środa, 4 listopada 2015

Marie Lu – „Legenda. Wybraniec”, „Legenda. Patriota”


Długo zastanawiałam się, w jaki sposób opisać książki Marie Lu. Pierwszy tom trylogii Legenda czytałam już dawno i niewiele z niego pamiętałam, ale skusiłam się w końcu na dokończenie serii, skoro mam ją całą na półce. Miałam zamiar przeczytać jedną część, odłożyć ją, a za finał zabrać się dopiero po dłuższym czasie, jednak po prostu nie byłam w stanie – Wybraniec wieńczy tak perfidny cliffhanger, że głęboko współczuję tym, którzy w chwili czytania nie mieli pod ręką ostatniego tomu. Ja miałam, więc można powiedzieć, że pochłonęłam oba za jednym razem, a co za tym idzie nie jestem w stanie oceniać ich osobno – to, co dzieje się w Patriocie całkowicie zmieniło moje spojrzenie na trylogię.

Jeśli chodzi o fabułę, to nie zdradzając zbyt wiele mogę powiedzieć, że akcja przenosi się na wyższe szczeble władzy. Day (rebeliant, który od lat sabotuje działania państwa, a obecnie chce odzyskać porwanego brata) oraz June (byłe „cudowne dziecko Republiki”, chwilowo poszukiwana za pomoc przestępcy) zmieniają front i przyłączają się do przeciwników państwa. Każde z nich otrzyma zadania na miarę swoich możliwości, jednak czy ich wykonanie przyniesie jakiekolwiek zmiany? Bohaterowie będą musieli spojrzeć szerzej i zrozumieć skomplikowaną sytuację polityczną, a następnie dokonać własnych, bardzo trudnych wyborów.

Już w drugim tomie dowiadujemy się więcej na temat świata przedstawionego. Horyzonty bohaterów poszerzają się, a w raz z nimi rośnie również nasza wiedza – czytelnik dowiaduje się, jak wygląda świat poza Republiką, jak rozkładają się siły polityczne i jakie były przyczyny globalnego kryzysu. Historia ludzkości wymyślona przez Marie Lu jest spójna, autentyczna i wiarygodna, a ilość informacji dokładnie odzwierciedla zapotrzebowanie – dostajemy ich na tyle dużo, że nie czujemy się zignorowani, ale z drugiej strony nie zdążymy się nimi znudzić, bo przedstawiane są przy okazji, nie zaś w niekończących się wywodach.

Bardzo ważnym elementem powieści są bohaterowie – perspektywa dwóch narracji (przeplatających się rozdziałów) pozwala lepiej ich poznać i zrozumieć motywy ich działań; autorce udało się w pełni wykorzystać potencjał takiego zabiegu. Jeśli chodzi o samą kreację postaci, trzeba przyznać, że są to bohaterowie z krwi i kości. Oboje są inteligentni – analizują sytuację, przeżywają uzasadnione rozterki i dopiero uczą się poznawania własnych emocji. Jedyne, co do czego mam zastrzeżenia, to fakt, że nie zawsze zachowania postaci są adekwatne do ich wieku – zdarzało się, że przez działania polityczne i intelektualne zapominałam, że to nastolatkowie, a gdy przyszło mierzyć się z ich sercowymi rozterkami, byłam rozczarowana, jak bardzo są dziecinni.

Ze względu na specyfikę narracji i nacisk na dwoje głównych bohaterów, wątek miłosny jest tu dość mocno uwypuklony, choć przyznać trzeba, że nie bierze powieści we władanie. Marie Lu wykazała się dużą dojrzałością w kreowaniu sytuacji i doskonale rozgranicza czas na politykę i czas na miłostki. Te dwa światy w oczywisty sposób przenikają się, ale tylko do pewnego momentu – nikt tu nie analizuje związku, gdy na głowy spada grad pocisków. Dodatkową zaletą jest barwność relacji Daya i June – są skrajnie różni, pochodzą z dwóch końców społecznej drabiny, a ich poglądy okazują się być odmiennie. W pewnym momencie przepaść między nimi pogłębia się z każdą stroną, a do tego każde z nich ma przy sobie inną, bliską osobę.

W tym miejscu, a także w wielu innych punktach książki, widać wyraźnie, jak dokładnie autorka przemyślała swoją koncepcję tekstu. To nie jest cykl, w którym kolejne tomy pisane są na bieżąco i na szybko, bez uprzedniego rozpisania fabuły; tutaj detale okazują się mieć znaczenie, a pozornie nieznaczące elementy urastają z czasem do rangi kamieni milowych fabuły. Przyjemnie jest obserwować i odkrywać wszystkie te zależności.

Chociaż pierwszy tom mnie nie porwał (prawdę mówiąc nie pamiętam swoich odczuć, ale zajrzałam do własnej recenzji), cieszę się, że w końcu zebrałam się w sobie i przeczytałam kolejne. Dzięki temu mam na swoim czytelniczym koncie kolejną perełkę, którą naprawdę warto znać. Jeśli szukacie dystopii przemyślanej, inteligentnej i wciągającej, to cykl Legenda zdecydowanie się w te cechy wpisuje – autorka nie szczędzi nam emocji, ale też proponuje świetnie skonstruowany świat i dopracowaną fabułę. Nazwisko Marie Lu to marka – taka myśl będzie mi towarzyszyła podczas poznawania Malfetto i mam nadzieję, że się nie zawiodę.





Rebeliant |  Wybraniec  |  Patriota

10 komentarzy:

  1. Czytałam trylogię Marie Lu ponad rok temu, ale nadal ją mile wspominam. Była inna, dobrze skonstruowała i zabieg wprowadzenia dwóch narratorów bardzo mi się spodobał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię zabieg z dwoma narratorami, choć jest on nie tylko tutaj - znam go lepiej z "Nowej Ziemi". W każdym razie zgadzam się, że ta "inność" jest bardzo na plus. :3

      Usuń
  2. Lubię dystopie, a tej nie znam. Trzeba to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam pokochałam tę serię od pierwszej części! "Patriota" mi jeszcze został, muszę się w końcu zebrać i przeczytać..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile po pierwszym tomie byłam w stanie zrobić sobie dłuższą przerwę, o tyle po drugim... no nie dałabym rady!

      Usuń
  4. Ta seria leży sobie u mnie na półce i czeka na przeczytanie, mam nadzieję, że się na niej nie zawiodę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam dystopie, dlatego bardzo się cieszę, że znalazłam kolejną serię z tego gatunku, po którą warto sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie warto, to jedna z tych, moim zdaniem, lepszych opowieści dystopijnych.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.