środa, 18 czerwca 2014

Robert Kirkman, Jay Bonansinga - "The Walking Dead. Narodziny Gubernatora"

Odkąd filmy tworzone przez George'a A. Romero na stale wprowadziły do popkultury wątek żywych trupów, co roku przeciętny odbiorca zalewany jest masą tytułów opowiadających o zombie w każdym możliwym wydaniu. Większość to produkcje niskiej jakości, nie mające szans na większą popularność, czasem jednak trafiają się dzieła wybitne, które mimo braku solidnego zaplecza finansowego są w stanie przebić się do licznych odbiorców. Taką właśnie perełką jest stworzony przez Roberta Kirkmana komiks The Walking Dead, będący dziś jedną z najpopularniejszych serii komiksowych wśród wydawnictw niezależnych. Pomysłodawca i scenarzysta nie spoczął jednak na laurach, lecz postanowił rozszerzyć stworzone przez siebie uniwersum o serię książek. Narodziny Gubernatora to pierwsza część tego cyklu, ukazująca wydarzenia, które ukształtowały jednego z najbardziej rozpoznawanych antagonistów komiksowych.

Brian Blake, choć starszy od swojego brata, Philipa, zawsze był tym słabszym. Mniejsza postura, brak odwagi - bez wątpienia był osobą, która podczas apokalipsy zombie nie miała najmniejszych szans na przeżycie. Najprawdopodobniej zginąłby już na samym początku, kryjąc się w ciemnej piwnicy, czy to zagryziony przez przypadkowego żywego trupa, czy też po prostu z głodu. Szczęśliwie został on odnaleziony przez Philipa, który wraz ze swoją córką Penny oraz dwójką przyjaciół podąża do Atlanty, gdzie spodziewa się natrafić na obóz dla osób, które przetrwały pojawienie się "kąsaczy". Niestety, droga do stolicy Georgii nie jest lekka, a problemem okazują się być nie tylko zombie, ale też ludzie. Co gorsza, atmosfera panująca wewnątrz grupki ocalałych robi się coraz cięższa...

Robert Kirkman jest scenarzystą komiksowym, nie zaś pisarzem, dla tego do pomocy przy tworzeniu powieści zaprosił znanego w USA twórcę thrillerów, Jaya Bonansingę. Dzięki temu wszystkie pomysły Kirkmana zostały w profesjonalny sposób przeniesione na papier. Kunszt literacki pisarza rzuca się w oczy - wszelkie opisy są bardzo plastyczne, mocno oddziałują na wyobraźnię. Bonansinga w dokładny sposób oddaje słowami wydarzenia przytrafiające się bohaterom, nie szczędząc opisów drastycznych czy momentami wręcz niesmacznych. Do tego wszystkiego akcja książki opisywana jest w czasie teraźniejszym - zabieg taki znacząco zwiększa dynamizm, z jakim fabuła posuwa się do przodu i wywołuje u czytelnika wrażenie bezpośredniego obserwowania wszystkiego, co się dzieje.

Można się nieco przyczepić do samych wydarzeń, jakie przytrafiają się grupce ocalałych ludzi. Przez większą cześć powieści na przemian obserwujemy to niesamowitego pecha, objawiającego się w wręcz niesamowitych splotach wydarzeń, w wyniku których drużyna traci niemal wszystkie zdobycze dające jej przewagę w walce z żywymi trupami; to z drugiej strony co chwilę natrafiają na idealne kryjówki bądź duże zapasy żywności i użytecznych przedmiotów, zwiększające ich szanse na przetrwanie. Fabuła skacze z jednej skrajności w drugą, usilnie omijając bardziej prawdopodobne sytuacje, które nie odmieniałyby aż tak drastycznie losu bohaterów. Jestem jednak w stanie zrozumieć taki zabieg - nagłe zmiany sytuacji w znaczący sposób wpływają na psychikę bohaterów, a to na niej tak naprawdę skupia się książka. W końcu utrata niedawno zdobytych wygód w apokaliptycznym świecie jest szczególnie bolesna...

Narodziny Guberntatora nie są powieścią o zombie. Jasne, hordy ożywienców non stop przewijają się na kartach powieści, niejednokrotnie usiłując wgryźć swoje szczęki w świeże ciała należące do głównych bohaterów, nie jest to jednak najistotniejszy wątek. Fabuła skupia się na postaciach, na tym, jak przytrafiające się im wydarzenia wpływają na ich psychikę. Kirkman i Bonansinga zamknęli bohaterów w świecie, w którym ich poglądy na życie i zasady moralne zostały wywrócone do góry nogami. To świat, w którym w ludziach budzą się przerażające instynkty i emocje, o które większość ludzi by się nie podejrzewała. To także świat, w którym można nie zauważyć chwili, w której przekroczyło się tę cienką linię oddzielającą normalność od czystego szaleństwa..

Zdecydowanie polecam tę książkę wszystkim fanom komiksowych Żywych Trupów - to idealne uzupełnienie wykreowanego przez Roberta Kirkmana uniwersum. Narodziny Gubernatora to także znakomita książka dla osób, które nie miały jak do tej pory styczności ze światem The Walking Dead, zwłaszcza lubiących historie o grupce osób w upadającym świecie. Nie wiem jedynie, czy po tę książkę powinny sięgać osoby, które postać Gubernatora znają jedynie z serialowej adaptacji komiksu - telewizyjna historia postaci jest nieco odmienna od tej, która została oryginalnie napisana, przez co lektura książki może wywołać pewien mętlik w głowie. Może, ale nie musi - więc może jednak warto zaryzykować i sięgnąć po powieść?


Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.

4 komentarze:

  1. Sięgnęłam po tę książkę, znając tylko serialową postać Gubernatora i cieszę się z takiej kolejności. Na początku może byłam lekko zdezorientowana, ale później doceniłam, że jest różnorodność i historie nie są identyczne. W każdym razie zgadzam się, że każdy fan uniwersum powinien sięgnąć po powieści. Zgadzam się też, że nie jest to książka o zombie, tak jak i serial nie skupia się na potworach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta seria to jedna z niewielu, które omijam z daleka. ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię drastyczność i wulgaryzm opisów, napawa mnie to przyjemnym dreszczem autentyczności ;D zabrzmiało trochę psychopatycznie..

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.