poniedziałek, 1 września 2014

Katarzyna Enerlich - "Prowincja pełna gwiazd"

Ludmiła nareszcie układa sobie życie – u jej boku jest mężczyzna, którego kocha, niebawem ma się urodzić ich wspólne dziecko, a na mazurskiej ziemi powoli staje owoc intensywnej polsko-niemieckiej współpracy – wymarzony dom. Dawne zatargi odchodzą w niepamięć, a bohaterowie zaczynają żyć we względnym spokoju. Idylla nie trwa jednak długo – Martin coraz częściej miewa gorszy nastrój, małżonkowie oddalają się od siebie, a w dodatku już niedługo przyjdzie im się zmierzyć z bardzo dotkliwą utratą… Czy dadzą radę odbudować to, co dotąd ich łączyło?

Cieszy mnie niezmiernie, że książkę otwiera pewnego rodzaju narracyjna retrospekcja wydarzeń z poprzedniego tomu. Nie jest ona oczywiście dokładna na tyle, aby z czystym sumieniem zaczynać lekturę serii od środka, jednak niewątpliwie zabieg może posłużyć czytelnikom. Zarówno tym, którzy pochłaniają części jedna po drugiej (to ja), jak i robiącym sobie dłuższe przerwy (to moja Mama) – obie grupy będą miały okazję do uporządkowania myśli.

Jako książka obyczajowa powieść spełnia wszelkie wytyczne – jest tu silna bohaterka, która szuka życiowej drogi, są mężczyźni i z nimi problemy. Książka jest bliska czytelnikowi przez to, że pełno w niej scen codzienności i odczuć z nią związanych. Autorkę cechuje duża wrażliwość emocjonalna, którą dodatkowo potrafi świetnie przelać na papier – postaci przez nią kreowane są prawdziwe, jakby żywcem wyjęte z życia. Fakt, możemy czasem załamywać ręce nad zachowaniem Ludmiły, jednak prawda jest taka, że każdy ma prawo szukać szczęścia tak, jak chce, a ona jest kobietą, która nie godzi się na zastały stan rzeczywistości. To dobry przykład dla tych pań, które tkwią w niezadowoleniu – tu zobaczą, jak można z niego wyjść.

Jednak prowincjonalny cykl to nie tylko wątki obyczajowe. W pierwszej części poznawaliśmy trudną polsko-niemiecką historię Prus Wschodnich, tutaj natomiast oś fabularna zahacza o kulturę żydowską. Bohaterki odkrywają swoje z nią powiązania i powoli wkraczają w jej meandry. To ciekawe ubarwienie, ożywiające tekst i nadające mu całkiem nowego charakteru.

Oczywiście jak to u Katarzyny Enerlich – w książkach nie brakuje niepowtarzalnego klimatu spokojnej, prowincjonalnej wsi. Wciąż dużo jest zdjęć ilustrujących omawiane miejsca. Opisy również są niezwykle plastyczne, o czym miałam niedawno okazję przekonać się na żywo. Poza tym nie brak tu miejsca na opowieści o drobnych pasjach – zdobieniu przedmiotów, pracy w ogródku, rozmowach z ludźmi. Pod tym względem nic się nie zmieniło – z książki wciąż bucha optymizm i spokój, tak potrzebne wielu z nas.

Chcąc zakończyć opowieść powiem krótko: dla mnie książki z prowincjonalnej serii są i na zawsze pozostaną niezwykłą inspiracją – zarówno podróży, jak i po prostu życiowych rozwiązań. Cieszę się, że wciąż mogę o nich mówić i dzielić się ich pięknem, autorce natomiast jestem wdzięczna za tę literacką siłę do działania.

3 komentarze:

  1. Zdjęcia i ilustracje, muszą naprawdę dopełniać tej historii. Ciekawość to za mało.

    OdpowiedzUsuń
  2. To już nie pierwsza recenzja tej pozycji, na którą trafiłam. Każdy ją ocenia inaczej. Jedni chwalą, inni nie. Muszę sama dać jej szansę, aby się przekonać - jaka jest ta książka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię, kiedy książki stają się się inspiracją. Przepiękna okładka. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.