekawy i na swój sposób atrakcyjny dla czytelnika.
Na początku zostajemy przygwożdżeni swego rodzaju poczuciem lęku i zagrożenia –
atmosfera rodem z horrorów ukazana jest naprawdę świetnie i robi pozytywne
wrażenie. Dalej, kiedy akcja nieco zwalnia, a całość nabiera kolorytu, chcemy
dowiedzieć się jak najwięcej o zaistniałej sytuacji; niejasności dodatkowo
rozbudzają naszą ciekawość. Później wpadamy w ów klimat, dostrzegamy szaleństwo
i chcemy wiedzieć już tylko jedno – czy całość ma jakikolwiek sens? W tym
przypadku niestety zawodzi zakończenie, które (przynajmniej dla mnie) nie
przyniosło zbyt wielu odpowiedzi. Owszem, odnajdujemy podstawy problemów Magdy,
jednak nie widzimy dla niej usprawiedliwienia, a tok wydarzeń, zwłaszcza pod
koniec, zdaje się być kompletnie nieprawdopodobny.
Tym, co z pewnością trzyma czytelnika przy tekście, jest
także język i styl wypowiedzi bohaterów. Cała historia okuta jest w szaloną,
acz świetnie skonstruowaną otoczkę o słodko-gorzkim charakterze. Z
przyjemnością zanurzałam się w pokłady ironii i czarnego humoru, jakie
zaserwował nam autor i patrzyłam na świat oczami tak specyficznej postaci, jaką
jest Magda. W tym wymiarze całość nabrała ciekawego charakteru, a rozważania na
temat ludzkiego życia, macierzyństwa czy karierowiczostwa – zupełnie innego
wydźwięku. Opowieść czytało się szybko i z dużą przyjemnością; niektóre momenty
bawiły, inne – skłaniały do refleksji. Moim zdaniem to bardzo dobre połączenie.
Mam z oceną tej książki naprawdę duży problem. Właściwie ani
przez moment nie wahałam się podczas lektury, a całość naprawdę mnie wciągnęła,
żeby nie powiedzieć: pochłonęła. Z drugiej jednak strony mam wielkie poczucie
niedosytu, ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że nie udało mi się do końca
zrozumieć ani postawy bohaterki, ani pomysłów samego autora. Szaleństwo, jakie
jest udziałem Magdy, było dla mnie bezcelowe; mimo że tekst podaje jego źródła,
nie jest to dostateczne wytłumaczenie dla tak niezwykłych skrajności. Z uwagi
na język i styl mogę zachęcić do lektury tych, którzy lubią niecodzienne
połączenia, brawurową akcję i słodko-gorzkie dyskusje o egzystencjalnym
zabarwieniu. Mnie w gruncie rzeczy całkiem się podobało.
Za przedpremierowy egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu W.A.B., będącemu częścią GW Foksal.
Premiera 4 marca!
Dla mnie połączenie tego wszystkiego brzmi naprawdę zachęcająco, ale mam jakieś opory :)
OdpowiedzUsuńKocham Ostachowicza za "Noc żywych Żydów". "Zielona wyspa" też zapowiada się cudownie, muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tekst, zachęcił mnie do lektury. Jako czytelniczka in spe nie znam oczywiście pełni kontekstu, ale zastanawia mnie skąd w recenzji to uporczywe domaganie się sensu, wytłumaczenia działań bohaterki, klarownej celowości? Wydaje mi się, że po lekcji egzystencjalizmu takie pytania przestają być fundamentalne i mam duże wątpliwości co do ich stosowania przy ocenie wartości dzieła.
OdpowiedzUsuńNiestety nie jestem szczególnie biegła w filozofii, a książki oceniam subiektywnie, z perspektywy zwykłego czytelnika. Z psychologicznego punktu widzenia ludzkie działania mają swoje przyczyny i motywy, a ukazane w tej książce skrajne postawy nie są moim zdaniem dostatecznie uzasadnione; jestem tych przyczyn ciekawa, to wszystko. Taki niedosyt traktuję jako jedno z kryteriów, jednak swoją opinią nigdy nie aspiruję do realizacji tych wyznaczanych profesjonalnie.
Usuń