poniedziałek, 30 grudnia 2013

Gennifer Albin - "Przędza"

Do przeczytania „Przędzy” zachęciła mnie okładka – migotliwa, przepięknie odbijająca światło. Równie niebanalne jest wnętrze książki, bo choć oś zdarzeń należy raczej do klasycznych, to pomysł autorki na kreację świata jest wspaniały i z pewnością jedyny w swoim rodzaju.

Arras, do którego przenosi nas Gennifer Albin, to sprawnie zarządzana kraina, gdzie ludność podporządkowana jest jasnym regułom, gloryfikującym szeroko rozumiane wartości rodzinne i dominację mężczyzn w niemal każdej dziedzinie życia. W tym świecie kobiety muszą realizować narzucone im role społeczne, a prawie żadna spośród nich nie ma przywilejów. Prawie, bo istnieje elitarna grupa Kądzielniczek, w dość nietypowy sposób strzegących ładu w całej krainie. Arras oznacza bowiem nie tylko nazwę krainy, ale też określenie surowca, z jakiego jest zbudowana – to rodzaj materiału, w który (dzięki rozdzielności materii i czasu) sukcesywnie wplatane jest absolutnie wszystko – od zjawisk pogodowych, przez żywność, kończąc na pojedynczych osobach, z których każda jest symbolizowana osobnym włóknem. Tylko niektóre kobiety są w stanie dostrzegać włókna Arrasu i tkać jego materiał. To one – Kądzielniczki – za cenę sławy, luksusu i wiecznej młodości zabierane są rodzinom by wieść życie dalekie od zwyczajnego. Nie mogą nigdy wrócić do domu, znają bowiem tajemnice, które pod żadnym pozorem nie powinny opuszczać wąskiego grona dygnitarzy.

W ten właśnie elitarny świat przebojem wkracza szesnastoletnia Adelice, której – mimo usilnych starań – nie udaje się oblać testu kwalifikacyjnego, mającego wyselekcjonować dziewczęta potrafiące tkać. Trudno jest ukrywać takie umiejętności, zwłaszcza gdy ma się dodatkowy i niezwykle rzadki dar tkania bez krosna, a co za tym idzie dostrzegania materii Arrasu w każdym elemencie codziennego życia. Dzięki temu Adelice udaje się przeżyć mimo próby ucieczki, a od momentu przybycia do Zakonu (miejsca gdzie uczą się i pracują Aspirujące i Kądzielniczki) cieszy się wieloma przywilejami. Nie znaczy to jednak, że na jej drodze brak trudności – Gildia, która jest teraz jej zwierzchnikiem, żąda bezwzględnego posłuszeństwa, a z tą cechą jest u Adelice raczej krucho.

W książce takiej jak ta nie może zabraknąć wątku miłosnego. Świat Adelice zmienia się diametralnie już w dniu egzaminu, nagle ma ona bowiem styczność z mężczyznami, od których dotąd była odseparowana (Gildia wymaga, by dziewczęta i chłopcy nie mieli ze sobą kontaktu do 16. roku życia, co ma zapewnić wychowanie w przedmałżeńskiej czystości). Na swoje szczęście bohaterka ma cięty język i pomaga jej to radzić sobie w nowej sytuacji całkiem nieźle. Ostatecznie jej rozterki sercowe toczą się wokół dwóch mężczyzn, jednak próżno szukać w książce wielozdaniowych wynurzeń na ten temat. Sprawa zostaje rozwiązana szybko, a sama Adelice wykazuje się zdecydowaniem i skupieniem na rzeczach faktycznie istotnych, czego brak innym bohaterkom książek o podobnej tematyce.

Taki model segregacyjnych działań stosowanych przez Gildię ma odzwierciedlenie w dwóch kolejnych aspektach książki. Po pierwsze, oprócz tego że większość młodych dziewczyn wyraźnie głupieje na widok męskiego ciała i mają dość duży problem z zachowaniem (wymaganej od Kądzielniczek) czystości, w Zakonie wyraźnie widać rywalizację między kobietami. Zazdrość, zawiść i silne emocje przekładające się na rękoczyny oraz jawne okrucieństwo, to smutna codzienność. W tym miejscu role odwracają się i to mężczyźni traktowani są jak własność. Drugą taką sprawą jest natomiast problem związków tej samej płci, poruszany w książce i – w oczywisty sposób – piętnowany przez Gildię.

Kończąc kilkoma zdaniami na temat technicznej strony książki przyznaję, że czyta się ją łatwo i szybko. Pomysł jest oryginalny, a pierwszoosobowa narracja pozwala bez reszty dać się ponieść opowieści Adelice. Jedynym mankamentem jest zakończenie. Czytałam „Przędzę” jak dobre fantasy, a to, co ma miejsce na końcu sprawiło, że poczułam się jakby ktoś metalowymi szczypcami wyrwał mnie z tego wspaniałego świata. Ciekawa jestem, jaki pomysł ma autorka na dalszy ciąg tej książki, bo wierzę, że jakiś ma na pewno. Będę czekała z niecierpliwością na okazję do powrotu, licząc, że będzie to powrót udany.

6 komentarzy:

  1. Zachęciłaś mnie! Bardzo chętnie przeczytam, gdy tylko gdzieś ją dorwę. Raczej nie nadejdzie to prędko bo mam gigantyczny stos książek do przeczytania ;)

    Pozdrawiam!
    www.miedzy-stronnicami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam gigantyczne stosy, ale nigdy się ich nie trzymam i wciskam na górę to, na co akurat mam ochotę. (:
      Po książkę niewątpliwie sięgnąć warto, bo Arras jest ciekawym światem. Martwię się jednak, że będzie to jedna z tych serii, których kontynuacji w Polsce się nie doczekamy - choć może bezpodstawnie, bo premiera anglojęzycznej drugiej części była dopiero 29 września. (:

      Usuń
  2. Trochę się obawiam tego zakończenia, ale z drugiej strony, to, co o nim napisałaś sprawiło, że książka wydała mi się jeszcze bardziej intrygująca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno zakończenie nie powinno zniechęcać do sięgnięcia po tę książkę, po prostu wzbudza... lekki dyskomfort. ;)

      Usuń
  3. Fabuła fajna , recenzja zachęcająca , szkoda tylko ,że w miejskiej bibliotece nie pomyśleli , by ją zakupić .. Ale i tak kiedyś ją dorwę ;)


    http://czytaniemoimhobby.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawde już sama okłada zachęca :) recezja też ciekawa, myśle ze przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.