piątek, 1 sierpnia 2014

Katarzyna Enerlich - "Prowincja pełna marzeń"

Odkrywam na nowo urok niespiesznych, prowincjonalnych powieści obyczajowych. Takich, które pokazują życie jakim jest i podejście do niego – jakim powinno być. Aż chce się żyć, uśmiechać do słońca i robić rzeczy, na które zwykle brak nam czasu i ochoty.

Bohaterką książki jest Ludmiła Gold – dziennikarka lokalnego tygodnika, która wiedzie spokojne, rutynowe życie w jednej z mrągowskich kamienic. Powoli jednak w jej codzienność wkradają się zmiany – najpierw w sprawach zawodowych, gdy wydawca wprowadza nowego redaktora naczelnego, prawdziwego idiotę; później również w życiu prywatnym, gdy bohaterka okazuje się być obiektem żarliwych, męskich zainteresowań. Ponadto do miasta przybywa niemiecka delegacja z pewnym fotoreporterem, poszukującym własnych korzeni… Zbieg okoliczności sprawia, że to Ludmiła staje się powierniczką wojennej historii, rozgrywającej się w Prusach Wschodnich. Powierniczką tyleż skuteczną, co zakochaną.

Swoje rozważania chciałam rozpocząć od krytyki głównej bohaterki. Chciałam, mniej-więcej do połowy lektury, bo później dałam się całkowicie ponieść wątkom i szczególnej atmosferze. Tak naprawdę magia książki i emocje w niej zawarte są tak niezwykłe, że treść schodzi na dalszy plan. Przyznać trzeba, że Ludmiła momentami zachowuje się niczym rasowa przedstawicielka young adult, rozdarta sercowo pomiędzy dwoma mężczyznami, któż jednak zabroni kobiecie po przejściach zachowywać się niedojrzale? Bohaterka ma tu swoje racje, które świetnie się bronią, a i sam fakt takiego zachowania nie razi (przynajmniej mnie).

Książka posiada również ważny atut – każdy rozdział jest wzbogacony o ilustracje, dawne zdjęcia lub pocztówki, ukazujące miejsca w Mrągowie związane z opowiadaną historią. Każde z nich posiada opis odnoszący je do rzeczywistości. Poza faktem, że są zwyczajnie zachwycające (uwielbiam stare fotografie!) i tworzą w znacznej mierze klimat powieści, przypominają również czytelnikom, jak ważna jest dla tekstu historia opowiadana przez Martina. Nawet gdy wątek na chwilę przygasa, pamiętamy, że to on jest osią i bogactwem opowieści, w subtelny sposób przemycając klimat polsko-niemieckiego Mrągowa. Tekst pokazuje, że nie każdy Niemiec powraca do Polski, by zabierać ludziom domy, a i nie każdy w czasach wojny musiał być oprawcą. To dobre świadectwo, zwłaszcza dla ziem odzyskanych, które wciąż borykają się z problemem uprzedzeń. Warto jednak pamiętać, że książka jest generalnie tekstem obyczajowym, poszerzonym jedynie o niezwykle wzbogacającą tematykę.

Porównując Prowincję pełną marzeń do ostatniego tomu cyklu, który niedawno czytałam, mogę powiedzieć, że autorka zrobiła duży postęp w zakresie warsztatu – pierwszy tom nie zachwyca dialogami, choć opisy są przepiękne. Trzeba jednak przyznać, że Katarzyna Enerlich po prostu posiada dar opowiadania, w dodatku swoimi pasjami jest w stanie zarażać innych. Jej tekst niesie w sobie ogromne pokłady magii i wprost wręcz zachęca, by garściami czerpać z lokalnej historii i tradycji. Lektura jest czystą przyjemnością i jako taką ją oceniam i zapamiętuję. Już cieszę się na chwilę, gdy kolejny tom cyklu wpadnie w moje ręce.

4 komentarze:

  1. Czytałam kiedyś "Prowincję pełną czarów". Jeśli piszesz, że autorka poprawiła swój styl - to z pewnością sięgnę po zaprezentowany przez Ciebie tom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jeśli chodzi o poprawę stylu, sięgnij lepiej po ostatni. W pierwszym ma jeszcze nad czym pracować. ;)

      Usuń
  2. Nie jestem do końca przekonana do książek tego typu, ale może dam szansę kiedyś pani Enerlich i sięgnę po pierwszą część. To się okaże :)

    OdpowiedzUsuń
  3. chciałabym poznać twórczość autorki, to jest pewne :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.