poniedziałek, 3 marca 2014

"Zachcianki"

Dość długo ta opinia czekała w zaciszu mojego komputera, zanim w końcu przyszedł czas na jej publikację. Zawsze było coś ważniejszego - konkurs, wyzwania. Teraz w końcu mogę to (niezbyt pozytywne) zdanie wyrazić i zapewne zniechęcić Was nieco - choć zupełnie nie było to zamierzone.


Wciąż ciężko mi przyznać, że męczyłam się z tą książką ponad rok. Odkładałam, później wracałam i znów odkładałam, a wszystko to za sprawą pewnego opowiadania. Dziś triumfuję, bo nareszcie udało mi się dobrnąć do końca! Wniosek z lektury: nie nadaję się do czytania takich zbiorów i dużo lepiej czuję się, gdy mam dość czasu, by wciągnąć się w losy bohaterów. Tak czy inaczej moje zmysły nie zostały specjalnie pobudzone, nie zarumieniłam się ani razu, a jedyną bardziej zaawansowaną emocją podczas lektury był chichot od czasu do czasu. I tylko nieliczne teksty tak naprawdę zdołały wciągnąć mnie w swój świat…

Zacznę od tego, co przyciągnęło mnie do tej książki, a jednocześnie tak koszmarnie rozwlekło w czasie jej czytanie. Po zetknięciu się z Jackiem Dukajem na żywo nie jestem nastawiona do niego zbyt pozytywnie, jednakże uznawany jest za pisarza wybitnego, takim zaś z reguły nie po drodze z erotykami. A tu proszę, napisał, w dodatku dał się opublikować przez Świat Książki w zbiorze obok zwykłych śmiertelników. Pomyślałam, że to w sumie ciekawe, ale na tym fascynacja się skończyła. Czytanie „Portretu nietoty” do droga przez mękę. Zdania są niezwykle długie, a mnogość słów powszechnie nie używanych zwala czytelnika z nóg. Lubię zabawy językiem, stylem, ale to, co serwuje nam Dukaj, to ostra przesada – ubarwienia, udziwnienia… Zazdroszczę ludziom, którzy są w stanie czytać ów tekst płynnie, w dodatku rozumiejąc, o co w nim chodzi. Mnie się nie udało, dopiero za trzecim podejściem dałam sobie spokój i odrzuciłam wszystkie słowa, których nie rozumiem i których znaczenia nie chce mi się sprawdzać w słowniku. Tak czy inaczej pomysł z nowym zmysłem, otuchem, związanym z rozumieniem sztuki i uniesieniami, jest dobry, a rozbuchana barwność języka w sumie nieźle oddaje odczucia związane z samą sytuacją intymną.

Dla odmiany pozytywne wrażenie zrobił na mnie całkiem zwyczajny tekst Krystyny Kofty. Czytało się go naprawdę przyjemnie, mimo że z pewnością ciężko zaklasyfikować go jako erotyk. To po prostu historia aseksualnej bizneswoman po przejściach, prowadzącej luksusowy kompleks usługowy, przeznaczony do zaspokajania seksualnych potrzeb najbardziej wymagającej klienteli. Kreatywność autorki zachwyca, mimo żeniektóre jej pomysły wydają się kontrowersyjne – szefostwo domu znalazło sposób jak obejść ustawy dotyczące pornografii dziecięcej czy pedofilii, a wszystkiemu przyklaskują psychologowie, uznając ośrodek za świetne miejsce do legalnego rozładowania popędów, które musiały by znaleźć ujście na przestępczej drodze. Opis przybytku okraszony jest historią bizneswoman, co niezwykle wzbogaca tekst. Żałuję, że nie mogę poznać bliżej ani jej, ani tego miejsca – byłby to niezły materiał na ciekawą książkę na skraju futurystyki.

Nieco mniejszym przebojem, ale równie skutecznie do mojego serca wdarł się tekst Łukasza Dębskiego o doktorze Motylu. Bohater mierzy się tu z nader trudnym zadaniem – ma napisać referat dotyczący erotyzmu w kinie polskim. Wszyscy wiemy, że przez lata było z tym niewesoło, rozwiązania przyjęte przez doktora muszą zatem być doprawdy niesztampowe. Poza tym uwagę przyciąga zabawny tytuł, będący dobrą zapowiedzią tego, co znajduje się wewnątrz. Wydarzenia z pogranicza snu i jawy oraz lekki język dają dużo satysfakcji z lektury, podobnie jak liczne gry słów. To zupełnie inne, przyjemne i zabawne podejście do tematu erotyki.

Pozostałe teksty nie wywołały we mnie szczególnych odczuć. Sylwia Chutnik opowiada o specyficznie przeżywanej żałobie dwóch przyjaciółek, Wojciech Kuczok – o intymnej relacji z piersią matki, przeniesionej na dorosłe życie.  Zygmunt Miłoszewski wybiegł w przyszłość, w której digitalizacja pozwala stworzyć sztucznie obraz każdej sytuacji z dowolnymi osobami. Magdalena Tulli
rozminęła się chyba z tematem, bo w opowieści zmysły może i się pojawiają, ale na pewno nie ma w niej niczego ciekawego, ani tym bardziej erotycznego – ot, spotkanie dwóch przyjaciółek i odkopywanie dawnych uraz. Szczepan Twardoch pochwalił się jeżykiem i stylem, ale nie treścią, opowiadając o wzajemnej fascynacji dwóch niezwykle pięknych kobiet. W miarę spodobał mi się tekst Manueli Gretkowskiej, gdyż dotyczył Freuda i Marilyn Monroe, dwóch niezwykle bliskich mi postaci. Wciąż jednak nie jest to coś niezwykłego i wciągającego. Dobrze czytało się też opowieść Grażyny Plebanek o autorkach strony fuckclub.com, których życie zmienia się nie do poznania, gdy wkraczają w świat seksualnej wolności.

