środa, 2 marca 2016

Terry Pratchett, Stephen Baxter – „Długa Utopia”

Cykl o Długiej Ziemi ma dla mnie wartość sentymentalną – to jedna z pierwszych powieści o znamionach science-fiction, którą przeczytałam z zadowoleniem. Podoba mi się pomysł autorów i sposób, w jaki go realizują; uwielbiam dwóch głównych bohaterów, których losy od lat śledzę z zapartym tchem. Miałam obawy, co będzie z cyklem po śmierci Pratchetta, ale skoro póki co jest kontynuowany… Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak wracać do tej opowieści i tak kochanego świata. Świata, do którego powoli tracę cierpliwość.

Niestety, im dalej zagłębiamy się w opowieść o Długiej Ziemi, tym wyraźniej widzimy powtarzające się schematy. Obserwując sytuację na świecie Joshua znowu decyduje się na samotną eskapadę, która przerwana zostaje jego własnym niepokojem. Lobsang wpada na kolejny genialny pomysł, którego nie jest w stanie doprowadzić do końca z powodu wyższych celów. A Długa Ziemia? Cóż, jej jak zwykle zagraża niebezpieczeństwo o ogromnej skali. Naprawdę nie chcę się czepiać, ale czwarta część cyklu zafundowała mi pod tym względem niewiele emocji; tak naprawdę nie było tu wydarzeń, które w jakikolwiek sposób by mnie zaskoczyły. Zagrożenie, poszukiwanie rozwiązania, nowa, ważna idea i wreszcie poświęcenie dla ratowania ludzkości – wszystko to już było, a każde z tych działań mieliśmy okazję prześledzić w poprzednich tomach cyklu.

Pewnego rodzaju nowością i urozmaiceniem była możliwość zagłębienia się w historię głównego bohatera, Joshui – jest on naturalnym kroczącym o niezwykłym talencie, a do tego wychowywał się w domu dla sierot, więc pewne elementy jego losów były dla nas do tej pory niedostępne. Gdy okazuje się, że jest możliwość prześledzenia całej opowieści i odkrycia, do jak dawnych lat sięga historia przekraczania, nasze zainteresowanie rośnie. Niestety, wstawki z przeszłości, które pojawiają się sukcesywnie w przerwach właściwej akcji, nie są jakoś porywająco dynamiczne; historia z przed lat momentami nudzi i chyba lepiej by się miała, gdyby była krótsza, ale bardziej zwarta i konkretna. Z drugiej strony czytelnik ma okazję uzyskać odpowiedzi na pewne pytania, które dotąd mogliśmy zadawać jedynie w próżnię. Skąd się wzięli kroczący? Ilu ich jest? Od jak dawna takie zdolności pojawiają się u ludzi?

Najmocniejszym elementem powieści jest za każdym razem jakaś refleksja dotycząca natury człowieka – tym razem na pierwszy plan wysuwa się dyskusja o Następnych, czyli stale rozwijającej się grupie nadludzi. Temat pojawił się już w poprzednim tomie i został tam omówiony, jednak wraca, gdy okazuje się, że Następni wciąż krążą po Długiej Ziemi, wybierają odpowiednie dzieci i zabierają je do specjalnego obozu, w którym obserwują ich rozwój i „uczą się od nich”. W Długiej utopii odnajdziemy elementy refleksyjne, jednak nie w tak duży stopniu, jak to miało miejsce do tej pory; raczej w kilku miejscach poświęcona jest im ledwie chwila. Niezbyt wiele pracy włożone jest również w uzasadnienie tego, co dzieje się na Długiej Ziemi. Im dalej zagłębiamy się w opowieść, tym bardziej mam wrażenie, że autorom kończy się logiczny ciąg wytłumaczeń dla wprowadzanych zjawisk – coraz częściej pojawia się zasłanianie niezwykłością całej idei i faktem, że nie wszystko zostało jeszcze zbadane/odkryte/opisane.

Generalnie każde spotkanie z bohaterami cyklu o Długiej Ziemi jest dla mnie wielką przyjemnością – z sentymentem podchodzę do losów Joshui i Lobsanga i nauczyłam się akceptować dziwactwa ich obu. Nie jestem jednak w stanie udawać, że kolejne książki są coraz bardziej emocjonujące lub przynajmniej trzymają poziom; tak naprawdę z każdym kolejnym tomem nudzę się coraz bardziej, bo podobne schematy biorą górę nad nowymi pomysłami. Nie wiem, ile tomów będzie miała całość, ani na ile wystarczy mi cierpliwości, ale liczę, że Stephen Baxter zafunduje nam jeszcze jakieś przyjemne rozwiązanie fabularne. Naprawdę lubię tę historię!

9 komentarzy:

  1. A ja wciąż nie mogę się przekonać do twórczości autora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pratchetta? Nie martw się, ja też, to jedyne jego książki, które czytam. ;)

      Usuń
  2. Ja niestety nie bardzo "czuję" prozę Pratchetta, ale mam koleżankę, której na pewno się ten tytuł spodoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, ta opowieść nie jest aż tak specyficzna, jak inne książki autora - Baxter zrobił tu swoje i wszystko jest nieco... normalniejsze. ;)

      Usuń
  3. Bardzo ciężko jest stworzyć dłuższy cykl, który nie będzie sztampowy i schematyczny... Po pierwsze, czytelnicy zaczynają się nudzić, a pomysł już nie wydaje się takie niezwykły w entej części, a poza tym autor też trochę naciąga i najczęściej trwa przy serii głównie dla komercji. Szkoda
    http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, takie zjawisko często ma miejsce, choć tutaj na początku miałam wrażenie, że autorzy mają masę pomysłów i przez jakiś czas sztampy nie będzie. O ile świat faktycznie jest bogaty i daje dużo możliwości, o tyle schemat fabularny po prostu mnie zmęczył. ;<

      Usuń
  4. Początek Twojej recenzji, gdzie podajesz minusy powieści, zaskoczył mnie, jednak im dłużej czytałam doszukiwałam się plusów, które sprawiły, że mam ochotę przeczytać tę serię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... Pisząc tę recenzję zajrzałam do swoich opinii o poprzednich tomach i byłam szczerze zaskoczona, że podaję aż tyle wad, bo gdy widzę, że wychodzi nowy tom, po prostu przebieram nogami, jak w przypadku premiery każdej ulubionej książki. Nie wiem, z czego to wynika. Na pewno jest tu wielu świetnych, wartych polubienia bohaterów, z którymi nie umiem się rozstać. :)

      Usuń
  5. Oj kilka drobnych skaz mnie nie odstrasza, bardzo chcę przeczytać tę książkę i mam nadzieję, że w końcu mi się to uda. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.