Hazel ma 16 lat, jednak nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku – choruje na raka, więc do najbardziej stałych elementów jej codzienności należy korzystanie z butli tlenowej, nieprzyjemne kuracje i czytanie w kółko tej samej książki. Jej funkcjonowanie społeczne ogranicza się do kontaktów z rodzicami i wizyt na kościelnej grupie wsparcia, której szczerze nie cierpi. Jednak to właśnie tam poznaje chłopaka, który swoją własną postawą będzie w stanie na zawsze zmienić jej życie...
Jeśli ktoś jeszcze się nie domyślił, to powiem wprost - to nie jest łatwa książka. Sporo jest tutaj negatywnych emocji takich jak ból czy złość. Postaci drążą tematy egzystencjalne i szukają swojego własnego rozumienia świata, cyklu życia i umierania. Wiele myśli jest negatywnych, a niektóre sceny potrafią mocno zdołować. Jednak z drugiej strony czyniąc swoimi bohaterami nastolatków John Green wprowadził w tę niełatwą opowieść bardzo dużo lekkości i radości. Jest coś smutnego w obserwowaniu, jak młodzi ludzie, którzy powinni dopiero zaczynać prawdziwe życie, stoją u jego kresu, jednak ich postawa sprawia, że książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Połączenie zakochania, pierwszej miłości z tematem ciężkiej choroby i odchodzenia było zadaniem karkołomnym, ale autor zdecydowanie mu podołał tworząc historię jednocześnie uroczą i skłaniającą do refleksji.
Myślę sobie, że ten tekst można naprawdę różne odbierać w zależności od własnej wrażliwości i podejścia do życia, jednak wiele osób znajdzie w niej coś wartościowego i ciekawego. Mnie na przykład urzekł czarny humor, którym przepełniona jest Hazel. Jej krytyczne uwagi, negowanie wszystkiego i ironia, za pomocą której dziewczyna radzi sobie z ciężarem choroby, przekonały mnie całkowicie. Dzięki głównej bohaterce dużo łatwiej było mi zmierzyć się z niełatwą tematyką i przejść przez tę opowieść nie odczuwając zbędnego ciężaru. Jednak ta książka to nie tylko opowieść o Hazel - dwaj towarzyszący jej chłopcy również wzbogacają obraz dokładając kolejne, całkowicie odmienne sposoby radzenia sobie z chorobą. Cieszę się, że autor nie skupił się jedynie na głównych bohaterach i rozszerzył swoją opowieść o całe społeczne tło - grupę wsparcia, rodzinę, a nawet spotykane na ulicy obce osoby. To wszystko sprawia, że opisane w książce problemy wydają się nam dużo bliższe.
Można mówić, że Gwiazd naszych wina to książka nierealna, przesadzona, bzdurna; można poddawać pod wątpliwość, czy historia taka jak ta mogłaby mieć miejsce ze wszystkimi szczegółami (pewnie nie, bo cała fabuła okuta jest na dość nieprawdopodobnym ciągu zdarzeń). Jednak gdy odrzucimy takie rozważania, gdy pozbawimy tę historię otoczki, zostaje nam naprawdę dobra, pełna emocji opowieść, która skłania czytelnika do refleksji. Dla mnie lektura byłą wspaniałą przygodą i jestem pewna, że to jedna z tych książek, do których jeszcze nie raz wrócę. Tylko nie wiem, czy jest szansa, że kolejne książki Greena spodobają mi się równie mocno...
Ogólnie jest tak, że najlepiej nie zaczynać czytać Greena od "Gwiazd naszych wina", bo później każda kolejna książka wydaje się gorsza. Może coś w tym jest, bo oprócz "Szukając Alaski", którą stawiam na równi z GNW, reszta średnio mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńEch, i o tym właśnie nie wiedziałam, kiedy siadałam do lektury... No nic, mam nadzieję, że nie będzie tak źle i któryś z pozostałych tekstów autora jakoś przypadnie mi do gustu...
UsuńMnie się ta książka bardzo podobała. Jedna z lepszych jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale widziałam film. Chwyta za serce, naprawdę! ;)
OdpowiedzUsuńSkoro już mam za sobą lekturę, mogę z czystym sumieniem obejrzeć film. Chociaż nie przepadam za ekranizacjami powieści dla nastolatków, na tę się skuszę. :)
UsuńWreszcie to zrobiłaś! Przeczytałaś :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobała. Szkoda, że tak długo się do tego zabierałaś :P
Kocham zarówno książkę jak i film <3
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Greenem, ale akurat tę książkę chciałabym przeczytać kiedyś :)
OdpowiedzUsuńDla mnie "Gwiazd naszych wina" nie jest najlepszą książką Greena, jaką miałam okazję czytać. Dużo bardziej podobała mi się np. "Szukając Alaski", czy "Papierowe miasta", bo nie były aż tak przesłodzone :)
OdpowiedzUsuńDużo dobrego słyszałam właśnie o "Szukając Alaski" - mam duże nadzieje co do tej książki.
UsuńGreena jak dotąd czytałam jedynie "Szukając Alaski". Książka fajna, tylko nie rozumiem tych wszystkich, którzy mówią, że jego powieści to geniusz.
OdpowiedzUsuńPo GNW chciałabym kiedyś sięgnąć, alr na razie nie mam czasu.
Czytałam już prawie wszystkie książki Greena i ta jest bez wątpienia najlepszą z nich. Cieszę się, że Tobie również przypadła do gustu ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie czuje się przekonana do tej książki. Widziałam film i zupełnie się zraziłam....
OdpowiedzUsuńJa też przeczytałam GNW jako pierwsze i mi się spodobało. Ale każda kolejna książka już nie była dla mnie taka dobra :]
OdpowiedzUsuńTo jedyna książka Greena, która wywarła na mnie wrażenie. Przepiękna!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę i bardzo mi się podobała :) Pamiętam jak przez godzinę spisywałam swoje ulubione cytaty i dialogi :)
OdpowiedzUsuńJa zaznaczałam je w książce, ale po kilku przestałam - musiałabym powklejać karteczki prawie na każdej stronie. ;)
UsuńJeżeli chodzi o tą książę to fabularnie mi się podobała ze wzgędu na wątek miłosny, który tutaj dminuje. Jedynym plusem całości jak dla mnie są cytaty, które niezwykle mocno zakorzeniły się w moim sercu. Jednakże po kolejne książki Greena raczej nie sięgnę. Nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nową recenzję:
http://kruczegniazdo94.blogspot.com