niedziela, 2 lutego 2014

Matthew Quick - "Niezbędnik obserwatorów gwiazd"

Po lekturze „Poradnika pozytywnego myślenia” od razu wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po „Niezbędnik obserwatorów gwiazd”. Okazja nadarzyła się dużo szybciej niż myślałam, tym chętniej zabrałam się za lekturę. Oczekiwania miałam duże i, prawdę mówiąc, nie jestem przekonana, czy zostały one całkowicie i do końca spełnione.

Także tym razem Matthew Quick funduje nam historię opartą o losy bohaterów mocno doświadczonych przez życie. Poznajemy tu dwóch chłopaków, których los styka ze sobą nie do końca przypadkowo. Finley to mieszkaniec Bellmont, wiodący względnie spokojne życie wraz z dziadkiem inwalidą, ojcem oraz niezwykle bliską sobie dziewczyną. Ma zasady, priorytety, koszykarską pasję, a za zasłoną małomówności skrywa rodzinny sekret, o którym ze wszystkich sił chciałby zapomnieć. Jego sytuacja zmienia się, gdy trener prosi go o opiekę nad Russem – wschodzącą gwiazdą koszykówki, człowiekiem który po tragicznej śmierci rodziców dystansuje się do ludzi, twierdząc że jest kosmitą – Numerem 21 – zesłanym na Ziemię by badać emocje ludzi. Jak nietrudno się domyślić, między chłopcami rozwija się więź, nić przyjaźni i wsparcia, tak ważnego dla obydwu. Oczywiście więź ta jest specyficzna i naznaczona wieloma niezwykłymi zachowaniami.

Zapewne chłopcom żyłoby się świetnie, gdyby przyszło im mieszkać w innym miejscu. Bellmont jest jednak miastem rządzonym przez gangi, które chcą mieć wpływy i nigdy nie wybaczają błędów. Dramatyczne wydarzenia zmieniają na zawsze życie Finleya, jednak, co najważniejsze, zarówno dla niego, jak i dla Russa, przychodzi czas zmierzenia się z własną przeszłością. Chłopcy muszą stawić czoła temu, co przeżyli i przyjąć te doświadczenia, by móc odnaleźć cel w życiu i podjąć decyzje dotyczące przyszłości.

Podobnie jak w przypadku „Poradnika…” zarówno język, jak i sama historia nie są zbyt skomplikowane. Zdecydowanie mniej jest okazji do śmiechu, postacie również są jakby mniej wyraziste. W moim przypadku historia absolutnie nie „złapała” – dość ciężko brnęło mi się przez kolejne strony, nie miałam też parcia na to, by dowiedzieć się, co będzie dalej. Spodziewałam się szczęśliwego zakończenia i tyle. Tak czy inaczej proza Matthew Quicka oraz to, jak prowadzi losy swoich bohaterów, czyni jego książki mocno energetycznymi. Po lekturze ma się ochotę po prostu rzucić wszystko i iść na dach patrzeć w gwiazdy, mimo ujemnej temperatury na zewnątrz.

16 komentarzy:

  1. Czytając "Poradnik pozytywnego myślenia" popełniałam błąd i najpierw zobaczyłam film, co za skutkowało tym, że książka nie podobała mi się tak jak mogła się podobać, gdybym zrobiła na odwrót, jednak za "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" bym sięgnęła i z przyjemnością to uczynię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście nie widziałam jeszcze filmu, choć mimo to Tiffany miała dla mnie twarz Jennifer Lawrence (znaczy chyba, że reklama twórców była skuteczna). Tak czy inaczej obie książki są mega pozytywne i zachwalam je każdemu. (:

      Usuń
    2. Gdybym nie była takim filmomaniakiem, który w okresie rozdawania Oscarów ogląda większość filmów nominowanych to nie byłoby problemu:p.Teraz każdemu mówię, że jeśli nie widział filmu, a chce przeczytać książkę niech nie lepiej najpierw przeczyta książkę, a potem dopiero obejrzy film.

      Usuń
    3. Jej, w sumie zazdroszczę, przynajmniej oglądasz filmy. ;) Ja rzadko po nie sięgam, a potem pluję sobie w brodę, że znów nie wiem, za co "ten ktoś" dostał Oscara...

