poniedziałek, 26 maja 2014

Iwona Jurczenko-Topolska - "Podróżą każda miłość jest"

Dziś Dzień Matki, a to taka trochę książka dla Mam i o Mamach, czy macierzyństwie w ogóle. Adopcyjnym, co prawda, ale problemy te same, a nawet jest ich nieco więcej. Można się pochylić nad tematem, uśmiechnąć do wspomnień i pomyśleć o tych naszych rodzicielkach.

~*~

Czego nauczyła mnie mama?
(…)Nauczyła mnie tajemniczego zjawiska osmozy: „Zamknij się i jedz kolację!”.
(…)Nauczyła mnie hipokryzji: „Powtarzałam ci milion razy – nie wyolbrzymiaj!”.
Nauczyła mnie o kręgu życia: „Wydałam cię na ten świat, to mogę i na tamten”.[160]


Siedząc na różnorakich zajęciach na uczelni i słuchając o mniejszych lub większych problemach, staję się bardziej wrażliwa na to, co spotyka ludzi wokół mnie. Czasem ta wrażliwość trwa krócej, czasem dłużej, ale powstaje i przez moment trzyma się jak rzep. W taką właśnie chwilę trafił pewien e-mail, a ja, choć na co dzień nie sięgam raczej po książki non-fiction, w tym wypadku dałam się przekonać. Swojej decyzji nie żałuję nawet w najmniejszym stopniu, bo opowieść, która trafiła w moje ręce, od pierwszej strony uderzyła mnie swym ciepłem i łagodnym humorem.

Czy to możliwe, aby po godzinie znajomości podejmować decyzje ważące na całym przyszłym życiu? Czy można w chwilę poznać kogoś na tyle by wiedzieć, że to właśnie „ta” osoba? Tutaj mamy do czynienia z taką właśnie historią, tak niezwykłą, że aż niemożliwą. Iwona Jurczenko i Krzysztof Topolski poznali się jako dorośli, dojrzali ludzie „po przejściach” i tego samego wieczora, kiedy pojawili się na aranżowanej kolacji, oznajmili znajomym, że się pobierają. Wszyscy wokół pukali się w głowy z niedowierzaniem, dla nich jednak był to początek nowej, wspaniałej drogi. Przez wiele lat żyli wspólnie, odnosząc sukcesy i kierując się maksymą, że każde ofiarowane dobro kiedyś do nas wraca. Pomagali osobom, które potrzebowały pomocy i były w stanie należycie ją wykorzystać. Pewnego dnia zapragnęli mieć dzieci i choć okazało się, że to niemożliwe, decyzja lekarzy nie oznaczała końca sprawy. Swoje pociechy odnaleźli w Domu Dziecka, w liczbie trzech, w dodatku nie całkiem malutkich, co oznacza, że zamiast uczyć się rodzicielstwa stopniowo, musieli opanowywać zaległości w tempie ekspresowym. Dali sobie jednak radę. Pewnie do dziś cieszyliby się rodzinnym szczęściem, gdyby Iwona nie zachorowała. Zmarła w 2011 roku.

Na książkę Podróżą każda miłość jest składają się trzy zasadnicze części – pierwsza i ostatnia to teksty spisane przez osoby z zewnątrz, natomiast środek jest autorstwa samej Iwony – „Bociany przylatują zimą” oraz „Bociany na Karaibach” są spisane w formie bloga i opowiadają o codziennym życiu Topolskich, ich wzlotach i upadkach, dylematach i trudnościach.  Czasem jest śmieszno, czasem straszno i wiele tu widać lęków o to, by dzieciom nie zrobić krzywdy i jak traktować je na co dzień. Wszystko składa się jednak na obraz pełny, szczery i prawdziwy, wywołujący w człowieku nie tylko uśmiech, ale i lawinę własnych wspomnień.

Podczas lektury całości mamy okazję prześledzić pełną historię rodziny od poznania się Iwony i Krzysztofa, poprzez wspólne życie na Mazurach, decyzję o adopcji, problemy sądowe, kolejne lata dorastania dzieci, aż po chorobę i śmierć Topolskiej. Nie jest to relacja idealizowana, a lektura daje człowiekowi naprawdę porządnego energetycznego kopa. Tekst zbudowany jest z wielu elementów, wypowiedzi różnych osób, wywiadów i twórczości własnej. Mnie najbardziej ujął blog Iwony (co oczywiste, bo tak szczerego i bezprecedensowego opisu rodzicielstwa dawno nie widziałam), ale też fragmenty jej listów do Krzysztofa, świadczących o ich pięknej, romantycznej miłości. Co do samej treści - czasem wątki powtarzają się w poszczególnych częściach i czytelnik może trochę kręcić nosem, ale w moim przypadku było to odczucie raczej sympatyczne – coś jak teatralne przewracanie oczami, kiedy Mama setny raz mówi, jak się z Tatą poznali.

Z tą moją wrażliwością wspominaną na początku bywa różnie, bo czasem nie ma jej w ogóle. Jednak ta książka zburzyła pewien mur, który wokół tej swojej wrażliwości skrzętnie budowałam. Naprawdę trafiły do mnie słowa Iwony i pozytywny przekaz, płynący z tego tekstu – nigdy nie będzie idealnie, nigdy nie będzie różowo, ale można być razem i trzymać się ze sobą. To wspaniałe, że są jeszcze rodziny, które mają takie cele i które oparte są na mocnych fundamentach wzajemnych relacji, nie zaś wyłącznie na zapewnieniu dzieciom finansowego bytu. Gdy dajemy ludziom ciepło i dobro, reszta przychodzi do nas sama.


Za możliwość zapoznania się z książką bardzo serdecznie dziękuję Business and Culture oraz wydawnictwu MUZA SA.

5 komentarzy:

  1. Nie jestem pewna czy to książka jakiej mi teraz trzeba, lecz kiedyś chętnie ją przejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością prędzej czy później się z nią zapoznam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś się na nią zdecyduję, ale na razie jednak odpuszczę ją sobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym momencie szukam odprężającej lektury - ale za jakiś czas kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zdecydowałam się na tę książkę, gdyż mam spore zaległości. Jak tylko się z nimi uporam, to na pewno do niej zajrzę.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.