Niestety, przyznać muszę, że nie ja pierwsza dałam się
skusić opisem tejże książki. Powiem na wstępie: „Sieroty zła” rozczarowują, a
na pewno rozczarowały mnie. Jest to faktycznie powieść wielowątkowa, w której niby
wszystko jest jasno skonstruowane i przemyślane, ale wiele historii nie
znajduje w niej satysfakcjonującego wyjaśnienia. Przede wszystkim mamy tu do
czynienia z dużą liczbą ciekawych postaci, a o każdej z nich można by napisać
osobną książkę. Anӓis, młoda dziennikarka, która (nieprzypadkowo, jak się
okazuje) prowadzi całą sprawę; gromadząc materiały do książki odkrywa prawdę o
samej sobie. Clemѐnt, zakochany w niej chłopak, który wciąga ją w całą sprawę.
Vidkun, pochodzący ze Skandynawii eks-aktor filmów klasy Z…Przeszłość każdego z
nich jest niejasna i zawikłana, niestety w różny sposób wyjaśnia się ją w tej
książce.
Za ciekawą można uznać konstrukcję czasową, wydarzenia
dzieją się bowiem niejako na dwóch płaszczyznach – niektóre rozdziały dotyczą
czasów współczesnych, inne natomiast opowiadają historię sprzed lat. Pozwala to
utrzymać napięcie w książce, dzięki dawkowaniu informacji czytelnik ma
wrażenie, jakby brał czynny udział w śledztwie, samodzielnie analizując poszlaki
i odkrywając historię wraz z bohaterami. Jest to zabieg tym lepszy, że wśród
fragmentów „sprzed lat” znajdują się zarówno zwykłe opowieści, jak i fragmenty
dokumentów oraz książek. Duży plus.
Jak już wspominałam wcześniej, pomimo przyjemności z samej
lektury i dobrej konstrukcji czasowej, książka pozostawia pewien niedosyt.
Zdecydowanie wolę pozycje, w których prawda odkrywa się stopniowo, a nie jest
skupiona w ostatnich rozdziałach. Jedynym bohaterem, który tak naprawdę
dowiaduje się całej prawdy jest Vidkun – co zrozumiałe, w końcu jest tutaj
bohaterem głównym, choć to nie jego imię pojawia się najczęściej. Jeśli chodzi
o wątek główny, który skłonił mnie do sięgnięcia po tę pozycję, czyli
działalność Lebensbornu, porwania dzieci, wyspę Halgadom.. Wyjaśnienie wątku mamy
szybkie, moim zdaniem lekko naciągnięte i napisane jakby na siłę, natomiast obrazy,
którymi operuje autor nie zdziwią nikogo, kto choć raz odwiedził jakikolwiek
nazistowski obóz.
Kończąc powoli muszę przyznać, że książka jest dobrym
początkiem poszukiwań ciekawostek w temacie badań genetycznych prowadzonych
przez nazistów. Może pokazać kierunek, w którym należy się udać, by poszerzyć
swoją wiedzę w tym zakresie, choć jeśli chodzi o miłośników tego tematu, nie
dowiedzą się z niej zbyt wiele nowego.
Pozostaje tylko fikcją literacką i choć rodzi pytanie „co by było, gdyby..” w
kontekście chociażby potajemnego „tworzenia” aż do dziś czystej rasy aryjskiej,
to jest to tylko chwilowa zaduma, którą większość z nas i tak włoży między
bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.