Są określenia, które działają na mnie jak magnes. "Napięcie", "nie czytać po zmroku", "mrożąca krew w żyłach"... Być może jestem masochistką, ale to właśnie taka literatura mnie wciąga, pochłania i wypluwa - może lekko zużytą, ale jakże usatysfakcjonowaną! Tym razem, gdy dostałam e-mail pełen takich słów-kluczy, nie wahałam się ani chwili. Teraz jest mi wstyd, że dotąd nie znałam powieści tej skandynawskiej autorki.
Ódinn jest właśnie na życiowym zakręcie - po tragicznej śmierci byłej żony to na niego spadła opieka nad jedenastoletnią córką. W dodatku w spadku po zmarłej koleżance otrzymuje zadanie zawodowe - ma wyjaśnić, co działo się przed laty w zamkniętym ośrodku wychowawczym, gdzie w tajemniczych okolicznościach zginęło dwóch chłopców. W miarę postępu prac dochodzeniowych bohater odkrywa kolejne mroczne tajemnice, a wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości zaczynają przedziwnie się zazębiać. On sam ma wrażenie, że popada w obłęd. Czy słusznie?
Akcja książki toczy się równolegle na dwóch płaszczyznach - w roku 1974, w ośrodku wychowawczym, oraz współcześnie, w otoczeniu Ódinna. Rozdziały te ułożone są naprzemiennie. Przez wzgląd do wydarzeń sprzed lat czytelnik w naturalny sposób ma dostęp do wiedzy, którą główny bohater nabywa później, nie ogranicza to jednak w żaden sposób naszej możliwości wyciągania wniosków - informacje zgrabnie się przeplatają i uzupełniają, a wiedza nie jest powielana. Sama zagadka, choć na początku może wydawać się niezbyt zajmująca, w ostatecznym rozrachunku jest odpowiednio skomplikowana i zaskakująca. W moim przypadku również zakończenie było satysfakcjonujące, a zdolność autorki do lawirowania pomiędzy faktami i splatania pozornie niezwiązanych ze sobą wątków pozostawia mnie pod dużym wrażeniem.
Dużym atutem książki jest klimat rodem z dreszczowca - bohaterem targają sprzeczne uczucia i chwilami staje on na skraju obłędu, by niedługo potem racjonalizować samemu sobie to, czego doświadczył. Akcja zmienia się, a autorka wodzi czytelnika za nos, prowadząc go do rozwiązania zagadki. Muszę przyznać, że choć rzadko daję się wciągnąć w kryminał, tutaj przesiedziałam przy książce kilka godzin ciurkiem, by jak najszybciej poznać zakończenie. Przez cały ten czas towarzyszył mi przyjemny dreszcz niepewności, potęgowany przez zdarzenia z pogranicza paranormalności.
Niechciani to naprawdę ciekawa lektura. Thriller liczy sobie nieco ponad 300 stron, ale zapewni czytelnikowi porcję emocji odpowiednią na intensywne popołudnie. W dodatku jest szansą na przeniesienie się choć na chwilę do chłodnej Islandii, gdzie ludzi jest niewiele, znają się dość dobrze, a ich losy splatają się po latach w najmniej oczekiwanych momentach. Po raz kolejny okazuje się, że surowy klimat wspaniale współgra z kryminałem, a jeśli dodać do tego dobry warsztat pisarski i umiejętność budowania napięcia, otrzymujemy receptę na literacki sukces.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Business and Culture oraz wydawnictwu MUZA SA.
Jestem bardzo ciekawa tej nowej pozycji Yrsy. To jedna z nielicznych skandynawskich autorek, którą jako tako znoszę ;) A co do masochistycznych zapędów czytelniczych - mam podobnie :)
OdpowiedzUsuńCzytałam wszystkie książki Yrsy chociaż podobnie jak Luka Rhei, nie lubię skandynawskich kryminałów. Ale ksiązki Yrsy to bardziej thrillery i to nieźle wymyślone. "Niechcianych" mam na swojej liście zakupowej.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Yrsy, dlatego bardzo się cieszę, że ta powieść przyszła do mnie w piątkowej paczce :) Jestem ciekawa jak pisarka wypadła w historii bez prawniczki Thory, mam nadzieję, że będę zadowolona.
OdpowiedzUsuńA ja ciągle zbieram się za lekturę Yrsy...
OdpowiedzUsuńKsiążkowa masochista? Mów mi jeszcze :) Choć nie raz sie przejechałam - bynajmniej nie dlatego, że ksiażka byłą starsza i spać nie mogłam. Ale Yrsę lubię. Czytałam dwie jej książki, jedna podobała mi się bardziej, druga mniej, ale po kolejne sięgnę na pewno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Szufladopółka
Co raz bardziej przekonuję się do thrillerów, więc bardzo zaciekawiłam się tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie choć widzę, że bardzo pozytywnie wypowiadasz sie na temat tej ksiazki;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
pokolenie-zaczytanych.blogspot.com
Ciekawa się wydaje :)
OdpowiedzUsuńI kolejna pozycja ląduje na mojej liście must read ;)
OdpowiedzUsuńMasochizm czytelniczy haha, moja mama mówi, że kiedyś zostanę psychopatą przez te wszystkie książki, seriale i filmy, którymi truję mózg, cóż, mówi się trudno i żyje się dalej, nic nie poradzę, że lubię silne emocje :D
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, a co do książki to na pewno o niej nie zapomnę i gdy tylko będę mieć okazję, przeczytam :D
"Niechciani" to było moje drugie spotkanie z tą autorką i znowuż mnie nie zawiodła. Niewielu potrafi tak mistrzowsko łączyć gatunki (kryminał z horrorem). Dziwię się, że w Polsce nie jest bardziej znana, bo zasługuje na sławę jak mało kto. Polecam "Niechcianych" każdemu, bo to naprawdę kawał interesującej, klimatycznej prozy.
OdpowiedzUsuńTeż zastanawiam się, czemu autorka nie jest bardziej znana - usłyszałam o niej po raz pierwszy przy okazji maila z Muzy i byłam w wielkim szoku, kiedy zobaczyłam ilość wydanych w Polsce książek jej autorstwa. Może to przez zalew skandynawskich kryminałów, który swego czasu miał miejsce? Ja na pewno będę sięgała po kolejne teksty Yrsy i pisała o nich gdzie tylko się da. Autorka po prostu na to zasługuje, bo talent ma wielki i dobrze go wykorzystuje.
Usuńniestety nie miałam okazji zapoznać się z twórczością tej autorki, jednak po recenzji zaczynam żałować i wpisuję książkę na listę "do przeczytania" :)
OdpowiedzUsuńMnie też przyciągają takie określenia, "nie czytaj tego sam", "nie czytaj po zmroku"- coś w tym jest ;) Dlatego zapisuję nazwisko autorki.
OdpowiedzUsuńJeśli chcialibyście przeczytać książkę Piotra Kotwicy "Odblask" i wziąć udział w akcji "Podaj dalej, czyli książka w podróży"- zapraszam do mnie!
Jeszcze nie czytałam żadnej książki autorki, ale mam wielką ochotę to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam te emocje:) Jestem już w połowie Niechcianych:)))))
OdpowiedzUsuń