Nie chciałam zabierać się w tej chwili za tę książkę,
przyznaję się bez bicia. Niby na początku plan był taki, że książka od razu po
trafieniu w moje ręce wyląduje na wierzchu stosiku „do przeczytania”, ale
czekanie na dodruk i dość zdawkowe podejście do wysyłki sprawiło, że zupełnie
straciłam do niej serce. Sylwek jednak
namówił mnie do sięgnięcia po nią i chyba powinnam odwdzięczyć mu się pyszną
kolacją. Powiem krótko: po książkę Monsa Kallentofta naprawdę warto sięgnąć.
W „Wodnych Aniołach” Malin Fors wraz z zespołem dochodzeniowym
rozwiązuje zagadkę śmierci małżeństwa Andergrenów oraz – co istotniejsze –
poszukuje ich zaginionej córeczki, Elli. Dziewczynka zniknęła w dniu morderstwa
i to jej los jest główną zagadką i motorem działań dla całej grupy śledczych.
Całkowicie zaangażowani w poszukiwania, odkrywają coraz to nowe fakty.
Zagłębiając się w sekrety wielu rodzin, muszą zachować niebywałą wręcz
delikatność, zajmują się bowiem nie zwykłymi osobami, a tymi, których dzieci są
adoptowane. Dodatkowo – adoptowane z Wietnamu, za pośrednictwem firmy o
wątpliwej sławie. Sprawę zaognia fakt, że córka jednej ze śledczych – Karin
Johannison – jest jednym z takich właśnie dzieci…
Równolegle z tokiem śledztwa rozgrywają się także wydarzenia
z życia Malin Fors. Wraz z Peterem starają się o dziecko, co paradoksalnie
wciąż ich od siebie oddala. Oboje wiedzą, że porywają się z motyką na słońce, a
jednak próbują, odsuwając od siebie myśl o tym, co niemożliwe. Jakby tego było
mało Malin uświadamia sobie ciągłe oddalanie się swojej dorosłej córki. Wie, że
odbudowanie tej relacji jest niemal niemożliwe, a mimo to wciąż chwyta się
najmniejszych strzępków nadziei. W obliczu tak ciężkiej sytuacji życiowej
powraca nałóg i Malin Fors po raz kolejny staje u progu przepaści, jaką jest
alkoholizm.
Jeśli chodzi o techniczną stronę książki, to jej budowa jest
bardzo dobrze dopasowana do treści. Narracja jest trzecioosobowa, prowadzona z
perspektywy różnych bohaterów, co pozwala na szeroki ogląd sytuacji i
uobiektywnienie niektórych problemów. Mamy szansę poznać każdą z postaci, jej
stosunek do śledztwa, a także do zagadnień związanych z rodziną. Bo nie tylko
życie prywatne Malin Fors znane jest czytelnikom. Uzupełnieniem są także
chociażby losy Svena, powracającego do sprawności po wygranej walce z
nowotworem, czy Zekego, który wciąż rozważa wybór między pozostaniem przy żonie
i ciągłą męką, a porzuceniem jej i życiu u boku Karin. To duży atut książki,
pozwalający lepiej zrozumieć motywy bohaterów i jeszcze bardziej się z nimi
zżyć. Dzięki temu czytelnik jest autentycznie zaangażowany w sprawę i
zaciekawiony – zarówno przeszłością postaci, tym co je ukształtowało, jak i ich
dalszymi losami. Ciekawym zabiegiem są też wstawki z wypowiedzi osób zmarłych –
przemawiają one zza grobu i, choć nie mają już żadnego wpływu na sytuację,
wyrażają swoje zdanie, proszą o coś lub wręcz usprawiedliwiają i tłumaczą swoje
czyny.
Na ogromną pochwałę zasługuje mistrzowski styl Monsa
Kallentofta. Książka poprowadzona jest płynnie i daje wiele satysfakcji z
czytania. Wydarzenia toczą się w dobrym tempie – nie ma się poczucia zbytniej
rozwlekłości, ani przeciwnie – zbyt dużego tempa. Po prostu wszystko dzieje się
normalnie. Miałam pewnie obawy co do ostatniego rozdziału – tyle rzeczy miało
się w nim wydarzyć przy tak małej ilości stron – ale i tutaj się nie zawiodłam.
Zakończenie poprowadzone jest sprawnie i satysfakcjonująco. Dodatkowym atutem
książki są dobrze obrazujące sytuację dialogi, uzupełnione o myśli rozmówców.
Kończąc powoli peany na cześć „Wodnych Aniołów”, rzucam
wszystko i biegnę dołączyć do grona fanów Monsa Kallentofta. Wiem już, że
kolejne wypłaty pochłonie reszta serii, zżyłam się bowiem nie tylko z jego
stylem, ale i z samą Malin Fors – silną kobietą ze słabościami. Kusi mnie
zarówno odkrywanie, co stanie się z jej życiem w kolejnych tomach, jak i
poznanie wydarzeń, który ukształtowały tę postać i doprowadziły jej losy do
obecnego punktu. Z tego powodu na pewno już niebawem sięgnę po cykl o porach
roku, oczekując równocześnie kolejnych części serii o żywiołach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.