czwartek, 20 marca 2014

Olga Gromyko - "Zawód: Wiedźma"

Przyznam już na samym wstępie, że byłam nastawiona do tej książki bardzo negatywnie. Moje jedyne, jak dotąd, zetknięcie z rosyjską fantastyką i magiczkami to „Flossia Naren” Kiry Izmajłowej – nie można tego nazwać kontaktem owocnym i udanym. Po nielichej traumie, jaką załapałam, nie miałam ochoty dalej zagłębiać się w temat. Książka Olgi Gromyko na pewno nie trafiłaby na moje półki, gdyby nie przewidywana obecność autorki na Pyrkonie – już raz żałowałam, że nie wzięłam podpisu od zagranicznego pisarza (Edwarda Lee konkretnie) i nie chciałam powtórki z rozrywki. Jak się okazało intuicję miałam słuszną, bo książka przebojem wdarła się do mojego serca i z pewnością na długo w nim pozostanie.

Wolhna Redna z pewnością nie jest zwyczajną osiemnastolatką – uczy się w Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa, w dodatku na typowo męskim wydziale magii praktycznej. Nie jest jednak tym faktem ani trochę speszona, radzi sobie świetnie, a w wolnych chwilach rozrabia, że aż strach. Jest wścibska, ciekawska, niepokorna i nad wyraz aktywna w swojej działalności. Choć dopiero się uczy, to właśnie ją Mistrz wysyła, by rozwiązała zagadkę potwora nękającego niedaleką społeczność wampirów. Zagadkę, która jak dotąd pochłonęła 13 ofiar, w tym magów. Nie zważając na niebezpieczeństwo Wolhna widzi w tej sytuacji szansę na napisanie świetnej pracy zaliczeniowej na zapomniany, wampirzy temat, jednak problemy, z jakimi przyjdzie jej się zmierzyć, są skomplikowane o wiele bardziej niż zagadnienie antypatii krwiopijców do czosnku. Jedno jest jednak pewne – dzięki bliskiej znajomości z przywódcą tej mitycznej rasy, Lenem, czas będzie płynął jej szybko, a okazji do obserwacji i badań nie zabraknie.

Po dłuższym namyśle uznałam, że podoba mi się sposób ukazania relacji Wolhnej i Lena. Niby młoda magiczka na niego zerka, komentuje wygląd i pod jakimś tam wrażeniem jest, ale nic tu nie jest wulgarne i „zbyt”. Ot, po prostu przystojny wampir się przechadza obok, estetyczny widok, ponadto ujęta jest paleta emocji większa niż tylko sam zachwyt. Z takim poziomem literackiej subtelności i kokieterii Olga Gromyko mogłaby z powodzeniem pisać książki typowo młodzieżowe, bo w tych dzisiejszych autentycznych emocji zdecydowanie brak. Przy lekturze perypetii W. Rednej sama przystanęłam nad postacią przywódcy wampirów i zaczęłam się nad nią zastanawiać – to chyba przykład tego, że dałam się wciągnąć.

Od strony technicznej również wszystko wygląda pozytywnie. Język książki jest prosty i przystępny, a wszystko, co niezrozumiałe ze względu na konstrukcję świata, jest nam tłumaczone niemal od razu – nie encyklopedycznie, nie protekcjonalnie. Raczej mimochodem, jakby od niechcenia. Poza tym akcja ma przyjemne tempo, dodatkowo zróżnicowane dzięki wspomnieniom magiczki. Bardzo podoba mi się też okładka – rysunek jest piękny i dopracowany w każdym szczególe. Niestety, jak to z Fabryką Słów bywa, w kolejnych tomach wydawcy poszli w stronę okładek na bazie zdjęć, co tylko zaszkodziło jakości.

W gruncie rzeczy największą wadą tej książki jest jej niewielka objętość – tylko 291 stron, a chciałoby się więcej i więcej przygód magiczki w krainie wampirów. Oczywiście cykl ma w tej chwili jeszcze 4 tomy, których jakości jestem raczej pewna, mnie jednak będzie tęskno właśnie do tego konkretnego wątku. Do lektury kolejnych tekstów zabiorę się jednak z pewnością, bo to kawałek naprawdę przyjemnej i lekkiej fantastyki.

___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Grunt to okładka" (marcowy motyw - kobieta).

5 komentarzy:

  1. Po pierwsze nie mój styl, a po drugie - bardzo brzydka okładka.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie dla mnie..... okładka wcale nie jest brzydka, choć wiem że kazdy ma swój gust :)
    Pozdrawiam Cieplutko! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ się cieszę, że Ci się spodobała :D Jak wiesz z mojego bloga, ja się uzależniłam od przygód Wolhy i płaczę rozdzierająco, że nie mogę być na Pyrkonie, porozmawiać z Olga Gromyko, zdobyć autograf, czy być może wersję rosyjskojęzyczną przygód Wolhy.
    Kaś, w dalszych częściach jest lepiej :D A ostatnia część rozbawiła mnie do łez. Pisarka trzyma poziom do samego końca :)
    Fakt Fabryka z okładkami się nie popisała ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, na pewno sięgnę po kolejne tomy, tym bardziej skoro mówisz, że dalej jest jeszcze lepiej (już ten był lepszy od większości podobnych tematycznie książek). W każdym razie Olga Gromyko absolutnie przekonała mnie do siebie, bardzo serdeczna kobieta, choć jest coś w tym, że mnie ludzi mówiący w językach rosyjskobrzmiących po prostu jakoś wydają się bardziej serdeczni. ;) Tak czy owak obie się pośmiałyśmy, kiedy podpisywała mi książkę, bo imię "Kasia" sprawiło jej sporo kłopotu - wyszła "Kashjia". :D

      Usuń
    2. No to masz przynajmniej oryginalny autograf Kashjia ;) Mnie tylko wkurzyło jeśli chodzi o cykl o wiedźmie, że dwie pierwsze części rosyjskojęzyczne w wydaniu polskim zostały jeszcze podzielone i wyszły 4 części!

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.