Wszystko zaczyna się od serii zabójstw, rozgrywających się w
samym centrum miasta. Od kilku tygodni ktoś morduje prostytutki, bezradna policja
natomiast decyduje się na prowokację. Nie wszystko idzie po myśli
funkcjonariuszy, w tym głównego pomysłodawcy akcji – Grzegorza. Jednak strata
jednej z koleżanek jest niczym w porównaniu z tym, co jak dotąd spotkało i ma
spotkać w przyszłości głównego bohatera.
Jak widać, książka dostarcza problemów już przy próbie opisu
fabuły – całość oparta jest na naprawdę niezłym zagmatwaniu. Tekst jest relacją
księdza, związanego z całą sprawą za pośrednictwem Grzegorza. Duchowny opowiada
historię mężczyzny okrutnie doświadczonego przez los już od urodzenia i przez
wiele lat dręczonego zarówno przez rówieśników, jak i przez własne wewnętrzne
demony. Grzegorz nie jest święty i ma za sobą wiele okrutnych doświadczeń, ma
też wyraźnie wypaczoną psychikę i poczucie dobra i zła. Gdy w grę wchodzi
kariera, jest on zdolny dążyć do celów po trupach. Dosłownie.
W ostatecznym rozrachunku zagmatwaną fabułę można zaliczyć
na plus. Mamy tutaj do rozwiązania pewną tajemnicę, której zakończenie nie jest
całkiem oczywiste. W trakcie lektury zastanawiamy się stale, kto tu jest
większym psychopatą – morderca prostytutek, policjant z trudnymi
doświadczeniami życiowymi ,czy może jednak sam ksiądz-narrator, który zdaje się
napawać okrutnymi opowieściami Grzegorza? A może to jedna i ta sama osoba? Tak
naprawdę niemal do samego końca nie mamy pewności i jesteśmy nieco zwodzeni
przez autora, co w gruncie rzeczy mi się podobało. Poza tym natężenie wątków na centymetr kwadratowy z pewnością nie skazuje czytelnika na nudę.
Moim zdaniem jednak autor zbyt mało uwagi poświęcił psychologicznym
motywacjom bohaterów. O ile do pewnego momentu możemy zrozumieć postępowanie
Grzegorza (facet naprawdę nie miał lekko w życiu), o tyle działanie jego
spowiednika osnute jest tajemnicą, w dodatku w sposób całkowicie
nieuzasadniony. Nietrudno jest co prawda wyprowadzić pewne wnioski i
dopowiedzieć sobie znaczną część fabuły, jednak nigdy nie będziemy mieli okazji
sprawdzić, czy nasze domysły mają w sobie choć cień prawdy. Autorowi nie udało
się niestety stworzyć niezwykłego portretu psychologicznego sprawcy, jest to
raczej zbitek pewnych znanych działań seryjnych morderców. A szkoda, bo przy
odpowiedniej otoczce ów profil zabójcy mógłby być naprawdę ciekawy.
Mankamentem jest niestety również język, którym operuje
narrator. Zdania są krótkie, nieprzyjemne w odbiorze i niejednokrotnie pełne
powtórzeń. Poza tym miejscami nieco razi użycie wulgaryzmów – nie chodzi mi o
sztuczne ugrzecznianie bohaterów, jednak czasem ich wypowiedzi wydają się przez
to nienaturalne. Mam jednak świadomość, że nie każdemu czytelnikowi będzie to
przeszkadzało, bowiem prostszy język ma wielu zwolenników. Dla mnie osobiście
było to jednak męczące. Ponadto nie doszukałam się w tekście wspomnianych w
opisie elementów grozy, chyba że mają być nimi opisane sny bohatera. Trudno mi
je jednak za takie uznać, ponieważ sposób narracji odarł je całkowicie z
oniryzmu i tajemniczości tak charakterystycznych dla horroru.
Ciężko wystawić tej książce jednoznaczną ocenę, bo z jednej
strony mamy tu dość nieprzyjemny w odbiorze język (przynajmniej dla mnie), z
drugiej – pomysł, który ma potencjał, tyle że ściśnięty jest w bolesnych ramach
90 stron. Brak tu miejsca na przydługie opisy, ale tym samym brak go też na
dokładne umotywowanie działań postaci. Może gdyby treści było więcej, łatwiej
byłoby przekazać wszystko, co autor miał na myśli, domyślam się bowiem, ze
miała to być pewna forma pokazania jak doświadczenia z przeszłości mogą wpływać
na teraźniejsze życie człowieka.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej oraz Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
I to wszystko mieści się na 98 stronach? Z tego co piszesz jest to niesamowicie ciekawe (należę do idiotów, którym prosty język nie przeszkadza) i jest tam masa zdarzeń. Jakoś nie wyobrażam sobie:
OdpowiedzUsuń- morderstw prostytutek,
- straty jednej z koleżanek,
- opisów dzieciństwa
- przybliżenie co nieco o postaciach (nawet jakby miały być to tylko trzy osoby)
- ukazanie snów
- rozwiązanie zagadki
- dążenie po trupach do celu i to dosłownie, czyli przedstawienie nam przebiegu kariery gliniarza...
Trochę dużo jak na niecałe sto stronic... nie czuje się przesytu, kiedy wkracza się w ten świat?
Tyle tego wypisałam? ;o Nie no, tak serio, to nie ma przesytu, bo wszystko opisane jest po łebkach i żaden wątek tak naprawdę się nie rozwija. No, może wczesne życie policjanta jest w miarę nakreślone i umotywowane.
UsuńKurcze brzmi ciekawie, ale jakoś odstrasza mnie to "po łebkach". Nie lubię niedosytu :( a to co opisałaś brzmi rewelacyjnie... no i znowu: osiołkowi w żłobie dano.
UsuńSpróbuj, nic nie tracisz - 90 stron to w sumie lektura na dłuższy przejazd autobusem. ;)
UsuńNad książką się zastanowię :))
OdpowiedzUsuńJaka mroczna okładka, aż mam dreszcze. Pomimo mankamentów, o których piszesz, skusiłabym się na tę książkę.
OdpowiedzUsuńLubię takie książki, w których cały czas coś się dzieje. Ostatnio męczę strasznie nudne i nieciekawe pozycje...
OdpowiedzUsuńHmmm, tak jak Twoje wrażenie są mieszane tak i ja mam wahania, ale 90 stron, jak powiedziałaś wyżej to na podróż autobusem, więc czemu nie :) / Pozdrawiam, Szufladopółka
OdpowiedzUsuń