Dziś Dzień Matki, a to taka trochę książka dla Mam i o
Mamach, czy macierzyństwie w ogóle. Adopcyjnym, co prawda, ale problemy te
same, a nawet jest ich nieco więcej. Można się pochylić nad tematem, uśmiechnąć
do wspomnień i pomyśleć o tych naszych rodzicielkach.
~*~
Czego nauczyła mnie mama?
(…)Nauczyła mnie tajemniczego zjawiska osmozy: „Zamknij się
i jedz kolację!”.
(…)Nauczyła mnie hipokryzji: „Powtarzałam ci milion razy –
nie wyolbrzymiaj!”.
Nauczyła mnie o kręgu życia: „Wydałam cię na ten świat, to
mogę i na tamten”.[160]
Siedząc na różnorakich zajęciach na uczelni i słuchając o
mniejszych lub większych problemach, staję się bardziej wrażliwa na to, co
spotyka ludzi wokół mnie. Czasem ta wrażliwość trwa krócej, czasem dłużej, ale
powstaje i przez moment trzyma się jak rzep. W taką właśnie chwilę trafił
pewien e-mail, a ja, choć na co dzień nie sięgam raczej po książki non-fiction,
w tym wypadku dałam się przekonać. Swojej decyzji nie żałuję nawet w najmniejszym
stopniu, bo opowieść, która trafiła w moje ręce, od pierwszej strony uderzyła
mnie swym ciepłem i łagodnym humorem.
Czy to możliwe, aby po godzinie znajomości podejmować
decyzje ważące na całym przyszłym życiu? Czy można w chwilę poznać kogoś na
tyle by wiedzieć, że to właśnie „ta” osoba? Tutaj mamy do czynienia z taką
właśnie historią, tak niezwykłą, że aż niemożliwą. Iwona Jurczenko i Krzysztof Topolski
poznali się jako dorośli, dojrzali ludzie „po przejściach” i tego samego
wieczora, kiedy pojawili się na aranżowanej kolacji, oznajmili znajomym, że się
pobierają. Wszyscy wokół pukali się w głowy z niedowierzaniem, dla nich jednak
był to początek nowej, wspaniałej drogi. Przez wiele lat żyli wspólnie,
odnosząc sukcesy i kierując się maksymą, że każde ofiarowane dobro kiedyś do
nas wraca. Pomagali osobom, które potrzebowały pomocy i były w stanie należycie
ją wykorzystać. Pewnego dnia zapragnęli mieć dzieci i choć okazało się, że to
niemożliwe, decyzja lekarzy nie oznaczała końca sprawy. Swoje pociechy
odnaleźli w Domu Dziecka, w liczbie trzech, w dodatku nie całkiem malutkich, co
oznacza, że zamiast uczyć się rodzicielstwa stopniowo, musieli opanowywać zaległości
w tempie ekspresowym. Dali sobie jednak radę. Pewnie do dziś cieszyliby się
rodzinnym szczęściem, gdyby Iwona nie zachorowała. Zmarła w 2011 roku.
Na książkę Podróżą każda miłość jest składają się trzy
zasadnicze części – pierwsza i ostatnia to teksty spisane przez osoby z
zewnątrz, natomiast środek jest autorstwa samej Iwony – „Bociany przylatują
zimą” oraz „Bociany na Karaibach” są spisane w formie bloga i opowiadają o
codziennym życiu Topolskich, ich wzlotach i upadkach, dylematach i
trudnościach. Czasem jest śmieszno,
czasem straszno i wiele tu widać lęków o to, by dzieciom nie zrobić krzywdy i
jak traktować je na co dzień. Wszystko składa się jednak na obraz pełny,
szczery i prawdziwy, wywołujący w człowieku nie tylko uśmiech, ale i lawinę
własnych wspomnień.
Podczas lektury całości mamy okazję prześledzić pełną historię
rodziny od poznania się Iwony i Krzysztofa, poprzez wspólne życie na Mazurach,
decyzję o adopcji, problemy sądowe, kolejne lata dorastania dzieci, aż po
chorobę i śmierć Topolskiej. Nie jest to relacja idealizowana, a lektura daje
człowiekowi naprawdę porządnego energetycznego kopa. Tekst zbudowany jest z
wielu elementów, wypowiedzi różnych osób, wywiadów i twórczości własnej. Mnie
najbardziej ujął blog Iwony (co oczywiste, bo tak szczerego i bezprecedensowego
opisu rodzicielstwa dawno nie widziałam), ale też fragmenty jej listów do
Krzysztofa, świadczących o ich pięknej, romantycznej miłości. Co do samej
treści - czasem wątki powtarzają się w poszczególnych częściach i czytelnik
może trochę kręcić nosem, ale w moim przypadku było to odczucie raczej
sympatyczne – coś jak teatralne przewracanie oczami, kiedy Mama setny raz mówi,
jak się z Tatą poznali.
Z tą moją wrażliwością wspominaną na początku bywa różnie, bo
czasem nie ma jej w ogóle. Jednak ta książka zburzyła pewien mur, który wokół
tej swojej wrażliwości skrzętnie budowałam. Naprawdę trafiły do mnie słowa
Iwony i pozytywny przekaz, płynący z tego tekstu – nigdy nie będzie idealnie,
nigdy nie będzie różowo, ale można być razem i trzymać się ze sobą. To
wspaniałe, że są jeszcze rodziny, które mają takie cele i które oparte są na
mocnych fundamentach wzajemnych relacji, nie zaś wyłącznie na zapewnieniu
dzieciom finansowego bytu. Gdy dajemy ludziom ciepło i dobro, reszta przychodzi
do nas sama.
Za możliwość zapoznania się z książką bardzo serdecznie dziękuję Business and Culture oraz wydawnictwu MUZA SA.
Nie jestem pewna czy to książka jakiej mi teraz trzeba, lecz kiedyś chętnie ją przejrzę :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością prędzej czy później się z nią zapoznam ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się na nią zdecyduję, ale na razie jednak odpuszczę ją sobie.
OdpowiedzUsuńW tym momencie szukam odprężającej lektury - ale za jakiś czas kto wie.
OdpowiedzUsuńNie zdecydowałam się na tę książkę, gdyż mam spore zaległości. Jak tylko się z nimi uporam, to na pewno do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuń