poniedziałek, 1 lutego 2016

Regina Brett – „Twój dziennik”

Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach nazwisko Reginy Brett, aż pisnęłam z zachwytu – poprzednie książki autorki znam i uwielbiam, więc nic dziwnego, że i kolejna mnie zainteresowała. Szybko jednak przyszło rozczarowanie, gdy zobaczyłam, co tak naprawdę jest zapowiadane. Dość długo trzymałam się od tej książki z daleka, ale jak wypadła, gdy w końcu trafiła w moje ręce?

Tym razem wydawnictwo Insignis zrezygnowało z dotychczasowej formuły tekstów Reginy Brett – zamiast zestawienia 50 lekcji otrzymujemy… kalendarz. Jest to terminarz uniwersalny, nieprzypisany do konkretnego roku, pozwalający na używanie go według własnego uznania i kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. Każdy miesiąc poprzedzony jest jedną lekcją autorki. Ponadto książka aspiruje do miana dziennika kreatywnego, co mają odzwierciedlać zawarte w niej proste i powtarzalne zadania, a także krótkie motywatory.

Dlaczego nie sięgnęłam po Twój dziennik od razu, skoro tak bardzo uwielbiam teksty Reginy Brett? Przede wszystkim w momencie premiery miałam już swój własny kalendarz na Nowy Rok (wyjątkowo wcześnie) i nie potrzebowałam kolejnego w wydaniu i formie, która zupełnie do mnie nie pasuje. Po drugie, wydało mi się niesprawiedliwe, że za dotychczasową cenę mam otrzymać ¼ tego, co w poprzednich książkach autorki. Zdecydowałam się dopiero, gdy dziennik pojawił się na empikowej promocji za 19.90 – wydało mi się to uczciwą ceną i jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji ,bo teraz, po lekturze, nabrałam pewności, że gdybym nabyła go wcześniej, byłabym jeszcze bardziej rozczarowana.

Co tak naprawdę mi się nie podobało? Otóż uważam, że takie wydanie skierowane jest do wąskiego grona odbiorców lub nakłania nas w jakiś sposób do kupienia czegoś, co tak naprawdę wcale nie jest nam potrzebne, a tego naprawdę bardzo nie lubię. Ponadto nie mogę pozbyć się wrażenia, że taki projekt przybliża Reginę Brett do Beaty Pawlikowskiej, a peseudofilozoficzne mądrości tej drugiej wywołują we mnie wyłącznie negatywne skojarzenia. Niestety, zawarte tutaj, wyrwane z kontekstu krótkie myśli, powoli dryfują w tym właśnie kierunku. Poza tym Twój dziennik to inicjatywa specjalna, skierowana do polskich odbiorców, a lekcje, które są w nim zawarte, zostały napisane na tę właśnie okoliczność – dotyczą wrażeń autorki po wizycie w naszym kraju i spotkaniach z Polakami. W wielu punktach są to opowieści ciekawe, potrafiące chwycić za serce, jednak porównywanie ich z poprzednimi książkami autorki to po prostu przesada. Są znacznie krótsze, mniej treściwe i absolutnie nie przekazują żadnych uniwersalnych prawd.

Mimo całej sympatii dla Reginy Brett nie jestem w stanie przyklasnąć temu projektowi. Całość okazała się dokładnie taka, jak się spodziewałam – dość mocno niedopracowana. Jasne, jest to przyjemny gadżet dla kogoś, kto lubi autorkę i chce mieć jej myśli zawsze blisko siebie, jednak ja akurat do takich osób nie należę. Zdecydowanie wolę dobrze opracowaną i treściwą pulę mocnych felietonów o życiu, problemach i sposobach radzenia sobie z otaczającymi nas trudnościami, do których mogę zajrzeć w każdej chwili dzięki samodzielnie zaznaczanym cytatom. Nie odnalazłam tu tej magii, za którą pokochałam autorkę, ale wciąż czekam z niecierpliwością na jej kolejny zbiór – jestem pewna, że standardowe wydanie dostarczy mi dokładnie tego, czego szukam.

12 komentarzy:

  1. Ja na początku też bardzo chciałam mieć ten dziennik,jednakże po obejrzeniu go w księgarni przeszła mi na niego ochota :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ja niestety mimo oglądania w księgarni się skusiłam, mając nadzieję na kilka nowych, ciekawych lekcji...

      Usuń
  2. Szkoda, że to takie niedopracowane ;/ Ale i tak, chciałabym sięgnąć po cokolwiek tej autorki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zacząć od początku, czyli od "Bóg nigdy nie mruga" - to pierwsza i chyba najlepsza książka autorki. :)

      Usuń
  3. Mam Dziennik i jestem podobnie jak Ty zawiedziona. Nie tyle samymi "złotymi myślami" ale użytecznością. Pomijając fakt, że kalendarz wygląda pieknie, jest totalnie niepraktyczny. Musiałam ręcznie zaznaczyć dni tygodnia, a sam układ stron poza walorami estetycznymi nie ma żadnych innych. Może w końcu przekonam się do niego, ale jestem zdania, że kalendarz powinien pozostawać kalendarzem. A książka w której zostawiam swoje bazgroły jest już stracona dla potomności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, dla mnie ten pomysł książki i kalendarza w jednym trochę nie wypalił. :(

      Usuń
  4. Po książkę to może nawet bym sięgnęła, ale taki dziennik niespecjalnie mi potrzebny ;)

    Uściski,
    Tirindeth's

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się wczuć w jej styl. Coś mnie w nim drażni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że akurat teksty Reginy Brett są bardzo specyficzne i albo do kogoś trafiają, albo nie. Mnie pasuje i styl, i podawane przykłady, ale domyślam się, że nie każdemu autorka przypadnie do gustu. :)

      Usuń
  6. Nie sądziłam, że ten dziennik może mieć negatywne rekomendacje, ale człowiek nie Bóg...
    Widać dobrze, że go nie kupiłam. Lubię mój zwykły prosty kalendarz, baz dodatków, same dni tygodnia :) Reginy mało czytałam tylko kilka tekstów. Ale to trzeba będzie już zmienić.
    Pozdrawiamy
    Jadwiga i Zając
    Zajęcza Nora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jak dotąd widziałam same pozytywy na temat tego dziennika, ale kiedy dostałam go w swoje ręce uznałam, że przyda się też inny głos, skoro faktycznie mnie zawiódł, zwłaszcza że mam porównanie z innymi książkami autorki. :)

      Usuń
  7. Nie kupiłam tego dziennika, więc może to i dobrze. Jeśli nie jest on dopracowany, to chyba będę go omijać ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.