środa, 24 lutego 2016

Marc Elsberg – „Zero”



Najlepszy sposób przewidywania przyszłości to kształtowanie jej na własnych warunkach.[s.6]


Jak pewnie niektórzy z Was pamiętają, jakiś czas temu zachwycałam się powieścią Marca Elsberga Blackout, której fabuła dotyczy globalnej awarii prądu. Niesamowicie spodobał mi się sposób budowania napięcia oraz autentyzm, jakim cechowała się ta opowieść; mimo wielu technicznych uwag czytało się ją wspaniale, a treść była w stanie rzeczywiście przerazić czytelnika. Wspominam tę książkę niesamowicie pozytywnie, trudno się zatem dziwić, że gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach podobną okładkę, od razu wyostrzyłam zmysły. Elsberg? Muszę tę książkę mieć!

Wbrew słuchom, które doszły mnie za pośrednictwem Internetu, Zero nie ma z Blackoutem zbyt wiele wspólnego – obie książki łączy jedynie okładka oraz osoba autora. Historia, o której dziś opowiadam, to wariacja na temat prawdopodobnej przyszłości człowieka w kontekście rozwoju internetowej inwigilacji. Każdy z nas, osób codziennie korzystających z zasobów Sieci, pozostawia w niej niezacieralne ślady swojej obecności – dobrowolnie udostępniamy całe szeregi danych, które są gromadzone, przechowywane, sprzedawane i analizowane przez programy i firmy, nie zawsze w ramach dostępnej nam wiedzy. Zero to historia nieco wyprzedzająca naszą rzeczywistość, ale z drugiej strony bardzo silnie w niej osadzona. Autor idzie o krok dalej i prezentuje nam świat, w którym dzięki danym rozwinął się rynek spersonalizowanych rozwiązań – na podstawie specjalnych algorytmów i zasad prawdopodobieństwa wylicza się, jak dana osoba powinna postępować, aby osiągnąć sukces. Jak nietrudno się domyślić, takie programy są bardzo szerokim polem do manipulacji.

Tytułowe Zero to tak naprawdę grupa hakerska, która przeciwstawia się wszechobecnej internetowej inwigilacji – z jednej strony krytykuje firmy, które prowadzą nieetyczną politykę obrotu danych, z drugiej zaś piętnuje ludzi za ich brak ostrożności i dobrowolne poddawanie się naciskom. Do tej pory ruch Zero działał w granicach prawa, jednak wszystko zmienia się w Dniu Prezydentów, gdy w bezpośrednie otoczenie przywódcy Stanów Zjednoczonych dostają się drony śledzące, które za pośrednictwem kamer nadają obraz na żywo prosto do Internetu. Od tej pory śladem Zero ruszają rozmaite grupy – policja, FBI, a także, co oczywiste, dziennikarze. Jednym z nich jest Cyn, która niedawno stała się pośrednią ofiarą nowoczesnych technologii. Jak wiele niebezpieczeństw przyniesie jej śledztwo prowadzone na własną rękę?

Tak naprawdę ciężko jest ująć w kilku słowach fabułę Zero – mamy tutaj kilka perspektyw opowiadania, a do tego wszystkiego dochodzi cała masa elementów związanych z nowoczesną technologią. Elsberg zaprasza nas w świat nieco bardziej rozwinięty niż nasz, ale wciąż bliski; tutaj elektronika towarzyszy nam na co dzień. Smartfony, smartwatche, inteligentne okulary – wszystkie te elementy są ściśle związane z fabułą, a technologia jako taka to po prostu dodatkowy bohater opowieści. Strona techniczna nie jest na szczęście tak skomplikowana, jak to miało miejsce w Blackoutcie (wszak smartfona ma większość z nas, a niewielu widziało kiedykolwiek wnętrze elektrowni…), jednak wiele spraw i tak wymaga dopowiedzenia.

