Gdy morze wyrzuca na brzeg fragment ciała, w pierwszej kolejności na myśl przychodzą zaginieni – ludzki umysł spycha myśl o zbrodni w najciemniejsze zakamarki; wolimy sądzić, że to po prostu nieszczęśnik, który wpadł do wody i utonął. Co jednak, jeśli fragmentów jest kilka w krótkim odstępie czasu i wiadomo na pewno, że nie należą do tej samej osoby? Na plaży w Stavern znaleziona zostaje odcięta lewa stopa. Potem kolejna. I jeszcze jedna, aż do czterech. To niecodzienne zjawisko stanowi przyczynek do skomplikowanego śledztwa, które nawet dla doświadczonego komisarza Wistinga okaże się zaskakujące. Powiązanie z zaginionymi to dopiero początek długiej drogi do rozwiązania.
Czasami mocno się dziwicie, kiedy wspominam (tutaj lub w komentarzach na innych blogach), że mam w zwyczaju czytanie serii kryminalnych od środka lub końca. A to naprawdę nie moja wina! Wiele części trafiło do mnie przypadkiem, gdy dany cykl miał już kilka odsłon – więcej niż dwie, wiec kupowanie backlisty w ciemno było dość mocno ryzykowne; przeczytanie późniejszego tomu uważam zawsze za mniejsze zło, ale można powiedzieć, że to moja własna decyzja. Czasem jednak zdarza się tak, że wydawnictwo nie proponuje nam części po kolei – znam przynajmniej kilka cykli, które pojawiają się na rynku niechronologicznie. Do tego grona należy opowieść o Williamie Wistingu: Szumowiny to jej szósta część, natomiast piąta z wydanych w Polsce. Licząc od końca, bo wciąż dostępne są ostatnie wyłącznie tomy. I jak tu nie zwariować?
Z racji tego, że część fabuły związaną z życiem prywatnym komisarza i jego córki znam z wyprzedzeniem, podczas czytania poświęcam jej najmniej uwagi – trudno mi przyswajać informacje na temat genezy tego, o czym i tak już wiem. Ma to jednak swoje plusy, prowadzi bowiem do całkowitego skupienia się na sferze kryminalnej powieści. W przypadku Szumowin jest to zaleta tym większa, że zagadka stanowiąca oś całej książki jest po prostu świetna. Pomysł z odciętymi stopami spodobał mi się od razu (jakkolwiek makabrycznie to brzmi) i w znacznej mierze dzięki niemu tak szybko wciągnęłam się w opowiadaną historię, jednak z każdą kolejną stroną było tylko lepiej. Autorowi znakomicie udało się posplatać postaci, wątki i instytucje - mimo że książka nie jest jakoś szczególnie rozbudowana (nieco ponad 300 stron), tych elementów jest naprawdę sporo. Ponadto akcja ma wiele zaskakujących zwrotów, kilka mocnych scen i dobre tempo, dzięki czemu Szumowiny można przeczytać za jednym podejściem, choćby w deszczowe, jesienne popołudnie.
Dużym plusem powieści jest również poruszany problem społeczny, który tym razem dotyczy skuteczności resocjalizacji osadzonych w więzieniach. W swojej książce Horst odwołuje się nie tylko do własnego rozumienia sprawy i domysłów, ale również do statystyk, co świadczy o jego dobrym przygotowaniu. Kolejny raz jestem zaskoczona, jak sprawnie idzie skandynawskim autorom łączenie ciekawych pomysłów kryminalnych ze sferą społeczną – z pewnością jest to element, który tak szybko zjednuje twórcom z tamtego regionu tak wielkie rzesze czytelników. Mnie również się to podoba, bo dzięki temu kryminał nie pozostaje zwykłą, jednorazową rozrywką; jego treść zachęca do refleksji już po odłożeniu książki na półkę.
Jakkolwiek by nie podchodzić do dziwnej chronologii fundowanej nam przez wydawnictwo, zabawnym jest obserwowanie całej obyczajowej fabuły "od tyłu" – zupełnie jakbyśmy wpadli w jakąś zapętloną retrospekcję lub opowieść osoby, która co i rusz zdaje sobie sprawę, że dla pokazania pełni historii musi cofnąć się jeszcze dalej. I dalej. I dalej... Mnie to nie przeszkadza; jedyne, czego się obawiam, to że wraz z cofaniem się do wcześniejszych dzieł autora będziemy musieli zmierzyć się z jego stylem z czasów, gdy jeszcze nie był tak wprawnym pisarzem jak dziś. Pierwsze części cyklu o Wistingu mają już ponad 10 lat i stanowiły debiut autora, co budzi pewne obawy. W kwestii stylu zdecydowanie wolę obserwować rozwój twórcy niż jego degradację – cały czas mam w pamięci przepaść, jaka dzieliła szóstą i pierwszą część cyklu o Malin Fors Monsa Kallentofta. Ale bądźmy dobrej myśli, może nie będzie tak źle...
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.
Ten tryb wydawania jest zdecydowanie dla Ciebie - jakbyś tak poczekała na wszystkie tomy i "po złośliwości" sięgnęła po ostatnio wydany to nawet być trafiła na pierwszy! :)
OdpowiedzUsuńAhaha! O tym nie pomyślałam. :D A ja, wredna, jak na złość chciałam czytać po kolei... Nie dogodzisz, panie, nie dogodzisz...
UsuńJa się nie zawiodłam. Ale wydawanie tych tomów w takiej kolejności strasznie mnie irytuje.
OdpowiedzUsuńCzytało mi się bardzo dobrze, ale ta chronologia też mnie dziwuje niemiłosiernie:) Czytam dwa takie cykle wydawane w przeróżnej kolejności - Horsta i Kellerman (cykl o poruczniku Deckerze).
OdpowiedzUsuńMnie po prostu cały czas ciekawi, kto i dlaczego wpadł na taki pomysł. :D Tej drugiej serii nie znam, to coś ciekawego, polecasz? ;>
Usuń