Mieszkańcy Taei to lud pierwotny, w którym kobiety wybierają
sobie mężów, a na czele plemion stoją obdarzeni mocą szamani. Żyją w zgodzie z
tradycją i naturą, jednak pewnego dnia ich spokój zostaje zaburzony – gdy na wyspę
przybywają nieznajomi o jasnych twarzach, dzierżący przedmioty przypominające
broń, nikt z tubylców nie chce podejrzewać najgorszego. Mimo że w wiosce
pozostają tylko kobiety i dzieci, przybysze nie wykazują się empatią – bez
umiaru rabują, biją i gwałcą. Nie podejrzewają, że kiedy wrócą by podbić wyspę,
spotkają się nie tylko z gniewem ocalałych. Po ich stronie stoją również siły,
o istnieniu których cywilizowany człowiek nie chce pamiętać.
Chyba jestem problematyczna w kwestii interpretacji opisów okładkowych,
ale kolejny raz po przeczytaniu blurba wyciągnęłam wnioski, które nie znalazły
odzwierciedlenia w rzeczywistości. W przypadku Taei spodziewałam się czegoś w
rodzaju horroru z pierwotnymi, szamańskimi siłami w tle; niestety nic takiego w
książce nie odnalazłam. Od biedy można by uznać, że fabuła książki aspiruje do
podstawy dla literatury grozy, jednak całość niweczy absolutny brak klimatu.
Działania bohaterów są mocno sygnalizowane, fabuła w większości przypadków
zapowiadana z wyprzedzeniem, nie ma niespodziewanych zwrotów akcji, a
nadprzyrodzone zjawiska traktowane są tak zwyczajnie, że i czytelnik nie widzi
w nich niczego niesamowitego.
Na kartach tej niespełna 150-stronicowej nowelki pojawia się
naprawdę dużo wątków. Oprócz głównego, związanego z konfliktem mieszkańców
wyspy i barbarzyńskich najeźdźców, mamy też tajemnicę zakonnika Mateusza,
opowieść o losach szamanki Chloe, dwa (!) ukazane od podstaw związki miłosne
oraz historię o inicjacji związanej z odkryciem swojej mocy; do tego dochodzi
swoista kultura mieszkańców Taei. Jak nietrudno się domyślić patrząc na
objętość książki, tak naprawdę żaden z tych wątków nie jest należycie
rozwinięty. Historie są opowiadane na szybko, po łebkach, brak w nich głębi,
zależności, a kilka spraw nie zostaje rozwiązanych w ogóle (choć można domyślić
się ich zakończenia).
Książka nie jest długa i czyta się w miarę szybko. Na jej
kartach odnalazłam kilka językowych potknięć, ale nie było to nic poważnego.
Mimo to nie wiem, czy polecałabym Taei nawet jako lekturę szybką i
bezproblemową – moim zdaniem powieść jest po prostu… przeciętna. Nie porwała
mnie ani nie zachwyciła, przede wszystkim dlatego, że nie odczułam w niej
praktycznie żadnego klimatu.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję serdecznie Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.
jestem zaciekawiona, aczkolwiek nie wiem czy po nią sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie.
OdpowiedzUsuńMnie się ta ksiązka nie podobała... Pomysł był wręcz fenomenalny,ale spłycony, jak mówisz - bez klimatu, językowo uboga, złe połączenie języka stylizowanego na dawny i współczesnego...
OdpowiedzUsuńKsiążka bez klimatu to nie książka! Być może przesadziła, ale na pewno nie jest to pozycja dobra.
OdpowiedzUsuń