czwartek, 18 lutego 2016

Andrea Camilleri - "Śmierć na otwartym morzu"

Moją znajomość z komisarzem Montalbano rozpocząłem dość nietypowo, bo nie od pierwszego, czy nawet drugiego tomu, ale od czternastego. Wiem, szaleństwo, ale mimo to wkroczenie w cykl w tak zaawansowanym momencie okazało się być całkiem przyjemnym doświadczeniem. Wiek wątpliwości wciągnął mnie w klimatyczną Vigatę i nawet odczuwalny momentami brak znajomości bohaterów czy wcześniejszych wydarzeń nie wpłynął na przyjemność płynącą z lektury, wiedziałem więc, że z pewnością jeszcze kiedyś sięgnę po przygody Salvo Montalbano. Co prawda nie planowałem w najbliższym czasie zaznajamiać się z wcześniejsze przeżyciami komisarza, ale zdecydowanie chciałem na bieżąco śledzić nowe tomy. Cóż, dość powiedzieć, że najnowszy z nich nieco mnie zaskoczył…

Zdziwienie wywołane przez Śmierć na otwartym morzu było podwójne. Po pierwsze, książka okazała się być zbiorem opowiadań. Dość niespodziewane, zwłaszcza że gabarytowo nie różni się ona on poprzedniej, z którą miałem do czynienia. Poza tym kryminały jako krótka forma zawsze wydawały mi się pomysłem dość ryzykownym - w końcu jak na ledwie kilkudziesięciu stronach zamieścić interesującą zagadkę, która od początku będzie intrygować, a czytelnik co rusz będzie zmieniał swoje domysły na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń? Okazuje się jednak, że jest to możliwe; kluczem do sukcesu okazały się prowadzone sprawy. Książkowa Vigata jest raczej spokojną, niezbyt dużą miejscowością, zatem osadzenie w niej kilku rozbudowanych śledztw z licznymi morderstwami byłoby co najmniej wątpliwe patrząc na to pod kątem prawdopodobieństwa. Nic więc dziwnego, że Camilleri postawił na sprawy bardziej przyziemne, mniej spektakularne, ale za to wiarygodne i nierzadko dotykające przeciętnych ludzi. Co więcej, niektóre ze śledztw okazały się być ciekawiej skonstruowane, niż niektóre pełnowymiarowe kryminały, jakie miałem okazję czytać.


Kiedy skończyli jeść, ojciec powiedział przy pożegnaniu z gorzkim uśmiechem:
- Mimo że zaprosiłeś mnie tylko dlatego, że potrzebowałeś informacji, i tak się ucieszyłem ze spotkania.
Montalbano poczuł się jak ostatnia świnia.[s. 173-174]


Drugim zaskoczeniem był dla mnie fakt, że historie zawarte w zbiorze dzieją się wiele lat przed tym, o czym czytałem w Wieku wątpliwości. Dużo młodszy Montalbano dał autorowi możliwość ukazania jego relacji z resztą bohaterów w zupełnie inny sposób, który moim zdaniem wypadł znakomicie. Oczywiście ze względu na konstrukcję tomu ciężko tu o ukazanie długotrwałego budowania więzi - mamy do czynienia z pojedynczymi migawkami, scenami, które jednak bardzo bezpośrednio ukazują relacje między głównych bohaterem, a innymi postaciami. Jedyne moje zastrzeżenie to fakt, że mimo osadzenia akcji sporo wcześniej, niż miało to miejsce w poprzedniej czytanej przeze mnie książce, gros postaci zachowuje się w obu częściach identycznie. Jasne, niektórzy ludzie się nie zmieniają, ale tutaj zdecydowanie nie został zachowany umiar w tym aspekcie.

Niewątpliwą siłą książek Camilleriego jest szerokie tło obyczajowe ukazane na kartach jego opowieści. Włoskie społeczeństwo jest dość specyficzne i autor nie boi się tego pokazywać. Jasne, można mieć wrażenie, że mamy tu do czynienia ze schematami opartymi na pewnych stereotypach, ale fakt, że opisuje to wszystko rodowity Włoch, nadaje wszystkiemu wiarygodności. Zewnętrzna prostoduszność podszyta układami i korupcją; otwarta religijność skonfrontowana ze swobodą seksualną - choć nie jest to coś, co szczególnie lubię, to jako tło kryminałów sprawdza się to znakomicie.

Poprzednią książkę Camilleriego oceniłem jako lekturę pociągową i tak samo mogę postąpić ze Śmiercią na otwartym morzu - z tą różnicą, że tym razem mamy do czynienia z książką idealną na podróże na bliskich odcinkach. Krótkie opowiadania (na trzystu stronach zmieściło się ich aż osiem) to idealny wypełniacz czasu podczas przejazdu koleją miejską czy autobusem - sam przeczytałem książkę w takich warunkach. Jasne, czas lektury rozciąga się przez to na kilka dni, ale to żaden problem: każda historia jest samodzielna i nie musimy na bieżąco  dokładnie pamiętać tego, co wydarzyło się w opowiadaniach już przez nas przeczytanych. Ciekawa i przystępna lektura - czegóż więcej oczekiwać od takiej książki?






Za egzemplarz recenzencki dziękuję Oficynie Literackiej Noir Sur Blanc.

2 komentarze:

  1. U mnie zaczynanie od środkowego tomu zrobiło się czymś normalnym... Bo oczywiście, zawsze nie dopatrzę. Historia ledwie z wczoraj: wypożyczam książkę w bibliotece, umyślnie sprawdzam, czy to tom 1 - na okładce pisze, że tak. Biorę więc... a w domu okazuje się, że wzięłam 3, a nie 1 tom. Po prostu dwa ostatnie mają ten sam tytuł... <3
    Sama książka zdaje się być dość ciekawa, szczególnie, że ostatnimi czasy kryminałów jakoś nie czytałam i chyba musiałabym po jakiś w końcu sięgnąć. Chociaż... ostatnio przerzuciłam się na samochód, więc czytanie w czasie drogi nijak się sprawdzi. Ale może na lekcjach, jeśli wyhaczyłabym ją w bibliotece...
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. opowiadania to idealna lektura, gdy jest się zawalonym robotą. do tego szerokie tło społeczne i jestem kupiona :D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.