wtorek, 6 maja 2014

Paula Roc - "Recepta na miłość"

Sama nie wiem, jak i dlaczego zdecydowałam się na taki krok, ale koniec końców ja, która ogromną wręcz pogardą darzę wszelką lekką, babską literaturę, znów wylądowałam z książką tego typu w ręku. W dodatku uczyniłam to z własnej, nieprzymuszonej woli! Masochizm? Może. Przemyślana decyzja? Bynajmniej. Do lektury zabierałam się dwa dni, ale koniec końców odłożyłam wszystkie cięższe, pozaczynane projekty i wzięłam do ręki ten właśnie tekst. Chyba tego potrzebowałam.

Już na pierwszych stronach przenosimy się do słonecznej Barcelony, a czynimy to wraz z Magdą, studentką medycyny, która całkiem niedawno straciła przyjaciółkę, chłopaka i zawaliła wszystkie egzaminy. Można powiedzieć, że jej świat legł w gruzach. Dziewczyna, za radą przyjaciela, postanawia wykonać jeden, desperacki krok – przeprowadza się, zostawiając przeszłość za sobą. A przynajmniej tak jej się wydaje… W nowym otoczeniu pozna wiele osób, złączonych zawiłymi relacjami, zniszczonych od środka przez własne, skrywane głęboko tajemnice. Juan, ojciec znanego lekarza, który czuje zupełnie inne, wcale nie lekarskie powołanie. Roi, genialny młody chirurg, wypełniający pustkę związaną z chorobą matki przelotnymi romansami. Irati, córka lekarki, szukająca pocieszenia i miłości w ramionach starszego chłopaka… Teoretycznie każde z nich jest inne, ale problemy wszystkich zdają się mieć pewne powiązania.

Początkowo trudno było mi przyjąć zachowania bohaterów. Autorka wykreowała postaci nieautentyczne w tym sensie, że jest to właściwie zbiór perfekcjonistów – idealnych i dojrzałych w pracy, natomiast skrajnie infantylnych w życiu prywatnym. Muszę jednak przyznać, że wraz z biegiem akcji postaci nabierają wyrazistości, a ich dotychczasowe przeżycia pokazują genezę zachowań. W większości przypadków autorka wybrnęła z opresji i udało jej się umotywować własnych bohaterów.

Konstrukcja książki jest z jednej strony ciekawa, z drugiej zaś – niezrozumiała. Tekst jest podzielony na króciutkie rozdziały, z których każdy opowiada o konkretnej osobie. Najczęściej narracja jest trzecioosobowa, jednak zabieg przypomina podświetlanie reflektorem konkretnego aktora na scenie – choć wszyscy inni również się pojawiają, to właśnie jego myśli i odczucia są w tej chwili najważniejsze i najpełniej ukazane. Pisałam już pozytywnie o podobnym zabiegu, chociażby przy okazji Nowej Ziemi, jednak tutaj jest on nieco nadużyty. Do głosu zostali dopuszczeni nie tylko główni bohaterowie, ale też szerokie grono postaci drugoplanowych, w rezultacie czego książka jest tak naprawdę o wszystkich i o nikim jednocześnie. Mam wrażenie, że autorka postanowiła ująć zbyt wiele w zbyt niewielkiej objętościowo książeczce.

