Niecałe pół roku temu miałam ogromną przyjemność rozpocząć
swoją czytelniczą przygodę z twórczością Marcina Mortki. W moje ręce wpadło
„Miasteczko Nonstead” i niemal od razu zakochałam się w lekkiej grozie, jaką
przesycona jest ta książka. Gdy dowiedziałam się, że wydany został „Dom pod
pękniętym niebem” nie wahałam się ani chwili – tekst stał się moją obsesją, a
tego, co znalazłam w środku, absolutnie się nie spodziewałam.
Wszelkiego rodzaju opisy – okładkowy, no i te dostępne w
Internecie – nie mówią o historii zbyt wiele. Oto siedmioro nastolatków
(przyjaciółeczki: prymuska i hipiska, szkolny playboy, gothka-plotkara, dwóch
nerdów i outsider) wybiera się na biwak z indiańskim przewodnikiem. Nocą
zaczyna dziać się coś dziwnego, daleko wykraczającego poza żart, jakiego
dopuścił się chłopak, chcący zaliczyć „drugą bazę”… Złowieszczy śmiech, nagrany
na przygotowaną przez niego taśmę, jest niczym w porównaniu z wydarzeniami, z
jakimi będą musieli zmierzyć się nastolatkowie. Świat, który znali, zmienił się
nie do poznania, a każdy, kto tej nocy nie przebywał na łonie Matki Natury,
pozbawiony został człowieczeństwa. Dookoła zaroiło się od dziwnych stworzeń, a
wciąż nieco ludzkie ciała kryją w sobie istoty o zwierzęcych instynktach. Nie
wszystkie są groźne, ale te, które żywią się mięsem człowieka, stają się
poważnym zagrożeniem dla ocalałych.
Nigdy nie ciągnęło mnie do tematu zombie apokalipsy (poza
tym, że mam słabość do serii „Resident Evil”), jednakże wariacja Mortki na ten
temat jest zupełnie inna i przez to niezwykle przystępna. W świecie, gdzie
każdy dostaje to, czego chce lub na co zasłużył, różnice między ludźmi widoczne
są jeszcze bardziej wyraźnie. Tłumione emocje, dawne urazy, rozgoryczenie, żal
i złość są tutaj ukazane jako podwalina silnych nadludzkich umiejętności. Każdy,
kto przeżył w ludzkiej postaci, zyskuje bowiem Dar, będący odzwierciedleniem
jego skrytych pragnień i talentów. Oczywiście są osoby, które marzą o pokoju i
chcą nieść pomoc innym, będą jednak prędzej czy później musiały stawić czoła
tym ocalałym, którymi kieruje zwykła bezwzględność i żądza władzy.
W obliczu konfliktów między nielicznymi ocalałymi ludźmi,
świat tych, którzy ulegli przemianie, zepchnięty zostaje na dalszy plan. Geneza
Końca Świata nie jest znana, a czytelnik może jedynie analizować domysły. Dużo
ciekawiej ma się konstrukcja akcji po ludzkiej stronie – tu nic nie dzieje się
bez powodu. Gdy jakiś bohater znika, możemy mieć pewność, że w końcu powróci,
by w odpowiednim momencie wyskoczyć zza krzaków i uratować daną scenę lub
uprzykrzyć życie innym.
O ile „Miasteczko Nonstead” chwaliłam za urok lekkiej grozy,
o tyle tutaj jest dla mnie nieco zbyt lekko. Mniej jest też psychologizmów,
choć motyw z Darami zdecydowanie wzbogaca postaci i czyni je bardziej
autentycznymi. Niedosyt jednak pozostaje, bo w „Miasteczku..” brak jasnych
wyjaśnień i niedomówienia zrekompensowane były przez obraz grupy,
społeczeństwa, tu natomiast również ta sfera wydaje mi się nieco zaniedbana.
Tak czy inaczej książki Mortki czyta się po prostu miło, bo język i styl są
naprawdę profesjonalne i dopasowane do sytuacji. W książce poważnych
mankamentów brak, a ja, choć nie wciągnęłam się zbytnio w akcję, mogę ją jednak
polecić czytelnikom, szukającym lekkiej rozrywki.
Chociaż przeczytałam tylko jedną książkę pana Mortki (Morza Wszeteczne) jestem po uszy zakochana w twórczości tego pana. Poluje na resztę książek, na pewno sięgnę tez po tą pozycję, gdyż moim celem jest przeczytanie wszystkiego co tworzy, a na pewno większości. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
M.
Osobiście chciałabym w końcu sięgnąć po "Ragnarok 1940", dziś nawet miałam kupić, ale jakoś się nie złożyło. Na pewno jeszcze do Mortki wrócę. (:
UsuńA ja się właśnie przymierzam by przeczytać "Morza Wszeteczne"! Już znalazły swoje miejsce w kolejce do przeczytania ^^
Usuńjestem być może stronnicza, ale polecam jak najbardziej. Ja zalewałam się salwami śmiechu. Świetny klimat, świetny humor, po prostu książka genialna :P
UsuńNie znam tego autora, ale chciałabym przeczytać Trylogię nordycką, Ragnarok 1940, czy Przygody Madsa Voortena, a więc nie o zombie apokalipsie :)
OdpowiedzUsuńZ mojej perspektywy decyzja słuszna - też mam zamiar sięgnąć po te wszystkie książki. ;D
UsuńPrzyznam szczerze, że nie słyszałam wcześniej o tym autorze. Kto wie może kiedyś...
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Nie słyszałam do tej pory ani o autorze, ani a książce, ale muszę przyznać, że niesamowicie mnie zaintrygowałaś :)
OdpowiedzUsuńMnie zombie jakoś odpycha, ale recenzją mnie zachęciłaś, choć dalej mam wątpliwości, właśnie to zombie, ale jeśli Ty miałaś podobne odczucia, a z książki jesteś zadowolona, to może i ja spróbuje:D
OdpowiedzUsuńbardzo podobają mi sie Twoje recenzje,ostatnio zaiteresowałam się książką „Troje” S.Lotz, nawet udało mi sie zdobyć jej fragment i zapowiada sie genialnie, jestem ciekawa czy Ciebie zainteresuje i czy o niej wspomnisz.
OdpowiedzUsuńjakby cos tutaj jest trailer https://www.youtube.com/watch?v=QDxM-Oh0F2k
Wiem o tej książce, w najbliższych dniach na blogu pojawi się recenzja. (:
Usuńczekam z nieciepliiwością :)
UsuńMoje zdanie odnośnie Mortki jest wielce podzielone. Strasznie znudził mnie pierwszy tom "Miecza i kwiatów", "Martwe Jezioro" także nie należało do jakiś wybitnych dzieł... Jednakże wspomniane już gdzieś wyżej "Morza Wszeteczne" bądź karaibska dylogia są książkami, jak dla mnie, zachwycającymi. Bardzo chciałbym przeczytać Nonstead niemniej póki co nie umiem nigdzie dorwać:)
OdpowiedzUsuńP.S Recenzja na plus! :)