Pierwszy raz od jakiegoś czasu nie zabrałam się za składanie
w głowie opinii tuż po przeczytaniu książki. Pomyślałam, że chciałabym
poukładać sobie mój stosunek do niej i łudziłam się, że pójdzie mi to łatwo.
Niestety nie. Książka Mian Mian jest specyficzna i nie ułatwia jednoznacznej
oceny.
Szanghajska bohema bawi się w najlepsze. Żyją w świecie
niecodziennych związków, na swój sposób definiują miłość, zdradę, zazdrość.
Wchodzą w relacje, emocje przeżywają w pełni, do bólu, do śmierci. Próbują się
zrozumieć, ukształtować, zmieniają się i kreują każdego dnia na nowo.
Dyskutują. Funkcjonują w wykreowanych samodzielnie układach z jasnymi zasadami,
które skrzętnie łamią. Seks wyodrębniają z życia i całkowicie oddzielają od
miłości, która z kolei jest dla nich niemalże mistycznym doświadczeniem.
Wmawiają sobie, że są ponad tą sytuacją, jednak w skrytości cierpią z powodu
zazdrości, samotności, odrzucenia. Zagłuszają te odczucia i wkładają maski,
starannie dobierane dla kolejnych osób.
Fabuła tej książki jest tylko tłem dla niekończących się
dywagacji. Umiera przyjaciel, umiera siostra. Kto zabił siostrę? Czy raczej:
kto doprowadził do jej śmierci? Tak naprawdę Mian Mian zdaje się w ogóle tym
nie zajmować. Historia brzmi, jakby opowiadana była przy butelce wina, z
papierosem w dłoni, przez osobę, która troszkę już wypiła. Niby wątek jest, ale
mocno oblepiony dygresjami. A może to dygresje przypadkowo mają wspólny tor?
Nie zrozumiałam wielu zabiegów zastosowanych przez autorkę i
nie wiem, czy to wina książki, czy mojego odbioru rzeczywistości. Łatwo wpaść w
pułapkę i uznać, że jeśli czegoś nie rozumiemy, to jest to wspaniałe, wybitne i
nowatorskie (wystarczy spojrzeć na stosunek ludzi do sztuki nowoczesnej).
Równie łatwo jest jednak zanegować coś tylko dlatego, że się tego nie rozumie,
i to dlatego książka Mian Mian jest tak trudna do jednoznacznej oceny.
Dostrzegam u autorki pewien rodzaj psychologicznej wnikliwości, świat
szanghajskiej bohemy jest w końcu skonstruowany dobrze, choć moralnie wątpliwy.
Nie wiem jednak zupełnie, dlaczego wszystko to podane jest w tak strasznej
oprawie. Narracja bardzo utrudniała mi czytanie, choć rozumiem stylistykę
dramatu, jako odniesienie do ciągle zakładanych przez bohaterów masek. Jednak
dialogi zapisane są męcząco i nie pozwalają ani na moment poddać się
wyobrażeniom sceny – stale trzeba być uważnym i sprawdzać, kto co mówi, bo
często wypowiedzi jednego bohatera są podzielone, a różne osoby powtarzają te
same frazesy, przewijające się w książce po kilka razy.
W przypadku „Panda sex” nawet uporządkowanie myśli nie
pomaga w ocenie. Dla mnie to książka przeciętna, niezbyt skomplikowana.
Pokazuje ciekawy świat, jednak skonstruowana jest dość nieprzyjemnie. Z
pewnością nie jest też pozycją kontrowersyjną, przynajmniej z perspektywy przeciętnego
Europejczyka.
Szkoda, że to książka tylko przeciętna... :) Myślałam, że może znalazłam coś ciekawego do poczytania przez święta. Bardzo podoba mi się okładka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, a w wolnej chwili zapraszam do mnie :)
Jeśli chodzi o Mian Mian to, z tego co słyszałam, lepiej poświęcić czas na "Cukiereczki" (ja jakoś nie mam do nich zapału po przeczytaniu tej książki...). A okładki większości Serii z Miotłą są właśnie takie intrygujące, chyba po części to mnie do niej przyciąga. (:
Usuń