Niezależnie od tego, jakiego rodzaju książkę Remiugiusza Mroza czytam, odczucia po jej zakończeniu mam podobne: jestem zachwycona treścią i zszokowana cliffhangerem. Można się przyzwyczaić. Schody zaczynają się dopiero, gdy coś mnie z tej normy wybija, gdy coś nie do końca pasuje do schematu. Tak właśnie było w przypadku Immunitetu, który... no cóż, wywołał we mnie niemałego książkowego kaca i szereg bardzo sprzecznych odczuć.
Podał jej datę, a Chyłka zanotowała ją na skrawku papieru, który znalazła w szufladzie. Nie mogła powiedzieć, by miejsce pracy miała dobrze zorganizowane. Stanowiło raczej antytezę tego, co proponowała japońska koncepcja 5S, leżąca u podwalin korporacyjnej egzystencji.
Sortowanie, systematyka, sprzątanie, standaryzacja, samodyscyplina. To miało zapewniać najwyższą efektywność pracy, przynajmniej według guru zarządzania, Takashiego Osady. Według Chyłki lepiej sprawdzała się koncepcja 1B. Jeden burdel.[s.76]
Właściwie wszystko z tą książką jest w porządku: prowadzona sprawa jest wciągająca i angażuje czytelnika, a mnogość zwrotów akcji może przyprawić o zawrót głowy. Wewnątrz znajdziemy sporą dawkę ironicznego humoru, który stanowi znak rozpoznawczy cyklu, a słownych przepychanek mamy tu na pęczki: nie tylko na linii Chyłka-Zordon, ale także z udziałem Kormaka, który z każdą chwilą bardziej mnie do siebie przekonuje. Nienaganny pozostaje styl Remigiusza Mroza, a także merytoryczna wartość książki, którą widzimy w każdym niuansie i w każdym wytłumaczeniu meandrów prawa. Dlaczego zatem po zakończeniu lektury nie czułam się tak, jak to miało miejsce w przypadku innych książek autora? Otóż złożył się na to cały zestaw subiektywnych odczuć, które osobno z pewnością nie dałyby aż tak silnego efektu.
Pierwszą istotną kwestią jest specyfika sprawy będącej główną treścią książki. Każdy kolejny fakt dotyczący sędziego Sendala sprawiał, że coraz bardziej go nie znosiłam, w tym jednak nie ma absolutnie niczego złego – został on zaprojektowany jako postać skłaniająca do refleksji nad definicją niewinności (co jest mega dużym plusem, bo niejednoznaczność całej sprawy naprawdę wywołuje w nas poważne przemyślenia) i z pewnością nie miał budzić naszej sympatii. Większym problemem jest sposób, w jaki wspomniane fakty wychodziły na światło dzienne. Mówiąc krótko, cała książka opiera się na schemacie: oskarżony twierdzi, że jest niewinny -> bum! pojawiają się nowe, obciążające fakty -> oskarżony twierdzi, że jest niewinny i że teraz prawnicy wiedzą już wszystko -> bum! na jaw wychodzą kolejne, jeszcze bardziej obciążające fakty. Gdyby miało to miejsce raz czy dwa, w porządku, jednak w którymś momencie cała ta kołomyja po prostu mnie zmęczyła. Podobnie jak bohaterowie, nie miałam już siły na kolejne kłamstwa i w pewnym momencie przestało mnie ciekawić, co wydarzyło się tak naprawdę - chciałam po prostu, żeby sprawa została jak najszybciej zamknięta.
W kontekście mojego odbioru głównego wątku jest jeszcze jeden, dość poważny problem: nastawienie. Jakiś czas temu na którymś z blogów przeczytałam, że w Rewizji i Immunitecie widać znaczącą zmianę perspektywy i poszerzenie skali treści, z czym z resztą się zgodziłam na postawie tego, co zauważyłam podczas lektury trzeciego tomu cyklu. Miałam nadzieję, że owo "poszerzenie" tyczy się zasięgu poszczególnych spraw, że kolejne z nich będą sięgały dalej, a powiązania ze światem przestępczym będą angażowały inne grupy społeczne. W pewnym sensie tak się stało, jednak nie do końca w sposób, którego się spodziewałam – owszem, oskarżenie o zabójstwo sędziego Trybunału Konstytucyjnego jest sprawą bez precedensu, jednak miałam wrażenie, że nie jest to najistotniejsza płaszczyzna całej sprawy. Nie wiem, czy ktokolwiek zrozumie, co mam na myśli; uważam, że potencjał tkwiący w tym temacie nie został w pełni wykorzystany, środowiska zaangażowane w sprawę okazały się mniej znaczące, a w dodatku w którymś momencie sfera kryminalna została zdominowana przez... coś zupełnie innego.
W tym momencie docieramy do ostatniego punktu, a więc obyczajowych aspektów cyklu. Kończąc poprzednią część autor rzucił czytelnikom pewną informację, z ciężarem której musiał poradzić sobie w Immunitecie – niestety moim zdaniem ten aspekt również nie został w pełni wykorzystany. Do tej pory praktycznie nie poznawaliśmy kulisów życia Chyłki; jasne, z daleka widać, że jest to bohaterka z głębokimi problemami, jednak nie były one dla czytelnika dostępne. Zakończenie Rewizji znacznie zbliżyło nas do prawdy, a rozwinięcie tego wątku w Immunitecie właściwie zamknęło temat. Moim zdaniem stało się to za szybko, za łatwo i zbyt prosto jak na dotychczasową postawę Joanny. Efektu dopełnia to, co dzieje się na końcu książki – zwrot akcji, na który zdecydował się autor, zaskoczył wiele osób. Mnie – niekoniecznie pozytywnie.
Żeby była jasność: to nie jest tak, że książka mi się nie podobała, albo że zamierzam porzucić cykl ze względu na zakończenie tego tomu. Absolutnie nie! W Immunitecie było wiele świetnych elementów: wspomniana już refleksja nad niewinnością, problematyka zasadności instytucji immunitetu czy nawet kreacja mierzącej się z chorobą alkoholową Chyłki, która wmawia sobie, że ma kontrolę, której tak naprawdę jej brakuje. Mimo tego, że kierunek rozwoju akcji nie przypadł mi do gustu, jestem pewna, że Remigiusz Mróz ma w zanadrzu nie tylko dobre wyjaśnienie swoich decyzji, ale i świetnie zaprogramowane rozwinięcie głównego wątku. Po prostu tym razem trochę mniej mi się to wszystko podobało.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czwarta Strona.
Im więcej książek Mroza czytam, tym więcej schematów zauważam. Zwłaszcza gdy opadną emocje po lekturze. Jednak do Chyłki mam jakiś sentyment i jak na razie, będę do niej wracać z chęcią. :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że pewne elementy są podobne, jednak na szczęście pomiędzy poszczególnymi cyklami nie zauważam jeszcze schematów tak silnych, żeby mi przeszkadzała wtórność. Ale Chyłka to osobna kategoria, ten cykl ma wiele zalet, które także mnie przy nim przytrzymają. ;)
UsuńZakończenie mnie zszokowało. Czy pozytywnie, czy negatywnie? Sama nie wiem. Jestem ciekawa, jaki będzie finał tej historii. A co do całości to "Immunitet" bardzo mi się podobał. Może i faktycznie lekka schematyczność jest, ale ja póki co na tę serię patrzę bezkrytycznie:)
OdpowiedzUsuńFinał? Nie wiem, czy kiedykolwiek się do niego zbliżymy. :D
UsuńMuszę poznać!:)
OdpowiedzUsuń