Cieszę się, że już od jakiegoś czasu nie można nazywać mnie
ignorantką w kwestii XIX-wiecznej literatury kobiecej – wiem już nieco więcej
niż na początku swojej drogi. Po lekturze Shirley przeżyłam zachwyt barwnym
językiem i błyskotliwą narracją, byłam tez urzeczona wnikliwym okiem autorki,
dzięki któremu została dokonana ciekawa analiza społeczeństwa. Rozochocona
zabrałam się za lekturę Villette oczekując podobnych wrażeń i przeżyłam szok.
Cofam moje słowa z ostatniej recenzji – nie o wszystkim mogę czytać w tak
wspaniałym stylu.
Treść książki można opisać naprawdę nieskomplikowanie, jest zresztą
zgodna z pewnym luźnym schematem, charakterystycznym dla tamtych lat. Młoda
Angielka, Lucy Snow, traci wszystko, co było dla niej cenne – nie chodzi tu
tylko o dobra materialne, ale też przede wszystkim o najbliższe jej osoby. Jest
osobą silną, więc w obliczu trudnej sytuacji, nie mając nic do stracenia,
postanawia udać się w podróż i poszukać życiowego szczęścia w innej części
świata. Wsiada na prom do Francji, a stamtąd dociera do Villette, miasteczka, w
którym rozpocznie się jej monotonna egzystencja. Kobieta podejmuje pracę jako
guwernantka w zakładzie wychowawczym Madame Beck; można by rzec, że odtąd wiedzie
życie zwyczajne i raczej nudne. Do czasu wplątania się w pewną niecodzienną
intrygę…
Wielką zaletą twórczości Charlotte Brontë, która ma swoje
odzwierciedlenie również w tym tekście, jest ogromna wręcz wrażliwość autorki,
którą dziś nazwalibyśmy po prostu inteligencją emocjonalną. Siłą jej tekstów
jest świetna kreacja bohaterów oraz społecznego tła, powstała dzięki
dostrzeżeniu wielu zależności między konkretnymi postaciami. Opisywane osoby są
z reguły wyraziste, mają też swoje umotywowanie i najczęściej całkiem mocny
pierwowzór w życiu realnym. W przypadku Villette dodatkową zaletą jest nowa
jakość opisu – monolog wewnętrzny. Obserwujemy tu bohaterkę mierzącą się nie
tylko z przeciwnościami losu, ale i z samą sobą, w codziennej batalii i
nieprzerwanym dyskursie. Opisowi poddane zostają doświadczenia i inne postaci,
a całość historii poznajemy właśnie z perspektywy Lucy, która jest obserwatorką
dokładną, spostrzegawczą i nieutrudzoną.
Charlotte utkała swą opowieść misternie, nakładając na
siebie wiele pozornie błahych zdarzeń i tworząc z nich ciekawy oraz przede
wszystkim pełny obraz. Zakładam, że to, co zostało opisane, nie pojawiło się tu
przypadkowo, trzeba jednak powiedzieć jedną rzecz – dla współczesnego
czytelnika książka może być po prostu nudna. Opisy są długie, akcja rozwija się
bardzo słabo, wielokrotnie przeciągane tematy są monotonne. Utrudnia to utrzymanie
zainteresowania, wciągnięcie się w jakikolwiek wątek i znacznie wydłuża czas
czytania. Co gorsza – dla mnie nie był to tekst, który chcę smakować dzień po
dniu w małych dawkach; w miarę upływu czasu moja motywacja po prostu opadała.
Absolutnie nie chcę tu ujmować wartości tekstów Charlotte
Brontë ani odbierać jej rzeczywistego wkładu w rozwój literatury czy stworzenie
podłoża do zmian w zakresie obyczajowości. Autorka w swoim tekście do cna
wycisnęła temat kobiecej psychiki, pokazała jej złożoność i dylematy, dała
szansę do obrony własnych racji. Nowatorska jak na tamte czasy technika
strumienia świadomości pozwoliła wniknąć tak głęboko jak nigdy dotąd, zrozumieć
bohaterkę lepiej niż kiedykolwiek. Tym niemniej Villette jest w moim odczuciu
książką dla koneserów – zarówno XIX-wiecznej literatury, jak i powieści
Charlotte.
Kończąc lekturę (nie całkiem) i pisząc tę opinię wiem jedno –
jeszcze do tej książki wrócę. Wciąż myślę sobie, że to powieść „nie w czas”, że
zbyt szybko wpadła w moje ręce. Przez pryzmat własnych doświadczeń nie polecam
jej na początek przygody z Siostrami, a sama zabieram się za lekturę innych ich
książek. Przed ponownym sięgnięciem po tekst z pewnością zagłębię się również w biografię autorki, tak, aby móc samodzielnie odkrywać nagromadzone tutaj powiązania.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu MG.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu MG.
___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam Opasłe Tomiska"(656 stron).
Mam książkę na półce, czeka aż przyjdzie jej czas, bo do sióstr Bronte trzeba znaleźć właśnie TEN moment, kocham ich styl, emocjonalność. Trzeba przyznać,że ich książek nie można przeczytać od razu, tutaj potrzebne jest dawkowanie, tak by nie znudziło właśnie:)
OdpowiedzUsuńPrzy poprzedniej książce rzeczywiście tak miałam, że smakowałam ją powoli i cieszyłam się zarówno językiem, jak i treścią. Tutaj niestety tak nie było - z czasem w ogóle przestałam czuć chęć sięgania po tekst, było to raczej przymusem.
UsuńMam w planach!
OdpowiedzUsuńMało tego!
Mam w planach, które koniecznie muszę zrealizować!
Z każdą recenzją jakiejkolwiek książki sióstr Bronte mam niesamowicie wielką chęć poznać ich twórczość i to jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńOjej... Mam w planach ten tytuł, ale teraz już nie wiem, czy powinnam się zabierać za tę książkę.
OdpowiedzUsuńTo zależy. Jak mówię - moim zdaniem na początek najlepsza nie jest, ale jest też wiele (w sumie nawet bardzo wiele) opinii, które oceniają tę książkę bardzo wysoko. Próbować zawsze warto, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość. ;)
UsuńCzytałam kiedyś "Dziwne losy Jane Eyre" i nie była to porywająca lektura, więc opieram się przed sięgnięciem po inne książki sióstr Bronte. Ale może kiedyś...
OdpowiedzUsuńMam w planach książki sióstr, ale to twórczość Anne najbardziej mi się podoba... Jednak każda z sióstr ma przynajmniej jedną powieść, którą chciałabym przeczytać, a Villette jest w moich planach ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Lubię twórczość sióstr Bronte, więc z przyjemnością przeczytam także "Villette" - podejrzewam, że przypadnie mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńsiostry Bronte od dawna mnie interesują, wiem już jednak by nie zaczynać z nimi przygody od Villette. nie chce się zawieść, ani co gorsza zniechęcić, a wiem, że kobiety znakomicie piszą.
OdpowiedzUsuńMyślę, że sięgnę po tę książkę, bo już od jakiegoś czasu mam ochotę przeczytać coś którejś z sióstr Bronte :)
OdpowiedzUsuń