Do tekstu skierował mnie w pewien sposób sentyment do serialu Na dobre i na złe, który w dzieciństwie oglądałam z Mamą. I właściwie nie rozminęłam się zbytnio w ocenie, bo książce zdecydowanie bliżej do tego typu obrazów, w znacznej mierze obyczajowych, niż do ich zagranicznych i dużo bardziej merytorycznych odpowiedników. Generalnie nie mam nic przeciwko obserwowaniu spraw medycznych w emocjonalnej otoczce, niestety, w przypadku Recepty na miłość pomysł nieco zawiódł. Terminologia lekarska nie jest bynajmniej zgrabnie wpleciona w tekst i lekko razi. Niestety muszę też powiedzieć, że zawiodłam się na technicznej stronie książki. Nie wiem, czy winą tłumacza, czy też samej autorki jest pomylenie imion bohaterek na stronie 66, jednak z pewnością pierwsza z pań odpowiada za informacje dotyczące Lekarskiego Egzaminu Praktycznego. Otóż jest to wieńczący studia medyczne egzamin w Polsce, natomiast w Hiszpanii zdaje się MiR, czyli egzamin specjalizacyjny. Zastąpienie jednego terminu drugim nie przypadło mi zbytnio do gustu – wolałabym, żeby użyto drugiego skrótu, a na dole zrobiono przypis od tłumacza, objaśniający, o co tak naprawdę chodzi i jaki jest ewentualny polski odpowiednik.

Oczywiście powyższe akapity są z mojej strony bardzo krytyczne, opisane sytuacje nie odbiorą zapewne przyjemności z czytania osobom, do których tekst jest skierowany. Z resztą gwoli sprawiedliwości muszę oddać książce Pauli Roc dwie ważne rzeczy. Pierwszą z nich jest niesamowita wartkość akcji, która sprawia, że czytelnik nie gubi się w wątkach i po prostu daje się ponieść lekturze. Na przeczytanie tego tekstu starczy jedno popołudnie i będzie to czas zdecydowanie mile spędzony. Druga kwestia to zwrócenie uwagi na nieco inną stronę lekarskiej pracy, niż ta obserwowana na co dzień – psychiczne obciążenie, trudność w kontakcie z pacjentami… Te elementy, w serialach przemycane za pomocą aktorskiej gry, na kartach książki są widoczne wyraźnie i łatwo można je dostrzec i docenić.

Podsumowując – może nie powiedziałabym, że z tej książki nie da się wyleczyć, choć hasło reklamowe jest zgrabne i ładne. Tym niemniej nie męczyłam się podczas lektury i z czasem nawet polubiłam postacie, które z początku wywoływały irytację. Nie wiem, czy to przez sentyment do medycznej tematyki w lekkiej otoczce, czy ze względu na inne moje słabości, ale myślę, że mimo niedociągnięć sięgnęłabym po kolejną książkę Pauli Roc. Jeśli macie czas lub – jak pisałam na początku – jesteście przeciążeni i szukacie po prostu czegoś lżejszego do poczytania, to ta książka sprawdzi się idealnie. 


Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię okołomedyczne tematy i poszukuję takich książek. Dlatego mimo wad, które wytknęłaś, chyba sięgnę po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jeśli lubisz takie książki, to te wady nie będą aż tak zauważalne. Lekturą tej książki na pewno można się cieszyć. (:

      Usuń
  2. Tym razem się nie skuszę. Ten serial mnie irytował i widzę, że z książką też bym się męczyła :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwróciłam na ten tytuł uwagę, chociaż mam mieszane uczucia po twojej recenzji. Nic to.. Jak się zdarzy, że wpadnie w moje ręce to mimo wszystko pewnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nie czuję się specjalnie zainteresowana, więc w obliczu tego, ile już na mnie czeka, raczej się nie skuszę...

    Dzięki za odwiedziny i zapraszam ponownie: http://kulturka-maialis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Też raczej stronię od babskiej literatury. Ta książka, mimo że lubię historie z medycyną w tle, za bardzo mnie do siebie nie przekonała, więc raczej po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W babskiej literaturze na szczęście ostatnio dzieje się coraz lepiej i można wyłowić pewnie perełki, które nie są już prostymi, naiwnymi historiami, a naprawdę dobrą literaturą dla myślących kobiet. Także myślę, że przekonam się niebawem do gatunku. (:

      Usuń
  6. Tematyka medyczna w serialach mnie nie interesuje, ale w książce czemu nie. :) Jeśli kiedyś "Recepta na miłość" trafi w moje ręce to na pewno przeczytam :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. śmieszą mnie takie książki :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.