W 2/3 lektury zaczęłam zastanawiać się, czy naprawdę nie można pokazać seksu w sposób prosty i bezpretensjonalny. Mam wrażenie, że wciąż nie umiemy o nim mówić i balansujemy na granicy wstydu i obsceniczności. W tym zbiorze żaden z tekstów nie dotyczy normalnej relacji, wszystkie ukazują seks od strony jakiegoś zaburzenia czy patologii (w sensie odchylenia od normy). Czy naprawdę wszystko trzeba marginalizować? Wychodzi na to, że temat wciąż jest trudny i naprawdę ciężko zabrać się za niego z dobrej strony. Najwyraźniej sporo czasu minie, zanim będzie mi dane sięgnąć po dobry erotyk. Paradoksalnie najbliżej ideału znalazł się Jacek Dukaj – wykazał się wrażliwością sensoryczną, ukazując seks jako przeżycie zmysłowe, choć opowieść ubrał w słowa tak dziwaczne, że całkowicie odebrał jej wdzięk.

Powiem Wam tylko, byście nie dali się zwieźć okładkowemu opisowi – nic tu nie pulsuje od kontrastów i prowokacji, bardzo niewiele jest też erotycznej gry. Gdy już jest – nie intryguje. Zbyt wiele tekstów jest toporne i niedopasowane, by „Zachcianki” nazywać porządną antologią, można mieć wrażenie, że o seksie po polsku po prostu nie da się pisać dobrze. Brak tu subtelności, słownictwa i akcji, a ja osobiście czuję niedosyt, ponieważ żadne z opowiadań nie mówi o zwykłej relacji dwóch przeciętnych osób.

~*~

Zostawiam Was na kilka dni tylko z Sylwkiem - będę miała na wszystko oko, ale odpowiedzi na komentarze nie spodziewajcie się do piątku. Wrócę na pewno z masą recenzji do publikacji! ;)

9 komentarzy:

  1. Duet Dębki + Dukaj mnie osobiście by z miejsca przyciągnął. Szkoda, że jednak się pojawiły pozycje niezbyt dobre. Taka jednak rola recenzentów - napisać jak się rzeczywiście czytało daną książkę, żeby ktoś się nie sparzył. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem dlaczego tak strasznie wszyscy wychwalają Dukaja. Owszem pomysły na książki - świetne, bez dwóch zdań, ale wykon, ech. Jak dla mnie mizernie ogólnie się przedstawia. Tak jak Kaś zauważyła, to ja dodam od siebie, że mam odczucie, jakby jego styl składał się jedynie z udziwnień, żeby to jeszcze stanowiło o wartości... ;/
    Chyba nie sięgnę po tę książkę.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście czytałem tylko jedną książkę Dukaja, "Inne pieśni", i przyznam szczerze, że choć język był faktycznie nieco udziwniony, to mimo wszystko miało to uzasadnienie w fabule. To nie była lekka lektura (po 100 stronach musiałem zacząć od początku..), niemniej jednak uważam, że było warto się z nią zapoznać. ;)

      Usuń
    2. Ja cały czas czuję się głupsza przez to, że jego tekstów nie rozumiem - naiwnie zakładam, że wszyscy jego fani są w stanie je ogarnąć, a to daje całkiem spory odsetek społeczeństwa...

      Usuń
  3. A fuj! Podziękuję za tanią erotykę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupiłam sobie ostatnio jakiś erotyk z wydawnictwa Amber, ale jeszcze do mnie nie dotarł. W sumie to rzadko mam styczność z tego typu literaturą, więc ciekawa jestem jaki się okaże.
    Ale żeby rok czytać książkę, to jeszcze mi się nie przytrafiło. Musiała być naprawdę wybitna ;p
    Ukazywanie tematu seksualności jako zboczenia na pewno polskiej literatury na szczyty bestsellerów nie pociągnie. Chyba, że wydawnictwa uważają nasze społeczeństwo za spragnione chorób umysłowych i róznorakich skrzywień...

    No i gdzie Ty będziesz jak Cie nie będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam daleko, tylko na kilka chwil musiałam stać się porządną studentką i pochodzić na zajęcia. ;)

      Mnie po "Greyu" w ogóle do literatury erotycznej nie ciągnie, zwłaszcza tej popularnej. Ale pomyślałam sobie: "tyle znanych nazwisk, nie może być tragedii". Tak bardzo można się zawieść...

      Usuń
  5. Ha! Czyli najcięższe do przebrnięcia opowiadania, okazało się być najbliższe ideału ;) Może, jak mi niechcący ta pozycja wpadnie w ręcę to ją z ciekawości przeczytam, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbliższe ideału i tak było od niego niebezpiecznie daleko. ;)
      Mnie ostatnio pani w Świecie Książki zaproponowała ją za 10 zł. Ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć, że nawet za dopłatą nie chcę. ;p

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.