Największą siłą opowieści Elsberga jest jej niesamowita autentyczność. Gdy czytamy którąś z książek autora, nasz umysł za wszelka cenę stara się zepchnąć ją do szufladki z science-fiction, jednak nie da się tak po prostu tego zrobić – autor minimalizuje sferę fikcyjną niemal do zera i pozwala sobie na dopowiedzenia tylko tam, gdzie to konieczne; reszta jest zbudowana na mocnych podstawach autentycznych wydarzeń i tendencji. Ponadto Zero porusza kilka ważnych i bardzo aktualnych wątków, które pozostawia nam pod refleksję – bezgraniczne zaufanie algorytmom, stałe „uśrednianie” społeczeństwa… Dla mnie jednak najważniejsza jest ten dotyczący granicy między pomocą a naciskiem. Wychodzi na to, że nieważne, jak dalece rozwinięta jest dostępna technologia, człowiekowi i tak chodzi tylko o jedno: władzę. Pod pozorem pomocy i podsuwania dobrowolnych rozwiązań zawsze kryć się będzie jakiś nacisk, czy to zewnętrzny, związany z tym, że inni się podporządkowują, czy też wewnętrzny, gdy obserwujemy parametry swoje i innych, i zwyczajnie chcemy być najlepsi. Za każdym algorytmem, programem, systemem stoi człowiek i w jakimś sensie to jego wizja jest realizowana.

Choć Zero czytało mi się nieco gorzej niż Blackout (tak, mimo mniejszej objętości i teoretycznie bliższej mi treści), i tak będę bardzo pozytywnie wspominała tę lekturę. Marc Elsberg ma talent do tworzenia bardzo mocnych, autentycznych opowieści, które wbijają się w nasz umysł i skłaniają do refleksji. Nie inaczej było tym razem – historia, która na początku wydawała się nużąca, z czasem nabrała tempa, by pod koniec zachwycić dynamizmem i rozwiązaniami fabularnymi. Zdecydowanie jest to książka dla fanów technoapokalipsy i wszelkich teorii spiskowych, ale nie tylko; myślę, że pozostali czytelnicy również mają szansę odnaleźć w niej wartościowy temat.

13 komentarzy:

  1. Jestem zaintrygowana serią, ale ciągle coś stoi mi na przeszkodzie, żeby ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w żadnym wypadku nie jest seria. Powieści mają tylko podobne okładki. ;)

      Usuń
  2. Ja nie miałam jeszcze okazji poznać prozy autora - czaję się na Blackout. Jeśli mi się spodoba, może dam szansę tej lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za mną chodzi Blackaout i na pewno do niego zacznę, ale fabuła Zero też mi się podoba, b jest realna, a to w książkach bardzo lubię :-) Niestety, mało kto kieruje się bezinteresownością, a już na pewno brakuje jej ludziom na wysokich szczeblach władzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, im wyżej w hierarchii, tym większe pragnienie władzy - może nie zawsze, ale bardzo, bardzo często. Najgorsze, że czasami faktycznie ciężko jest rozeznać się, gdzie kończą się dobre intencje, a zaczynają złe.

      Usuń
  4. Mam tę książkę na czytniku, po Twojej recenzji muszę ją przeczytać. Fabuła wydaje się bardzo ciekawa, a do tego ta autentyczność, o której wspomniałaś - kto wie, czy w rzeczywistości coś takiego się nie stanie.
    Pozdrawiam :)
    Gaba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety szanse, że coś podobnego będzie miało miejsce, są całkiem spore - to jest w tej książce jednocześnie najlepsze i najgorsze.

      Usuń
  5. "Blackout" był po prostu wspaniały, dlatego mam wielką ochotę na "Zero" i nie ma możliwości, żebym kiedyś jej nie dorwała. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. "Blackout" jest jedną z najlepszych książek, jakie miałam okazję ostatnio przeczytać. Uwielbiam styl pisania Elsberga, bo pomimo niezliczonych nazw o skomplikowanej terminologii, da się przejść przez lekturę z zaciekawieniem i przyjemnością. Mam nadzieję, że "Zero" również mi się spodoba, bo wiele od niego oczekuję, ale z tego co mówisz, nie powinnam się zawieść :) Pozdrawiam
    ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest ciekawe, że mimo dość trudnego sposobu pisania i dużej liczby elementów technicznych, jest w tym stylu coś, co naprawdę przyciąga. :)

      Usuń
  7. Z tego co widzę, książka ani dobra, ani zła więc... Na razie mnie nie kusi. Swego czasu miałam wielkie parcie na Blackout, ale jakoś mi przeszło.
    http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Póki co mam w planach "Blackout". Zobaczymy, czy mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Blackout" czeka u mnie na półce. Jeżeli mi się spodoba, to z pewnością sięgnę po "Zero" ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.