Przyznam już na samym wstępie, że byłam nastawiona do tej
książki bardzo negatywnie. Moje jedyne, jak dotąd, zetknięcie z rosyjską
fantastyką i magiczkami to „Flossia Naren” Kiry Izmajłowej – nie można tego
nazwać kontaktem owocnym i udanym. Po nielichej traumie, jaką załapałam, nie
miałam ochoty dalej zagłębiać się w temat. Książka Olgi Gromyko na pewno nie
trafiłaby na moje półki, gdyby nie przewidywana obecność autorki na Pyrkonie –
już raz żałowałam, że nie wzięłam podpisu od zagranicznego pisarza (Edwarda Lee
konkretnie) i nie chciałam powtórki z rozrywki. Jak się okazało intuicję miałam
słuszną, bo książka przebojem wdarła się do mojego serca i z pewnością na długo
w nim pozostanie.
Wolhna Redna z pewnością nie jest zwyczajną osiemnastolatką
– uczy się w Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa, w dodatku na
typowo męskim wydziale magii praktycznej. Nie jest jednak tym faktem ani trochę
speszona, radzi sobie świetnie, a w wolnych chwilach rozrabia, że aż strach.
Jest wścibska, ciekawska, niepokorna i nad wyraz aktywna w swojej działalności.
Choć dopiero się uczy, to właśnie ją Mistrz wysyła, by rozwiązała zagadkę
potwora nękającego niedaleką społeczność wampirów. Zagadkę, która jak dotąd
pochłonęła 13 ofiar, w tym magów. Nie zważając na niebezpieczeństwo Wolhna
widzi w tej sytuacji szansę na napisanie świetnej pracy zaliczeniowej na
zapomniany, wampirzy temat, jednak problemy, z jakimi przyjdzie jej się
zmierzyć, są skomplikowane o wiele bardziej niż zagadnienie antypatii
krwiopijców do czosnku. Jedno jest jednak pewne – dzięki bliskiej znajomości z
przywódcą tej mitycznej rasy, Lenem, czas będzie płynął jej szybko, a okazji do
obserwacji i badań nie zabraknie.
Po dłuższym namyśle uznałam, że podoba mi się sposób
ukazania relacji Wolhnej i Lena. Niby młoda magiczka na niego zerka, komentuje
wygląd i pod jakimś tam wrażeniem jest, ale nic tu nie jest wulgarne i „zbyt”.
Ot, po prostu przystojny wampir się przechadza obok, estetyczny widok, ponadto
ujęta jest paleta emocji większa niż tylko sam zachwyt. Z takim poziomem
literackiej subtelności i kokieterii Olga Gromyko mogłaby z powodzeniem pisać
książki typowo młodzieżowe, bo w tych dzisiejszych autentycznych emocji
zdecydowanie brak. Przy lekturze perypetii W. Rednej sama przystanęłam nad
postacią przywódcy wampirów i zaczęłam się nad nią zastanawiać – to chyba
przykład tego, że dałam się wciągnąć.
Od strony technicznej również wszystko wygląda pozytywnie.
Język książki jest prosty i przystępny, a wszystko, co niezrozumiałe ze względu
na konstrukcję świata, jest nam tłumaczone niemal od razu – nie
encyklopedycznie, nie protekcjonalnie. Raczej mimochodem, jakby od niechcenia.
Poza tym akcja ma przyjemne tempo, dodatkowo zróżnicowane dzięki wspomnieniom
magiczki. Bardzo podoba mi się też okładka – rysunek jest piękny i dopracowany
w każdym szczególe. Niestety, jak to z Fabryką Słów bywa, w kolejnych tomach
wydawcy poszli w stronę okładek na bazie zdjęć, co tylko zaszkodziło jakości.
W gruncie rzeczy największą wadą tej książki jest jej
niewielka objętość – tylko 291 stron, a chciałoby się więcej i więcej przygód
magiczki w krainie wampirów. Oczywiście cykl ma w tej chwili jeszcze 4 tomy,
których jakości jestem raczej pewna, mnie jednak będzie tęskno właśnie do tego
konkretnego wątku. Do lektury kolejnych tekstów zabiorę się jednak z pewnością,
bo to kawałek naprawdę przyjemnej i lekkiej fantastyki.
___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Grunt to okładka" (marcowy motyw - kobieta).
Po pierwsze nie mój styl, a po drugie - bardzo brzydka okładka.
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie..... okładka wcale nie jest brzydka, choć wiem że kazdy ma swój gust :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cieplutko! :3
Ależ się cieszę, że Ci się spodobała :D Jak wiesz z mojego bloga, ja się uzależniłam od przygód Wolhy i płaczę rozdzierająco, że nie mogę być na Pyrkonie, porozmawiać z Olga Gromyko, zdobyć autograf, czy być może wersję rosyjskojęzyczną przygód Wolhy.
OdpowiedzUsuńKaś, w dalszych częściach jest lepiej :D A ostatnia część rozbawiła mnie do łez. Pisarka trzyma poziom do samego końca :)
Fakt Fabryka z okładkami się nie popisała ...
Cóż, na pewno sięgnę po kolejne tomy, tym bardziej skoro mówisz, że dalej jest jeszcze lepiej (już ten był lepszy od większości podobnych tematycznie książek). W każdym razie Olga Gromyko absolutnie przekonała mnie do siebie, bardzo serdeczna kobieta, choć jest coś w tym, że mnie ludzi mówiący w językach rosyjskobrzmiących po prostu jakoś wydają się bardziej serdeczni. ;) Tak czy owak obie się pośmiałyśmy, kiedy podpisywała mi książkę, bo imię "Kasia" sprawiło jej sporo kłopotu - wyszła "Kashjia". :D
UsuńNo to masz przynajmniej oryginalny autograf Kashjia ;) Mnie tylko wkurzyło jeśli chodzi o cykl o wiedźmie, że dwie pierwsze części rosyjskojęzyczne w wydaniu polskim zostały jeszcze podzielone i wyszły 4 części!
Usuń