Życie Ludmiły, choć teoretycznie uporządkowane, wciąż się zmienia – z jednej strony bohaterka chce ciepła i bliskości obecnego partnera, z drugiej jednak boi się zobowiązań i poważnych deklaracji. Decyzja przychodzi, jak to w życiu bywa, stanowczo zbyt późno – gdy kobieta odkrywa, czego chce, okazuje się, że na drodze do wspólnego szczęścia może stanąć… kariera zawodowa Wojtka. Co przyniesie roczna rozłąka? Czy Ludmile uda się udźwignąć życie w samotności? Pomóc mogą kolejne mazurskie tajemnice, domagające się rozwikłania…
Nie chciałabym się rozwodzić nad sferą obyczajową książki, bo odbieram ją specyficznie, a poza tym omawiałam ją już niejednokrotnie. Tym, co ma dla mnie niezwykłe znaczenie w piątym tomie, jest rozgrywająca się niejako w tle opowieść z wątkiem historycznym. Przyznam szczerze, że dotąd podobne wstawki traktowałam jedynie jako miłe urozmaicenie, tu natomiast naprawdę się zainteresowałam. Historia Czarnego Lasu, wsi, która zniknęła z powierzchni ziemi, jest niezwykle ciekawa i klimatyczna. Podobał mi się również motyw legendy, obudowanej na rzeczywistych, rodzinnych losach – ciekawie ukazano tu prowincjonalną mentalność ludzi i ich sposoby na oswajanie tego, co nieznane.
Dodatkowo, jak to zwykle u Katarzyny Enerlich, wątki są pięknie pomieszane i dobrze się uzupełniają. Autorka zgrabnie łączy zasłyszane historie, korzysta też z bogatej tradycji własnego regionu i łączy wszystko w doprawdy niezwykłą całość. Do wspomnianych wyżej motywów dochodzi kolejny, związany z polskimi procesami o czary – to następny interesujący aspekt. Takich smaczków jest więcej i jedyny zarzut, jaki mogę wystosować, jest taki, że nie są one potraktowane w sposób jednakowy. Chociażby historia opowiadana pod sam koniec zdaje się być dodana na siłę – nie jest wpleciona ani zgrabnie, ani przyjemnie i z pewnością zasługuje na lepsze wykorzystanie.
Ostatnim razem pisałam, że moja znajomość treści tomu szóstego wypacza rozumienie poprzednich i osąd co do warstwy fabularnej. Tak naprawdę jednak ani razu wcześniej nie dało mi się to we znaki tak bardzo, jak teraz. Wydarzenia opisywane w piątej części są tak specyficzne, że wiedza o zakończeniu zmienia praktycznie wszystko – wychodzi na to, że niechcący zaaplikowałam sobie naprawdę chamski spoiler. Ciekawa jestem opinii innych osób, które zaczynały swoją przygodę z cyklem od Prowincji pełnej szeptów – ja sądziłam, że przyjmę zdarzenia tak po prostu, że łatwiej zniosę pewne sprawy i ich przebieg prowadzący do nieubłaganego finału, jednak bardzo się myliłam. Przez całą lekturę towarzyszył mi nieprzyjemny ucisk w piersi.
W końcu nadszedł ten moment, gdy z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że poznałam wszystkie książki o Ludmile Gold, jakie do tej pory zostały wydane (nie wszystkie w ogóle, bo premiera najnowszej, Prowincji pełnej snów, w styczniu). Już teraz cieszę się z doświadczenia, jakim było poznanie prowincjonalnego cyklu, bo zdecydowanie ubogaciło to moje życie i skłoniło do wielu przemyśleń. Może zabrzmi to dziwnie w stosunku do książki obyczajowej, ale tak właśnie jest – „Prowincje” mają w sobie pewną magię i epatują siłą; moim zdaniem trafiły do mnie nieprzypadkowo i w świetnym momencie życia.
Dziękuję Katarzynie Enerlich za tę niezwykłą opowieść i za to, że ze swoim darem opowiadania wyszła do ludzi. Robi Pani coś naprawdę wspaniałego – podnosi na duchu i daje siłę. Oby energia włożona w te teksty zawsze do Pani wracała.
Czas najwyższy, żebym i ja poznała twórczość tej autorki :)
OdpowiedzUsuńJa już też jestem po lekturze tej części. Niebawem zamieszczę swoją recenzję. Cykl o polskiej prowincji mnie urzekł.
OdpowiedzUsuńMiałem kiedyś szansę by przeczytać jedną z powieści z tej serii, ale nie skorzystałem. Nie są to moje klimaty.
OdpowiedzUsuńObyczajówki niezbyt leżą w mojej sferze do czytania, ale fajnie, że Tobie się spodobała :)
OdpowiedzUsuńNo, ni, muszę wreszcie sięgnąć po książki Katarzyny Enerlich :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się podobała :) książki pani Kasi mają taki niewymuszony urok :)
OdpowiedzUsuńchyba nie czuje "tego czegoś" do tej książki :]
OdpowiedzUsuń