wtorek, 16 września 2014

Jeff VanderMeer - "Ujarzmienie"

W Southern Reach nic nie jest tak, jak być powinno: spośród członkiń dwunastej ekspedycji wróciły wszystkie oprócz najważniejszej - dyrektorki agencji. Na jej miejsce w okolice Strefy X trafia Kontroler - agent prześladowany przez tajemniczy Głos. Mężczyzna podejmuje próbę rozwikłania zagadek, jednak sprawy ulegają skomplikowaniu, gdy okazuje się, że nikomu nie można do końca ufać, a Strefa oddziałuje nie tylko na osoby znajdujące się w jej obrębie...

Po lekturze opisu Ujarzmienia spodziewałam się historii opowiedzianej z całkiem innej strony, niż miało to miejsce w pierwszym tomie cyklu - byłam pewna, że temat Strefy X będzie dogłębnie zanalizowany. Ci, którzy mają podobne nadzieje jak ja, mogą się mocno rozczarować - opowieść rozpoczyna się w pełnej symbiozie z wydarzeniami z Unicestwienia i właściwie nie wnosi do nich nic nowego. Akcja dzieje się niezwykle blisko Strefy, a jednocześnie nieznośnie daleko. Czytelnik, co jasne, dąży do rozwiązania zagadki, jednak nie otrzymuje do tego żadnych nowych materiałów - powtarzane jest jedynie to, co znane. Właściwie książka nawarstwia tylko wątpliwości i tajemnice, nie podając w zamian rozwiązania żadnej z nich. W dodatku nie dzieje się to w sposób ciekawy, intrygujący; osobiście straciłam ochotę na dalsze dociekania.

Treść treścią, można by wybaczyć pewne braki, jednak zawiódł jeszcze jeden ważny aspekt - klimat. Byłam przekonana, że książka powita mnie wartką akcją i ciekawymi wydarzeniami już od pierwszej strony - tak było w Unicestwieniu, niestety tutaj nie. Opowieść w znacznej mierze oparta jest o zbieranie informacji, analizowanie ich oraz snucie domysłów. Przez dużą część książki nie ma w ogóle żadnej atmosfery i nie dzieje się po prostu nic. Okładkowe stwierdzenie, że będziemy bali się przewracać kartki, zdaje się być żartem, w dodatku niezbyt wysokich lotów (chyba że opinia ta tyczy się lęku czytelnika przed śmiercią z nudów). Dopiero w ostatnich podrozdziałach książka zaczyna przypominać pod względem klimatu pierwszy tom, jednak jest już zdecydowanie za późno - odbiorca jest zmęczony lekturą, brak też napięcia, które powinno być budowane przez całą opowieść. Bez odpowiedniego podłoża zdarzenia z okolic Strefy wydają się jeszcze dziwniejsze i bardziej nieprawdopodobne, z całym bagażem negatywnych konotacji tych określeń.

Po lekturze pierwszego tomu byłam zainteresowana, choć nie do końca przekonana - "dziwność" prozy VanderMeera mnie przyciągała i intrygowała, aczkolwiek nie byłam w stanie zaangażować się w 100%. Niestety, w moim odczuciu druga część nie spełnia oczekiwań. Nastrój, tak perfekcyjnie budowany w Unicestwieniu, jest tu zaprzepaszczony, a czytelnikowi przychodzi setnie się wynudzić podczas obserwowania, jak bohater zdobywa wiedzę, którą my już posiadamy. Nie wiem właściwie, czy zawiódł tu pomysł, czy jednak wykonanie, ale ja straciłam ochotę na zagłębianie się w historii okolic Southern Reach. Może jedynie tli się we mnie cień ciekawości dotyczącej genezy Wydarzenia, nie wiem jednak, czy zaryzykuję przebrnięcie przez kolejny tom.

5 komentarzy:

  1. Nie zapoznałam się jeszcze z tym cyklem, być może kiedyś nadarzy się okazja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zawiedziona, bo również jestem po 1szej części i może nie byłam zachwycona, lecz byłam ciekawa drugiej, mam nadzieje, że spodoba mi się bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, widziałam też pozytywne opinie na temat tej książki, więc jest szansa, że nie zawiedzie Twoich oczekiwań. Ja niestety wynudziłam się za wszystkie czasy..

      Usuń
  3. Pierwszy raz słyszę o tej serii, ale kto wie, może kiedyś sama się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.