Nigdy nie lubiłam klasycznych księżniczek Disneya –
Kopciuszka, Aurory… Jako dziecko
preferowałam bajki o silnych, niezależnych i niepokornych młodych damach.
Zaczęło się od Jasminy z Alladyna, potem była wieloletnia i nigdy nie wygasła
fascynacja Bellą z Pięknej i Bestii, a już jako dorosła na nowo odkryłam Mulan i zakochałam się w kreacji głównej bohaterki. Choć dziewczęta te pochodzą z
różnych kultur i klas społecznych, łączy je jedno – odwaga, by pozostawać sobą
bez względu na okoliczności i zdanie innych.
Taką postacią jest również America, o której traktuje tekst
Kiery Cass. Dziewczyna z niezbyt wysokiej klasy społecznej wiedzie skromne acz
szczęśliwe życie, planując przyszłość z ukochanym Aspenem. Jej spokój przerywa
rozpoczęcie Eliminacji, czyli wydarzenia publicznego, będącego zwyczajem jej
kraju – dorastający książę w myśl zasad poślubia dziewczynę z ludu, wybraną w
drodze konkursu, transmitowanego niczym najlepsze reality show. Choć marzeniem
Americi byłoby znaleźć się jak najdalej od pałacu, los chce inaczej. Szereg
okoliczności sprawia, że dziewczyna nie tylko w ogóle zgłasza się do
Eliminacji, ale zostaje wybrana do rywalizacji w pałacu. Tymczasem książę Maxon
okazuje się zupełnie inny niż sądziła…
Na królewskie włości trafia 35 dziewcząt, z których połowa
zakochana jest w księciu, a spora część marzy tylko o koronie, sławie i pieniądzach.
Mimo to nie ma między nimi otwartych konfliktów, co jest wręcz zadziwiające. Co
prawda zasady nie pozwalają kandydatkom wchodzić w spory, jednak spodziewałam
się rozbudowanej siatki intryg i knowań, mających na celu sabotowanie działań
poszczególnych pań. Tymczasem nawet
zwykła zawiść jest niezwykle słabo zarysowana, co jest o tyle dziwne, że
wszyscy wiemy, jak bezlitosna potrafi być rywalizacja kobiet. Nienachalna jest
również atmosfera reality show. Poza tym, choć wiele dziewcząt, w tym America,
walczy o poprawę bytu swojej rodziny, kwestie społeczne również znajdują się na
dalszym planie. Słuszne wydaje mi się w tym momencie porównanie do Disneya, bo
u Kiery Cass podobnie – głównym wątkiem zawsze pozostaje zmieniające się
uczucie, nieważne jak bogate byłoby tło rozgrywających się zdarzeń.
Oczywiście nie sposób nie dostrzec w Rywalkach pewnych
schematów, znanych z modnych ostatnio powieści dla młodzieży. Prawdę mówiąc na
samym początku wszystko kojarzyło mi się z Igrzyskami Śmierci, choć
oczywiście rywalizacja kandydatek jest dużo przyjemniejsza i zdecydowanie mniej
krwawa, niż ta w świecie Suzanne Collins. Schemat jest jednak klasyczny – dwóch chłopaków
i niepokorna bohaterka pełna sercowych rozterek, plus sprawy wyższe, niezwykłej
wagi, choć rozgrywające się gdzieś w tle. Muszę jednak przyznać, że Rywalki czyta się dużo lepiej niż większość dostępnych na rynku dystopii – z jednej
strony jest to zasługa naprawdę przyzwoitego pióra autorki, z drugiej zaś
faktu, że w atmosferze pałacu, książąt i księżniczek wątek romansowy razi dużo
mniej niż na polu walki o przetrwanie.
Mimo że nastoletnie lata mam za sobą, zżyłam się z Americą
całym sercem. Polubiłam jej wybryki, ale też naturalność – myślę, że w
dzisiejszych sztucznych, plastikowych czasach może być dla młodych dziewczyn
ciekawym alternatywnym wzorcem. Do mnie przemówiła i teraz z niecierpliwością
czekam na dobroczyńcę, który podaruje mi drugi tom – może będzie to jakiś
książę na białym rumaku? (Dobra, przyznaję, książę przyjechał nie rumakiem,
lecz pociągiem i rzeczywiście podarował mi drugi tom!)
Słyszałam o tej książce i w sumie średnio mi się spodobała fabuła, ale chyba przeczytam z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńNie ciągnie mnie do Rywalek :)
OdpowiedzUsuńTak się przymierzam do Rywalek już od dawna ;) Jakoś zawsze wpadnie mi coś bardziej wartego uwagi, ale myślę że to kwestia czasu. Jak mogłaś nie lubić klasycznych księżniczek, przecież to wielka radość być na łasce mężczyzny i tylko w nim pokładać swoje szczęście ;)
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, przecież to wspaniałe nie musieć myśleć i mieć własnego zdania, tylko być ładną i uroczo się uśmiechać... Głupia ja. ;)
UsuńLubię takie książki, bo stanowią odskocznię od powieści bardzo mocno realistycznych. "Rywalki" niebawem przeczytam, bo pożyczę je od koleżanki. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoją opinię! Bardzo jestem ciekawa, czy książka Ci się spodoba. I faktycznie, takie książki są dobrą odskocznią, ja z reguły sięgam po nie po serii trudnych lektur.
UsuńPrzeczytałam :)
OdpowiedzUsuńNiebawem biorę się za kolejną część!
Ja zaczęłam wczoraj. Coś tak czuję, że będę się irytowała sytuacją na dworze. ;)
UsuńFabuła wydaje się interesująca, a dzięki Twojej recenzji czuję się dodatkowo zachęcona, aby sięgnąć po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńInteresująca seria, o której już gdzieś czytałam. Może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńMnie niestety nie ciągnie do tej serii :)
OdpowiedzUsuńA mnie się książka nie podobała:( Była schematyczna, nielogiczna, a druga część jest jeszcze gorsza...
OdpowiedzUsuńCo do schematów - zgadzam się. Autorka wykorzystała w tym względzie chyba wszystko co możliwe. Ale nie zarzuciłabym książki braku logiki.
Usuń