środa, 4 marca 2015

John Banville – „Prawo do światła”

Książka jest historią Alexandra Cleave’a – starszego wiekiem aktora, który otrzymuje propozycję filmowej roli. Opowieść głównego bohatera łączy w sobie trzy główne wątki, które z różnym natężeniem przewijają się na kartach książki. Pierwszy z nich jest retrospekcją młodości bohatera i romansu ze starszą kobietą, który był jego inicjacją; kolejny łączy w sobie teraźniejszość z przeszłością i dotyczy tragicznie zmarłej córki Cleave’a. Ostatni wątek dzieje się w czasach obecnych i odnosi się do relacji bohatera z koleżanką z planu. Wszystkie trzy historie splatają się i przenikają, tworząc jedną, pełną opowieść o życiu, śmierci i roli wspomnień w ludzkim życiu.

Najwięcej uwagi należy poświęcić stylowi, w jakim napisana jest ta książka – już od pierwszej strony możemy poczuć jego wspaniałość w pełnej krasie. Narracja, choć pierwszoosobowa i niezwykle bogata, w niczym nie przypomina dawnej, ciężkiej prozy znanej chociażby z epoki wiktoriańskiej. Banville udowadnia, że pisać można czysto, pięknie i niezwykle barwnie, a przy tym kreśli słowa z nacechowane niespotykaną wręcz lekkością. Cudowny jest również język, jakim się posługuje – choć tematyka momentami mogłaby zakrawać na wulgarną, nie ma tu nic obscenicznego. Lektura tej książki przypomina przyjemny dyskurs, pogawędkę z dżentelmenem, który bezpośrednio acz taktownie opowiada nam o niełatwych bądź co bądź zdarzeniach. Co więcej – konwersacja owa jest niezwykle interesująca.

Poza perfekcyjnym stylem, który tworzy wspaniałą otoczkę, książka ma również ciekawą, wielowymiarową treść. Całość aż kipi od emocji – tych dawnych, zgoła przytłumionych przez czas, ale też świeżych, których żaden czas nie zabliźni. Bohater nosi w sobie wiele odczuć, które niezwykle nawarstwiają się w jego psychice. Na kartach powieści możemy obserwować i wnioskować, w jaki sposób wczesna inicjacja seksualna chłopca, w dodatku z dużo starszą kobietą, matką kolegi, może mieć wpływ na jego postrzeganie świata. Widzimy też, jak wiele zmienia się w życiu rodzica po śmierci dziecka – samobójczej czy też nie. To również (przede wszystkim) historia o tym, jak ważny dla naszego postrzegania świata jest czas – to on nadaje wspomnieniom koloryt i sprawia, że jedne ich aspekty są uwydatnione, podczas gdy inne zostają zapomniane. Bohater ma problem z odróżnieniem rzeczywistości od fikcji i sam dostrzega niespójności własnego toku rozumowania; im jest ich więcej, tym mocniej dąży do odkrycia prawdy, zrozumienia całości, stara się poskładać ten świat i przekonania w jedno.

Treść pchała mnie dalej do rozwiązania, choć nie czułam, że jest w tym tekście coś, co muszę odkryć; tak naprawdę to niezwykły wręcz liryzm opowieści przyciągał mnie i fascynował. Jak na książkę napisaną tak bogatym stylem tekst czytało się naprawdę świetnie, a całość była wspaniałą literacką przygodą. Już podczas lektury dowiedziałam się, że Prawo do światła jest w gruncie rzeczy drugą częścią opowieści. Mam nadzieję, że szybko będę miała okazję zapoznać się z pierwszą, bo perfekcja prozy Banville’a kusi mnie i przyciąga tak, że chciałabym wciąż więcej i więcej. 


Za egzemplarz powieści dziękuję serdecznie wydawnictwu Świat Książki.

2 komentarze:

  1. Fabuła kompletnie mnie nie interesuje, ale ciekawa jestem stylu i języka ;) ze względu na ten jeden językowy aspekt sięgnęłabym po książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Styl i język jest naprawdę mistrzowski (ukłony dla tłumacza) Powieść ta jest trzecia częścią luźnej trylogii. Na polskim rynku jest pierwsza pod tytułem Zaćmienie (b. dobre tłumaczenie Jerzego Jarniewicza) Brakuję niestety środkowej części Shroud wg. mnie chyba najlepszej książki Banvilla w ogóle. Na szczęście każdą z tych powieści można czytać z osobna bez jakieś większej straty dla zrozumienia fabuły, która i tak dla tego pisarza nie jest sprawą pierwszorzędną.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.