Prześledzenie losów czegoś, co przez kilkadziesiąt lat rozrosło się z kilku ulotnych myśli do największego fikcyjnego świata, z pewnością nie było łatwe, Taylorowi jednak się udało. Ta książka to istne kompendium wiedzy całym procesie powstawania i rozwoju Gwiezdnych Wojen: od pierwszych szkiców i koncepcji w latach siedemdziesiątych, aż po przejęcie marki przez Disneya i prace nad najnowszym filmem. Co więcej, autor nie ograniczył się tylko tych sztywnych ram - sporo miejsca poświęcono też wszystkiemu, co mniej lub bardziej miało wpływ na kształt uniwersum (chodzi tu m.in o rozwój space opery jako gatunku, a także dzieciństwo Lucasa i jego pierwsze kroki jako reżysera), a także wielu rzeczom, które dzięki Gwiezdnym Wojnom się zrodziły. Co do zasady wszystko zostało przedstawione w sposób chronologiczny, są jednak pewne wyjątki. Niektóre rozdziały, jak na przykład te o społecznościach fanowskich, parodiach bądź też o zabawkach na licencji, zdają się być wyjątkowo rozrośniętymi dygresjami, które przerywają ułożoną czasowo opowieść. Osobiście wolałbym, żeby ciąg chronologiczny był zachowany, a cała reszta została opowiedziana na koniec, nie jest to jednak nic, co przeszkadzałoby w lekturze.
Chrisowi Taylorowi należą się szczególne wyrazy uznania za lekkość, z jaką był w stanie przekazać tyle informacji. Nie oszukujmy się, Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?” to opracowanie, które ma charakter niemalże naukowy - sporo tu faktów, dat i cytatów, a kolejne strony to lite ściany tekstu… Na szczęście językowo i stylistycznie wszystko zostało podane w przystępny sposób: autor ma bardzo lekkie pióro, nie boi się używać zwrotów potocznych, nawiązywać kontaktu z czytelnikiem poprzez stawianie przed nim pytań, a także przywoływać osobistych doświadczeń życiowych związanych z tym, że sam jest on wielkim fanem uniwersum. Jedynie co, to przekład jest momentami zbyt dosłowny i niektóre zdania wyglądają sztucznie, a po ich brzmieniu łatwo było mi się domyślić oryginalnego brzmienia.
Z “naukową” formą książki wiąże się jednak pewna dość specyficzna wada natury technicznej. Jak to przy takich opracowaniach bywa, pojawiły się w niej przypisy, i to w ilości spokojnie liczonej w setkach. Zdecydowana większość to odwołania do źródeł - wywiadów, biografii, stron internetowych, itd. - jednak część z nich to swoiste ciekawostki, rozwinięcia tematów czy na też wytłumaczenia pewnych kwestii językowych. Osobiście chętnie korzystam z takich rzeczy, niestety tutaj było to lekko utrudnione: zamiast przypisów dolnych wszystkie uwagi i dygresje zebrano na końcu książki. Tym samym ja, chcąc wyciągnąć z tekstu jak najwięcej, przy praktycznie każdym odesłaniu przeskakiwałem na ostatnie strony, co nie dość, że nie było najwygodniejsze (rozmiar książki także zrobił swoje), ale też było swoistą ruletką: będzie ciekawa informacja, czy kolejne przywołanie źródła?
Popsioczyć muszę niestety nieco na tłumaczenie, redakcję i korektę polskiego wydania. Rozumiem, że tekstu było sporo i że nie był on najwdzięczniejszym materiałem do tego typu pracy. Przymknąłbym oko na nieco większą liczbę błędów, niż jest ich normalnie. Ale niestety, ich liczba i poziom nie pozwalają mi na to. W tekście nagminnie pojawiały się zdania, w których brakowało co najmniej jednego słowa, często na tyle istotnego, że dłuższą chwilę zajmowało mi zrozumienie sensu danego fragmentu. Zdarzały się tłumaczenia nazw własnych mocno odbiegające od tych funkcjonujących powszechnie, a raz nawet zamiast różnych nazw pojawiała się dwa razy ta sama. Szczytem było jednak zdanie, w którym nie dość, że zdecydowanie słów było za dużo, to jeszcze znalazł się nadprogramowo zwrot “usunąć” - jak nic komentarz własny kogoś pracującego nad tekstem. Przyznaję, że z czymś takim spotkałem się pierwszy raz w życiu.
Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat? to bez wątpienia kompendium, ale jednocześnie jest to dar: prezent od fana dla fanów. Co prawda pewne błędy techniczne mogą się rzucać w oczy (zwłaszcza wybitnym znawcom tematu - niektóry pomyłki tłumaczeń są rażące), ale płynąca z tekstu wiedza jest naprawdę ogromna. Każdy miłośnik stworzonego przez George’a Lucasa uniwersum może śmiało sięgnąć po tę książkę, bo po prostu warto. A nawet jeśli Gwiezdne Wojny nie zawładnęły Waszymi sercami, to i tak rozważcie lekturę - tekst stanowi również świetne ukazanie socjologicznego fenomenu, który dotyczy milionów ludzi.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Z Gwiezdnymi Wojnami miałam w życiu tyle do czynienia, co się napatrzyłam jak siostra gra w Star Wars Racer i nie bardzo mnie do nich ciągnie, za to znam kilka osób, które mogłabym obdarować tą książką :)
OdpowiedzUsuńJak ja Ci zazdroszczę tej książki!!!! wrrrr :P
OdpowiedzUsuńAle ja dostałam "Star Wars Koniec i początek" Chuck Wendig :D
Chętnie bym przeczytała, tylko szkoda, że tyle tych błędów się tam wkradło. :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hon no Mushi
Błędów w tej książce uświadczyć można na każdej stronie. I ta recenzja jest jedną z nielicznych, które na to zwracają uwagę.
UsuńMój kolega zrobił spis największych i najbardziej głupich błędów na swoim profilu fb:
https://www.facebook.com/Pan-Optykon-197132843720791/?fref=ts
Lista przeraża!
Nie miałem pojęcia, że jest ich aż tyle, zwłaszcza jeśli chodzi o te na poziomie merytorycznym. ;o Aczkolwiek dostrzegam tu wymienionych sporo zdań, które podczas lektury wydawały mi się dziwne i teraz wiem, że nie tylko był problem z ich składnią, ale i z wywróceniem sensu na drugą stroną. Szkoda, że fani dostali do rąk produkt tak bogaty w błędy. :(
Usuń