Po raz kolejny zwróciłam uwagę na okładkę – mroczny, stary
budynek zwiastował klimat, który na ogół lubię. Opis okładkowy nie sugerował
absolutnie niczego, co dodatkowo podsycało moją wyobraźnię. I nawet mimo tego,
że wnętrze książki nijak ma się do okładkowego nastroju, jestem z lektury
bardzo, bardzo zadowolona.
Tytułowe opowiadanie, otwierające zbiór, oparte jest na
klasycznym motywie małej miejscowości, w której zaczynają dziać się
niewyjaśnione rzeczy, oraz przybysza, chcącego ową tajemnicę rozwikłać. Mimo
znanego schematu lektura jest naprawdę przyjemna, a autor nie katuje nas
bynajmniej nudą i szablonowością. Czytelnik poznaje tajemniczy lud Ziemniaków,
aparycją przypominający kosmitów i prowadzący ukryte życie pod powierzchnią
ziemi. Jak dotąd istoty ograniczały interakcje z ludźmi do minimum, jednak
pewne ingerencje sprawiły, że sytuacja powoli się zmienia…
Drugie opowiadanie, Dziennik znaleziony w taczce jest
zupełnie inne – to hiperbola, satyra na komunistycznych dygnitarzy. Głównym
bohaterem tekstu jest wysoko postawiony działacz partyjny, a jego opowieść, zapisana
w formie pamiętnika, traktuje o codziennym życiu. Oczywiście autor na dużą
skalę stosuje tu wyolbrzymienia i do przesady doprowadza pewne fakty, czyniąc
bohatera nieomylnym i niemal wszechwładnym. Zamknąć gazetę, wypisującą
niewygodną prawdę? Załatwione. Wysłać na zagraniczne stypendium kochankę, którą
odkryła żona? Bez problemu. Zrobić doktorat w kilka miesięcy, by nie być
gorszym od kolegów? Oczywiście. Wszystko to okraszone jest ciekawym,
przepełnionym ironią językiem. Autor kreuje bohatera zabawnego w swej
przesadzie, niekompetentnego przez nieznajomość używanych słów i żyjącego w
świecie oderwanym od rzeczywistości, pełnym wystawnych przyjęć i braku
poszanowania dla innych.
Powyższe teksty zajmują niemalże 2/3 całej objętości
książki. Reszta to zbiór krótkich opowiadań, liczących średnio 2-3 strony
każde. Tę część dużo trudniej jest ocenić pod względem stylu czy języka, autor
pisze bowiem niezwykle równo i utrzymuje stały poziom. Widać wyraźnie, że jest
wytrawnym literatem, a krótkie formy to dla niego nic nowego. Jedyne co
odróżnia od siebie poszczególne opowieści to tematyka oraz jakość pomysłów –
jedne porywają bardziej, inne mniej, a jeszcze inne zdają się być świetnymi
materiałami na dłuższe historie.
Moimi faworytami jeśli chodzi o tematykę i przepiękne
metafory są teksty Z życia marionetek i Rentgen – refleksje nad
ograniczeniami, jakimi na co dzień jesteśmy poddawani. Autor sugeruje, że
pozorne wyzwolenie z kajdan nie daje nam gwarancji, że już nigdy nie zostaniemy
ograniczeni, a wolność sama w sobie może być dla człowieka pułapką.
Interesującym jest motyw poruszony w Smutku spełnianych życzeń, którego
bohater przeżywa tragedię związaną z mocą słów – wszystko o co prosi, natomiast
się dzieje. Nietrudno wyobrazić sobie, jak wielki szok przeżyłaby większość z
nas, na co dzień wypowiadająca mimowolne życzenia – „Niech go szlag!”. Przy
rozpisaniu pewnych wątków dobrym materiałem na powieść lub przynajmniej dłuższe
opowiadanie byłby Seryjny – bardzo przyzwoity ukłon w stronę fanów kryminału.
Za istotną należy też uznać serię opowiadań dotyczących królestwa Amirandy,
którymi poprzeplatana jest trzecia część zbioru. Ukazują one mechanizmy
rządzące królestwem, tajemnicze wypadki i losy władców. Choć jasne jest ich
odniesienie do życia w zwyczajnym państwie, więcej w nich satyry niż trudnej,
ukrytej w przenośni treści.
Jakkolwiek różnorodna jest tematyka opowiadań Marcina
Wolskiego, zawsze cechuje je jedno – duża dawka humoru. Autor zgrabnie operuje
ironią, tworzy hiperbole i metafory, bawi się alegoriami, a jego światy, choć
naprawdę fantastyczne, mają mocne osadzenie w rzeczywistości. Z pewnością osoby
starsze, pamiętające czasy PRL-u, dostrzegłyby w tekstach więcej nawiązań i
specyficznego, ukrytego stylu, jednak moim zdaniem młodsi czytelnicy również
mogą odnaleźć w tym zbiorze sporą dawkę rozrywki na najwyższym poziomie. W moim
przypadku lektura była niezwykle przyjemna.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu M.
___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Grunt to okładka" (czerwcowy motyw - niebo)
Za opowiadaniami nie przepadam, więc nie wiem czy sięgnęłabym po tę książkę. Aczkolwiek tematyka wydaje się ciekawa a okładka na pewno przyciąga wzrok.
OdpowiedzUsuńSzkoda że okładka trochę zwodzi czytelnika, bo strach jest ostatnią rzeczą, jakiej można doświadczyć podczas lektury. ;)
UsuńHmm...ciekawa recenzja. Nie znam autora, nie czytam też opowiadań. Ale humor lubię i to chyba mnie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńSama nie miałam pojęcia, że istnieje taki autor i mocno się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, jaki ma dorobek - sporo napisał, stworzył też wiele popularnych słuchowisk. Teraz kusi mnie, żeby zobaczyć, jak wyglądają pozostałe jego teksty.
UsuńWłaśnie skończyłam tę książkę. Jutro pewnie pojawi się opinia. Powiem jedno, za opowiadaniami nie przepadam, jednak tę pozycję czytało się bardzo przyjemnie.
OdpowiedzUsuńOkładka do głębi zachwycająca. Jestem po prostu zaintrygowany i ciekawy treści. Nie przepadam jednak za książkami w formie opowiadań, ale cóż, może w końcu się przyzwyczaję? Chętnie przeczytam tę pozycję i dowiem się co ciekawego do zaoferowania ma dla mnie Marcin Wolski. ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za opowiadaniami - wolę teksty, gdzie mogę poznać bohaterów i wypracować sobie do nich jakiś stosunek, niezależnie czy będzie on pozytywny czy negatywny. Tutaj trochę raziła mnie forma, zwłaszcza w ostatniej części, bo opowiadania na 2-3 strony to właściwie przypowieści, historie zupełnie nie rozbudowane. Ale byłam mile zaskoczona, jednak humor autora zrobił swoje. (:
UsuńLubię opowiadania, więc może się skuszę...
OdpowiedzUsuń