      Usuń
  2. Witajcie !
    Jeżeli bierzecie udział w wyzwaniach to chciałabym Was zaprosić do udziału w moim autorskim - Czytam Opasłe Tomiska
    szczegóły tutaj: http://recenzjeami.blogspot.com/2014/02/wyzwanie-czytam-opase-tomiska_4.html
    tytuł trochę śmieszny, ale co tam! charakterystyczny jest, mam nadzieję że się przyjmie ;D

    i Kaś! myślałam, że jesteś brunetką ;p (a propos zdjęć z prawej ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wybaczcie, że nie odniosłam się do powyższej recenzji, ale mam w najbliższych planach tę książkę i boję się zagłębiać w fabułę ;p lubię niespodzianki, niech mnie Quick zaskoczy!

      Usuń
    2. A ja już widziałam wyzwanie i właśnie ogarniam wszystko, co by się zapisać. Mam "Annę Kareninę" na półce, to się nada. ;)

      Ej, brunetką? Ale czemu? ;o Wiele kolorów miałam już na głowie, ale tego jeszcze nie. ;)

      Usuń
    3. Fajne wyzwanie, na pewno wezmę w nim udział! Nie powinno być dla mnie specjalnie trudne, chyba większość książek które czytam osiąga ten magiczny pułap ;D

      A kolor włosów Kaś to rzecz zmienna, więc może niedługo będzie brunetką ;p

      Usuń
    4. cieszę się bardzo, że wyzwanie się Wam spodobało!
      a narodziło się całkiem spontanicznie, wczoraj przed snem oświeciła mnie myśl, żeby zrobić coś kreatywnego, więc dziś kombinowałam, mówię Wam co to była za burza myśli! aż zrobiłam ;D dumna jestem z siebie strasznie :] dobra, dosyć tego chwalipięctwa.
      starałam się taki pułap stron wziąć pod uwagę, żeby był w miare osiągalny, także - Kaś, wierzę w Ciebie! no i w Ciebie Sylwek oczywiście też :)
      odnośnie włosów to jakoś samo mi się przywidziało że jesteś ciemnowłosa, to chyba, przez ten wygląd bloga ;o
      ale ja też miałam już różne kolory i wiśnie, i bronzy, i złote refleksy, nawet czarny był - chociaż opakowanie twierdziło będzie piękny brąz (tak, kłamią na tych pudełkach w żywe oczy a człowiek łyka jak pelikan) teraz się skłaniam raczej ku bronzie w delikatną czerwień, taką z pomarańczem, kojarzycie? no. to wyjaśniłam :]
      dobra zmykam od Was bo aby spamuję ;p

      Usuń
    5. Racja z tymi kłamstwami na opakowaniach, ja się już nie raz wpakowałam w "piękny, miodowy blond", który okazywał się rudy lub ciemnobrązowy... No nic. Tak czy owak czerni jeszcze nie miałam, największą ekstrawagancją była chyba marchewka. ;) A taki brąz jak piszesz też śliczny będzie (o ile wyjdzie taki, jak chcesz. ;p)

      Zazdroszczę samozaparcia - "chciałam wymyślić i wymyśliłam!" ;D

      Usuń
  3. Miałam przyjemność czytać tę książkę. Podobała mi się :) Nadrobić jeszcze muszę "Poradnik pozytywnego myślenia" :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj, "Poradnik.." polecam zdecydowanie! Jest chyba jeszcze bardziej optymistyczny niż "Niezbędnik..".

      Usuń
  4. Zastanawiałem się nad zakupem przy okazji wyprzedaży wydawnictwa Znak, ale w końcu nie wziąłem. I chyba dobrze zrobiłem, recenzja raczej umiarkowanie pozytywna ;- Chociaż z drugiej strony, dziesięć złotych to nie tak znów dużo... ;)

    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, a ja kupiłam na samym początku promocji za nieco więcej i potem plułam sobie w brodę - nie dość, że na koniec staniała do 10 zł właśnie, to jeszcze okazała się średnia...

      Usuń
  5. Jesteś fenomenem. Dotąd tylko o "Poradniku" czytałam nie do końca pozytywne recenzje, cała reszta twórczości Quicka budziła zachwyt i sądziłam, że tak będzie i w Twoim przypadku. Trochę mnie zaskoczyłaś. :D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.