sobota, 5 marca 2016

Marie-Morgane Le Moël – „Sekrety francuskiej kuchareczki”

Gdy opowiadałam o książce Cała prawda o Francuzkach, wspomniałam, że chciałabym poznać inne teksty autorki. Zaintrygował mnie jej styl i byłam ciekawa, czy nada on charakteru również innym opowieściom. Na tę książkę zdecydowałam się więc szybko i bez zbędnego zagłębiania w treść – może dlatego nie do końca mi się podobało.

Sekrety francuskiej kuchareczki to opowieść zupełnie inna od poprzedniej – tym razem Marie-Morgane Le Moël zabiera nas w intymną podróż przez własną przeszłość. Znajdziemy tu krótkie rozdziały, a każdy z nich związany jest z jakąś konkretną sceną z życia autorki. Pojawiają się tu wspomnienia z dzieciństwa, w których główną rolę odgrywa jej brat, ale również późniejsze wątki dotyczące związków, rodziny i przyjaciół. Chciałoby się powiedzieć, że obserwujemy dorastanie młodej dziewczyny i jej dylematy, jednak nie byłaby to do końca prawda; choć sceny są w oczywisty sposób powiązane osobą autorki, często nie ma między nimi żadnego ciągu fabularnego. To po prostu zbiór migawek, konkretnych wspomnień. Dodatkowym elementem są przepisy na potrawy znajdujące się na końcu każdego rozdziału.

Podoba mi się pomysł autorki na tę książkę i to, w jaki sposób wplotła aspekty kulinarne w swoją opowieść. Przepisy nie są zaprezentowane przypadkowo – każdy z nich pojawia się w poprzedzającym rozdziale, często jako danie bardzo ważne dla całej sytuacji, niemal jej równorzędny bohater. W ten sposób książka staje się czymś więcej niż pamiętnikiem i czymś więcej niż książką kucharską – z połączenia tych dwóch form powstaje coś nowego, intymnego i sentymentalnego. Myślę sobie, że takie ujęcie przepisów świetnie by się sprawdziło, gdyby autorka podarowała zeszyt z zapiskami swoim dzieciom i pozwoliła przekazywać go dalej.

Niestety, jako forma literacka książka nie do końca mi się spodobała. Fakt, znajdziemy tu wiele zabawnych scen i celnych spostrzeżeń dotyczących chociażby związków ludzi z różnych krajów, jednak tak naprawdę cała powieść jest bardzo zwyczajna. Obserwowanie czyjegoś dzieciństwa czy młodzieńczych lat jest na dłuższą metę nużące, zwłaszcza jeśli nie ma w tym wszystkim jakiegoś drugiego dna czy głębi. Poznając perypetie młodej Marie czułam się trochę tak, jakbym rozmawiała z pierwszą lepszą koleżanką, co nie do końca mi pasowało – dla takiego efektu nie muszę spędzać przecież samotnego wieczoru z książką.

W moim odczuciu Marie-Morgane Le Moël lepiej sprawdza się jako publicystka niż narratorka powieści – w Całej prawdzie o Francuzkach widać było pomysł, ideologię i pazur, którego zabrakło mi w jej drugiej książce. Mimo że wtedy opowieść wydawała mi się radykalna, miała swój urok, a styl autorki był naprawdę dobry i mocny. Niestety, Sekrety… to tylko przyjemna opowiastka i nic ponadto – nie wciąga, nie zachwyca, nie kusi. Plusem jest połączenie kulinariów z prozą, jednak nie oszukujmy się – większość francuskich przepisów potraktujemy głównie jako ciekawostki, których nigdy nie wypróbujemy (w każdym razie tak będzie w moim wypadku).





Za możliwość wcześniejszego poznania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

8 komentarzy:

  1. To chyba raczej Twoja niechęć do czytania autobiografii i ogólnie tekstów które autor pisze o sobie. Doskonale to rozumiem, bo sama czegoś takiego nie trawię - nie mam niby nic konkretnego, żadnych argumentów przeciwko, jednakże coś mnie odrzuca od takiego motywu.
    Za to uwielbiam ten aspekcik kucharski w postaci dodawania przepisów między rozdziałami. Ogólnie interesuję się trochę kuchnią, więc niby nic dziwnego, jednak to zawsze mnie rozczula i zwyczajnie umila czytanie. Tak samo zrobiła Jodi Picoult w "Kruchej jak lód" i jeśli się nie mylę coś podobnego było w "Smażonych zielonych pomidorach"
    pozdrawiam
    Paulinka z http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem... Może masz trochę racji, choć to zależy od osoby, która pisze taką autobiografię - jeśli ma coś ciekawego do przekazania, albo jej życie mnie interesuje, mogę czytać i będę zadowolona. Po prostu w tym przypadku... cóż, nie do końca byłam zainteresowana, bo spodziewałam się trochę czegoś innego.

      Ten aspekt kulinarny to duży plus. :)

      Usuń
  2. Książka dla mnie była ciekawa i przyjemna, ale faktycznie narracja powinna być trochę bardziej dopracowana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się przy niej bardzo dobrze bawiłam, trochę pośmiałam i chętnie wypróbuję przepis na mus czekoladowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, na mus czekoladowy to i ja się skuszę. ;)

      Usuń
  4. Jeszcze nie czytałam, ale zamierzam:) Ciekawe jak ją odbiorę - wcześniej także czytałam "Całą prawdę" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie mam zamiaru sięgać po tę książkę. Skoro jest to tylko przyjemna opowiastka i nic więcej, to nie wiem czy przypadłaby mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.