czwartek, 20 października 2016

Ian Tregillis – "Mechaniczny"

Jak to się stało, że Mechaniczny po przyjeździe do nas trafił od razu w moje ręce, nie wiem do dziś – właściwie jest to jedna z tych książek, do których bliżej Sylwkowi niż mnie i miałam zamiar wcisnąć mu ją w łapki, gdy tylko wróciłby do regularnego czytania i recenzowania. Coś musiało mi się poprzestawiać w główce, bo pewnego poranka po prostu wzięłam tę książkę do pracy, zabierając ją ze stosu recenzenckich lektur piętrzącego się na parapecie naszej sypialni. Zrobiłam to, mimo że miałam do wyboru m.in. Immunitet Mroza, I wrzucą was w ogień Patykiewicza oraz najnowszą książkę Danki Braun. Zrobiłam to, mimo że wiedziałam, że książka może mi się nie spodobać. Dałam się ponieść intuicji i kolejny raz tego nie żałuję.

Historia, jakiej nie znamy: po tym, jak dzięki mocy alchemików udało się tchnąć iskrę życia w metalowe maszyny, Niderlandy stały się supermocarstwem, które podporządkowało sobie najdalsze zakątki Ziemi. Klakierzy, bo tak nazwano sztuczne inteligencje, nie są wyłącznie maszynami bojowymi, pełnią bowiem kluczową rolę w społeczeństwie, pozostając na wszelkie usługi ludzi. Choć w pełni świadomi, nie mają możliwości wyboru: ich funkcjonowanie jest ograniczone przez pęta poleceń, które zmuszają ich do posłuszeństwa królowej, państwu oraz swoim właścicielom. Jednym z takich sług jest Jax – ten, który swoim buntem zapoczątkuje rewolucję...

Książka Iana Tregillisa jest oparta na dwóch dość oklepanych w popkulturze schematach: pierwszym z nich jest problematyka statusu sztucznej inteligencji (czy samoświadomość sprawia, że maszyna to już człowiek?), a drugim tak popularny ostatnio motyw ciemiężonej jednostki sprzeciwiającej się ugruntowanej władzy. Takie połączenie może wywoływać obawy co do oryginalności prezentowanej historii; całkiem zresztą słusznie, bo stworzenie czegoś nowego poprzez zestawianie znanych elementów wielu pisarzom nie wyszło najlepiej. Tym razem jednak nie ma się czego bać – nie wiem, jak to się stało, ale w książce Tregillisa w ogóle nie czułam wtórności, niezależnie jak bardzo starałam się ją znaleźć. Z pewnością jest to w jakimś stopniu efekt wielowymiarowości: mimo że główny wątek dotyczy sprawy Jaxa, równolegle poznajemy kilka postaci, które są uwikłane w intrygi o międzynarodowym zasięgu, co nadaje książce lekko awanturniczego charakteru. 

Moim zdaniem jednym ze sposobów, po których można rozpoznać dobrego pisarza, jest to, jak wprowadza czytelników w wykreowany przez siebie świat. Mniej wprawni twórcy potrzebują osobnych akapitów na opis wyglądu postaci czy streszczenie historii nowego gatunku, ci bardziej zaprawieni w bojach czynią to jakby mimochodem, gdzieś pomiędzy rozwijającą się akcją. Do takich właśnie autorów należy Ian Tregillis, który powoli i bardzo subtelnie odkrywa przed nami kolejne karty – jest to jeden z czynników, dzięki którym tak przyjemnie czyta się pierwszą część Wojen Alchemicznych. Mimo że mamy tu do czynienia z historią alternatywną, a więc sporo zjawisk wymaga wyjaśnienia, autorowi udało się bardzo dobrze to wszystko poskładać: elementy nadprzyrodzone nie dominują opowieści i jest ich dokładnie tyle, ile potrzeba do fabularnych zmian. podobnie z resztą ma się sprawa z dostarczanymi czytelnikowi informacjami, które dawkowane są w sposób odpowiedni do sytuacji.

Nie da się ukryć, że w Mechanicznym bardzo ważną rolę odgrywa cała sfera filozoficzna związana z dyskusją nad naturą sztucznej inteligencji. Miałam jednak wrażenie, że czytelnik w tej sytuacji nie jest uczestnikiem dyskusji – sposób, w jaki prezentowane są przeżycia wewnętrzne Jaxa i innych Klakierów oraz nacisk na ich emocje, odczucia i przemyślenia sprawiają, że właściwie od pierwszej strony stajemy po ich stronie i jesteśmy w jakimś stopniu ukierunkowani w swoim spojrzeniu na wykreowany przez autora świat. Tym niemniej w książce znajdziemy wiele scen, w których rozgrywają się zażarte dyskusje między bohaterami, a ich poziom oraz sposób przedstawienia mnie osobiście zachwyciły. Jestem przekonana, że znajdzie się wiele osób, które znudzi ta cała, jak zapewne powiedzą, "filozoficzna papka", jednak ja wyczekiwałam, kiedy znów będę mogła lepiej się jej przyjrzeć.

Mówiąc krótko: jeśli nie przerażają Was refleksje na tematy filozoficzno-egzystencjalne, możecie śmiało po tę książkę sięgać. Może akcja nie gna do przodu jak szalona (jednak zawsze pozostaje ten problem, że wprowadzenie elementu refleksji jakoś tam spowalnia fabułę), ale knucia i intrygi skutecznie nam ten wątpliwy mankament wynagradzają. Ian Tregillis spisał się świetnie i stworzył naprawdę dobrą opowieść, którą będę polecała w oczekiwaniu na kolejną część. A, i podobno to świetna książka dla fanów steampunku, ale że nie znam się na nim kompletnie, to i się na ten temat nie wypowiem.






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.

6 komentarzy:

  1. Kupiłam sobie tą książkę w ebooku już jakiś czas temu i tak na razie leżała. Po Twojej recenzji muszę po nią sięgnąć:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnij koniecznie, jestem ciekawa Twojej opinii. :)

      Usuń
  2. Mnie chyba nie przeraża, a warto czasem sięgnąć po coś innego. Przykuwa uwagę i o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, każda taka książka w jakiś sposób poszerza nasze horyzonty, w każdym razie ja tak uważam.

      Usuń
  3. Mnie ona jakoś nie przypadła do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się. ;) Wydaje mi się, że to jedna z tych pozycji, które sporej części osób mogą się nie spodobać, ale równie wiele zostanie ich fanami. W sensie... mam na myśli, że nie jest to powieść uniwersalna.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.