czwartek, 8 maja 2014

Jasper Fforde - "Ostatni Smokobójca"

Tak, jestem dużym dzieckiem. Chociaż w wiek dorosły wkroczyłem już parę lat temu, to jednak wciąż z wielką przyjemnością sięgam po rzeczy przeznaczone z założenia dla młodszych. Nie ma znaczenia, czy chodzi tu o filmy, gry planszowe i komputerowe, figurki superbohaterów - jakaś cząstka mnie wciąż rozpływa się z przyjemności przy zetknięciu z tym wszystkim. Nie inaczej jest z książkami, tu jednak pojawia się pewna pułapka: niedawny wzrost popularności literatury młodzieżowej zaowocował przesyceniem rynku tego typu powieściami, i to w znacznej mierze przeciętnymi. Jednak uważnie przeglądając oferty wydawnicze da się wyłowić swoiste perełki, książki wyróżniające się na tle innych, choć nie zyskujące należnej im popularności. I właśnie taką książką wydawał się być w moich oczach Ostatni Smokobójca Jaspera Fforde'a.

Magia była niegdyś potężną siłą, jednak czasy te bezpowrotnie minęły. Moc magów stopniowo spadała, to samo dotknęło również prestiż profesji czarodzieja. Nic więc dziwnego, że agencja Kazam, zatrudniająca uczonych w Sztukach Tajemnych, chwyta się każdego możliwego zlecenia - od przewozu pizzy latającym dywanem po wymianę instalacji elektrycznej bez skuwania tynków. Jennifer Strange, pełniąca tymczasowo funkcję szefa Kazam (prawdziwy szef zniknął w niejasnych okolicznościach) robi wszystko, żeby utrzymać agencję na rynku i zapewnić zatrudnionym magom godziwe warunki, ale nie jest to zadanie łatwe. Niespodziewanie jednak moc uzdolnionych magicznie wzrasta, natomiast wszyscy jasnowidze w Niezjednoczonych Królestwach doświadczają tej samej wizji - ostatni smok zostanie niebawem zabity! Jakby tego było mało, Smokobójcą mianowana zostaje właśnie Jennifer...

Muszę przyznać, że jestem pełen podziwu dla autora. Spodziewałem się zwykłej powieści dla młodzieży, nie wyróżniającej się zbytnio od innych pozycji dostępnych na rynku. Otrzymałem natomiast książkę przemyślaną, dopracowaną w każdym calu, a jednocześnie przyjemną w lekturze. Owszem, Jasper Fforde posłużył się wieloma elementami, które wręcz masowo przewijają się w literaturze, dodał też sporo od siebie. Historia o nastoletniej bohaterce wzbogacona została o znakomity brytyjski humor - czasami słowny, czasami absurdalny (i to na poziomie, którego sam Pratchett by się nie powstydził!), ale zawsze rozśmieszający czytelnika. Co jednak najważniejsze: Ostatni Smokobójca to książką mądra. Pełna przesłań i morałów, z jednej strony zabawna, z drugiej wręcz do bólu życiowa. Autor nie bał się wprowadzić w z założenia wesołą historią elementów smutnych, charakteryzujących z reguły powieści przeznaczona dla dojrzalszych czytelników.

Teraz słów kilka o głównej bohaterce. Chociaż postaci na kartach książki przewija się dość sporo, to jednak Jennifer ukazana jest najlepiej, co pośrednio wynika z pierwszoosobowej narracji. Nie tylko widzimy historię z jej perspektywy, poznajemy także jej prywatne opinie dotyczące innych osób, a także wcześniejsze życie bohaterki. Jennifer to znajda nie znająca swoich rodziców, wychowana w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice, Siostrzeństwo Homara. Fakt, że Jennifer nigdy nie poznała swojej rodziny i nic nie wie o swoim pochodzeniu, znacząco na nią wpłynął: jest nad wiek dojrzała i cyniczna (a czasem wręcz złośliwa), inaczej też patrzy na pewne kwestie życiowe. Widać to także w jej relacji z Kwarkostworem - magicznym stworzeniem, które bohaterka znalazła i przygarnęła.

Na wzmiankę zasługują też ilustracje, zarówna ta okładkowa, jak i te umieszczone wewnątrz książki. Wszystkie grafiki stworzył Robert Sienicki - większości osób to nazwisko pewnie niewiele mówi, dla mnie jest jednak ono bardzo rozpoznawalne. Przez wiele lat dość uważnie śledziłem polską scenę webkomiksową, zaczytując się między innymi w tworzonych przez Roberta paskach z serii The Movie. Charakterystyczna kreska artysty moim zdaniem idealnie wpasowała się w klimat powieści Fforde'a - zabawna, z jednej strony prosta i przejrzysta, z drugiej strony potrafiąca zaskoczyć jakimś ukrytym detalem. Fajnym pomysłem jest też dodanie na końcu książki grafik przedstawiających najważniejsze postaci, które pojawiły się w książce.

Ostatni Smokobójca to powieść nie tylko dla młodych czytelników, ale także dla osób nieco dojrzalszych, które mimo przeciwnościom życia codziennego wciąż mają w swojej duszy "wewnętrzne dziecko" i nie boją się sięgnąć po literaturę z założenia skierowaną do młodzieży. Tak naprawdę każdy dostrzeże tu coś dla siebie: młodzież dostaje ciekawą historię pełną zwrotów akcji, która po dość leniwym wprowadzeniu czytelnika w fabułę gna do przodu i trzyma w napięciu do samego końca; starsi czytelnicy zobaczą w książce Fforde'a niebanalną opowieść, zwieńczoną naprawdę dopracowanym morałem. Ja dałem się wciągnąć w świat przedstawiony w Kronikach Jennifer Strange i teraz z niecierpliwością czekam na drugi tom.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.

5 komentarzy:

  1. Czyli mam prezent dla siebie i córki przyjaciół! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście rynek jest przesycony marnymi książkami dla młodzieży. Tym bardziej cieszą znalezione perełki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez urazy ale każdy facet jest dużym dzieckiem sam często sięgam po książki dla młodszych czytelników. Tą recenzją namówiłeś mnie żeby sięgnąć i po tą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie każdy, znam takich, co zabili w sobie wewnętrzne dziecko.. :c

      Usuń
    2. Nie zabili wewnętrznego dziecka, tylko zmienili zabawki. ;p Ja tam się zgadzam z tezą Hersusa.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.