poniedziałek, 16 lutego 2015

B.D. Walewska - "Taei. Nieznane lądy"

Mieszkańcy Taei to lud pierwotny, w którym kobiety wybierają sobie mężów, a na czele plemion stoją obdarzeni mocą szamani. Żyją w zgodzie z tradycją i naturą, jednak pewnego dnia ich spokój zostaje zaburzony – gdy na wyspę przybywają nieznajomi o jasnych twarzach, dzierżący przedmioty przypominające broń, nikt z tubylców nie chce podejrzewać najgorszego. Mimo że w wiosce pozostają tylko kobiety i dzieci, przybysze nie wykazują się empatią – bez umiaru rabują, biją i gwałcą. Nie podejrzewają, że kiedy wrócą by podbić wyspę, spotkają się nie tylko z gniewem ocalałych. Po ich stronie stoją również siły, o istnieniu których cywilizowany człowiek nie chce pamiętać.

Chyba jestem problematyczna w kwestii interpretacji opisów okładkowych, ale kolejny raz po przeczytaniu blurba wyciągnęłam wnioski, które nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. W przypadku Taei spodziewałam się czegoś w rodzaju horroru z pierwotnymi, szamańskimi siłami w tle; niestety nic takiego w książce nie odnalazłam. Od biedy można by uznać, że fabuła książki aspiruje do podstawy dla literatury grozy, jednak całość niweczy absolutny brak klimatu. Działania bohaterów są mocno sygnalizowane, fabuła w większości przypadków zapowiadana z wyprzedzeniem, nie ma niespodziewanych zwrotów akcji, a nadprzyrodzone zjawiska traktowane są tak zwyczajnie, że i czytelnik nie widzi w nich niczego niesamowitego.

Na kartach tej niespełna 150-stronicowej nowelki pojawia się naprawdę dużo wątków. Oprócz głównego, związanego z konfliktem mieszkańców wyspy i barbarzyńskich najeźdźców, mamy też tajemnicę zakonnika Mateusza, opowieść o losach szamanki Chloe, dwa (!) ukazane od podstaw związki miłosne oraz historię o inicjacji związanej z odkryciem swojej mocy; do tego dochodzi swoista kultura mieszkańców Taei. Jak nietrudno się domyślić patrząc na objętość książki, tak naprawdę żaden z tych wątków nie jest należycie rozwinięty. Historie są opowiadane na szybko, po łebkach, brak w nich głębi, zależności, a kilka spraw nie zostaje rozwiązanych w ogóle (choć można domyślić się ich zakończenia).

Książka nie jest długa i czyta się w miarę szybko. Na jej kartach odnalazłam kilka językowych potknięć, ale nie było to nic poważnego. Mimo to nie wiem, czy polecałabym Taei nawet jako lekturę szybką i bezproblemową – moim zdaniem powieść jest po prostu… przeciętna. Nie porwała mnie ani nie zachwyciła, przede wszystkim dlatego, że nie odczułam w niej praktycznie żadnego klimatu.


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję serdecznie Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.

4 komentarze:

  1. jestem zaciekawiona, aczkolwiek nie wiem czy po nią sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się ta ksiązka nie podobała... Pomysł był wręcz fenomenalny,ale spłycony, jak mówisz - bez klimatu, językowo uboga, złe połączenie języka stylizowanego na dawny i współczesnego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka bez klimatu to nie książka! Być może przesadziła, ale na pewno nie jest to pozycja dobra.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.