O Paullinie Simons słyszałam wiele, a ktoś kiedyś powiedział mi, że Tully jest dobra na początek...
Natalie Anne Makker nigdy nie miała dobrego życia. Nad jej dziecięcą, nastoletnią, a wreszcie dorosłą egzystencją zawsze wisiało piętno matki – kobiety zgorzkniałej, rozchwianej, agresywnej i nieprzejednanej. Trudna sytuacja domowa, brak osoby, od której można by uczyć się emocji oraz tragiczne wydarzenia związane z przyjaciółką ukształtowały psychikę tej młodej kobiety w dość znaczący sposób. Bo czy można w takim świecie zachować równowagę, gdy nie dopuszcza się do siebie absolutnie żadnej pomocy?
Patrząc na półki, na których z reguły goszczą książki autorki, na ich okładki oraz opisy na nich zawarte, sądziłam, że Paullina Simons tworzy teksty z rodzaju tych bardziej ambitnych romansów czy obyczajówek, które czyta się z przyjemnością, ale wciąż nic mądrego ze sobą nie niosą. Z takim przekonaniem byłam kompletnie nieprzygotowana na to, co czekało mnie podczas lektury. Nie miałam pojęcia, w jakie sprawy zostanę wciągnięta i jak wiele emocji wywoła we mnie samo czytanie. Od pierwszej strony pozostawałam i wciąż pozostaję w sporym szoku.
Tym, co w Tully zwraca uwagę jako pierwsze, jest objętość – mamy tutaj niemal 700 stron tekstu, co stanowi całkiem niezły wynik jak na literaturę tego rodzaju. Ponadto lektura zdecydowanie nie jest lekka – zarówno treść, czyli szereg tragicznych zdarzeń, jak i styl nie ułatwiają odbiorcy sprawy. W moim przypadku czytanie trwało ponad dwa tygodnie i nie jest tak, że połowę tego czasu książka przeleżała na półce – sięgałam po nią codziennie, podczytywałam kilka, kilkanaście stron, po czym odkładałam ją na bok, bo nie byłam w stanie poradzić sobie z własnymi emocjami. W stylu Simons jest coś, co sprawia, że każdy trudny temat (a porusza ich naprawdę dużo) wywołuje u czytelnika szereg odczuć – nie wiem, jak to robi, ale jest to straszne i cudowne jednocześnie. Czytałam sporo niełatwych książek, ale niewiele poruszyło mnie tak mocno jak Tully…
Jak już wspomniałam, książka jest długa, a jej akcja toczy się nierównomiernie, co faktycznie chwilami mnie denerwowało – z jednej strony pewne sceny, wydarzenia i relacje są rozwleczone do granic możliwości, z drugiej zaś są sprawy, po których narracja dosłownie przebiega, wciskając w nas informacje na szybko i bez żadnej otoczki. Styl również jest nierówny – czasem wyższy, czasem niższy. Tyle tylko, że stopniowo przestajemy to zauważać. Na samym początku przeszkadzał mi również fakt, że nie dostrzegałam niemal żadnej zależności między wydarzeniami z życia głównej bohaterki, a jej postawą; gdy była nastolatką, a ja, jako czytelniczka, ledwie ją znałam, wydawała mi się niesamowicie wprost niespójna. Na szczęście z czasem to minęło, a w miarę upływu kolejnych stron wszystko zaczęło się klarować i składać w spójną, choć niezwykle tragiczną całość.
Nie wiem, czy to zasługa prawdopodobieństwa życiowego opisywanych wydarzeń, czy jakiegoś niesamowitego daru, jaki posiada autorka, ale Tully jest lekturą naprawdę niezwykłą. Tę opowieść z pewnością zapamiętam na długo, bo naprawdę niewiele książek zrobiło na mnie tak piorunujące wrażenie. Wiem, że nie wszyscy reagują tak samo po spotkaniu z tym tekstem, ale na wszelki wypadek ostrzegam: ta książka może Was wybebeszyć, tak jak wybebeszyła mnie. Chcę więcej i na pewno sięgnę po inne powieści autorki.
Cieszę się, że nie jest to lekka powieść, bo mam zamiar ją przeczytać. Już cieszę się na te doznania emocjonalne.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Tobie również je zapewni. Dla mnie była naprawdę ciężka.
UsuńAktualnie czytam książkę "Jeździec miedziany" tejże autorki i będąc dopiero na 100 stronie w moim egzemplarzu roi się od zaznaczeń głupoty głównej bohaterki jak i niewiedzy samej autorki. Prawdopodobnie będzie to moje ostatnie spotkanie z tą autorką, lecz z ostateczną opinią/ decyzją poczekam do zakończenia tej lektury.
OdpowiedzUsuńhttp://zagoramiksiazek.blogspot.com/
O, dzięki za informację, bo właśnie się nad "Jeźdźcem..." zastanawiałam... Chyba jednak pozostanę przy pojedynczych książkach autorki wybieranych na podstawie interesujących mnie tematów, bo tamta trylogia to chyba nie do końca moja bajka.
UsuńBardzo podobał mi się 'Jeździec miedziany', pora znowu sięgnąć po coś Autorki i myślę, że "Tully" będzie dobrym pomysłem :)
OdpowiedzUsuńCiągle mnie coś ciągnie do książek autorki, ale też zachęcają mnie te piękne wydania... Ale dopiero Twoja recenzja w 100% przekonała mnie do tego, żeby się za nią zabrać :) I pewnie wezmę Tully na pierwszy ogień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Jeszcze nie czytałam nic tej autorki, podobno "Jeździec Miedziany" jest rewelacyjny, ale zapiszę sobie jeszcze to! I dzięki Tobie wiem, że muszę sięgnąć po tę książkę na 10000%! :))
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy na mnie również zrobi takie wielkie wrażenie. Chętnie się skuszę.
OdpowiedzUsuńNa razie raczej nie planuję sięgać po taką cięższą lekturę, jednak za jakiś czas na pewno to zrobię ;)
OdpowiedzUsuń