Na samym wstępie przyznam się bez bicia – nie miałam zamiaru
w ogóle sięgać po tę książkę. O ile kilka lat temu fascynowałam się tekstami
Kuby Ćwieka, o tyle po lekturze Chłopców całe zainteresowanie minęło mi jak
ręką odjął – to zdecydowanie nie było to, czego szukam w literaturze.
Zamaszystym ruchem postawiłam więc kreskę na autorze, którego teksty chciałam
poznać lepiej i nie podejmowałam kolejnych prób. Ostatnio jednak, szukając
czegoś szybkiego i lekkiego na upalne dni, sięgnęłam po szeroko zachwalanego Dreszcza.
Podstarzały rockman superbohaterem? Takie pomysły tylko u
Ćwieka. Sam główny bohater, Rysiek Zwierzchowski, wyśmiałby zapewne ów
dziwaczny pomysł. Świat się jednak zmienia, a główny bohater musi zweryfikować
poglądy na pewne sprawy po tym jak rażony piorunem nie umiera, a zyskuje
dodatkowe supermoce. Jak się okazuje – nie tylko on. Jedni umieją znikać, inni
zmieniać wizerunek, a jeszcze inni z zaskakującą łatwością asymilują części
ciała… Całości dziwacznego obrazu dopełnia syn lokaja-milionera i emerytowany
górnik. A to wszystko we współczesnej Polsce!
Tekst w pierwszej kolejności zachwyca wartką i wciągającą
akcją. Konstrukcja jest naprawdę dobra, a poziom wyrównany – zarówno dialogi jak
i monologi poprowadzone są po prostu dobrze. Wspaniale skonstruowany jest świat
– z jednej strony fantastyczny, z drugiej niesamowicie wręcz zwyczajny. Niezwykłości
przeplatają się tu z szarą rzeczywistością i bezpośredniością współczesnego
Śląska. Co do języka – po lekturze Chłopców, a także wstępu do Dreszcza miałam pewne obawy, ale tutaj jest on zaskakująco wręcz dopasowany. Wulgaryzmy
pojawiają się, ale nie rażą – prawdę mówiąc brzmią niezwykle autentycznie, a to
rzadko udaje się pisarzom. Jedyny problem mogą stanowić wypowiedzi Alojza,
emerytowanego górnika, który posługuje się śląską gwarą. Dla mnie osobiście nie
był to problem, bo wręcz słyszałam w głowie jak akcentuje dane słowa, wiem
jednak, że niektórym osobom mogłoby to
utrudniać odbiór tekstu.
Klimaty komiksowych superbohaterów, rock’n’roll i diss na współczesne
społeczeństwo – Ćwiek z właściwą sobie swobodą i bynajmniej nie bez gracji
łączy różnorakie elementy i tworzy przerysowane, ale przy tym niezwykle
prawdziwe obrazy z pogranicza naszej codzienności. To nie tylko tekst z
dziwaczną tematyką. Dreszcz to również – a może przede wszystkim – dobrze przemyślana
satyra, która bawi dzięki świetnie wyłuskanym elementom rzeczywistym. Obrywa
się katolikom, subkulturom, a nawet kontrolerom biletów PKP – Ćwiek krytykuje
wszystko i wszystkich i ani myśli się za to kajać. I dobrze, bo mieści się to w
granicach dobrego smaku (przynajmniej moich). Naprawdę bawiłam się świetnie, od
pierwszej do ostatniej strony.
Choć siadałam do lektury obrażona na Kubę Ćwieka, z ustami
ściągniętymi w ciup, już od pierwszej strony ciężko było mi utrzymać powagę. Polubiłam
Ryśka od początku, choć nie jestem pewna, czy jest to klasyczny bohater „do
lubienia”. W każdym razie Dreszcz dał mi dokładnie to, czego szukałam –
doskonałą rozrywkę na wysokim poziomie. Już teraz obiecuję sobie, że kolejne
czytanie (a z pewnością takowe nastąpi) wzbogacę o odpowiedni soundtrack –
chętnie przypomnę sobie czasy, kiedy sama słuchałam ciężkiej muzyki, a z
pewnością klimat tekstu nabierze na wyrazistości.
A, i jeszcze jedno: Iwo, świetna robota z grafikami! Scena
pojedynku Ekumena z Panią Różą sprawiła, że dobrych kilka minut gapiłam się na
szczegóły rysunku. ;)
Muszę wreszcie przeczytać którąś z książek Ćwieka...
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie zapoznać się z autorem
OdpowiedzUsuńMi daleko było do polubienia Ryśka :) jakoś ta historia była dla mnie zwykłą karykaturą opowieści o superbohaterach :) ogólnie wszystko takie naciągane było :) Już "Chłopcy" byli o wiele lepsi :)
OdpowiedzUsuńHeh, i jak różnie można odbierać tę samą książkę. ;) Dla mnie "Chłopcy" byli bez sensu i naciągani, zupełnie nie przypadła mi do gustu ta historia. Za to Rysiek mnie rozbawił, ale tak jak napisałam - nie wiem, czy to bohater "do lubienia", podejrzewam raczej, że to z moim gustem jest coś nie tak. ;)
UsuńDołączę się do chóru dwóch pierwszych komentatorów... Ćwieka nie czytałam w życiu żadnego, choć bardzo dużo o nim słyszałam., najwyższy czas coś z tym zmienić;) Nie wiem, czy zaczynać od sagi o Lokim?
OdpowiedzUsuńDobra recenzja, ja co do książki mam nieco gorsze zdanie, niestety. Co do grafik się jak najbardziej zgodzę, jednak dialogi wydaja mi się mdłe, a żarty wpychane są w każdy z nich niemal na siłę. Jeśli jesteś ciekawa, to zapraszam do mnie na recenzję tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńA już zastanawiałam się, czy tylko ja nie znam twórczości Ćwieka. Po tej recenzji z pewnością sięgnę po jakąś jego książkę, by poznać klimat,w jakim może znaleźć się czytelnik obcujący z prozą autora.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, powiem Wam tak - ja swoją przygodę z Ćwiekiem zaczynałam od cyklu o Kłamcy i byłam zadowolona. Klimat jest fajny i naprawdę poznaje się autora z dobrej strony. Od siebie polecę Wam jeszcze "Ciemność płonie" - stara książka, trudno dostępna, ale naprawdę przemyślana, dojrzała i wspaniała. :)
OdpowiedzUsuńjak pierwszy raz wypadłam na Ćwieka na targach książki, myślałam, że to jakiś muzyk ;) w pełni wpasowuje się w swoją literaturę.
OdpowiedzUsuń