środa, 15 stycznia 2020

Ewelina Matuszkiewicz – „Biały latawiec”, „Noc komety”



Jeszcze w 2019 roku odezwało się do mnie wydawnictwo Skarabeusz z propozycją przeczytania Nocy komety, najnowszej powieści, która za ich sprawą pojawiła się na rynku. Akurat szukałam lekkich historii obyczajowych, które umilą mi okres świąteczny (jak już wiemy, nic z tego nie wyszło), więc postanowiłam spróbować prozy nieznanej mi dotąd autorki. Choć wiedziałam, że książki Eweliny Matuszkiewicz spokojnie można czytać w dowolnej kolejności, zamówiłam sobie również Biały latawiec, czyli pierwszą powieść autorki. I do takiego zestawu usiadłam wraz z początkiem stycznia.

Muszę przyznać, że nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać. Powieści obyczajowych – to oczywiste, ale jakich dokładnie? Takich bardziej romantycznych, czy jednak bliższych sadze, która obejmuje wiele pokoleń i skomplikowane zawiłości między bohaterami? Muszę się Wam przyznać, że nie miałam konkretnego nastawienia i jestem bardzo mile zaskoczona tym, co finalnie otrzymałam, bo powieści Eweliny Matuszkiewicz to coś nietypowego, a rozwiązania, na które zdecydowała się debiutująca autorka są naprawdę ciekawe.

Cała opowieść rozpoczyna się od powrotu Mai, która do tej pory pracowała w stolicy, do domu dziadka w Kozienicach. Kobieta postanowiła zacząć wszystko od nowa, porzuca więc wielkie miasto na rzecz prowincji, jak to we współczesnych powieściach bywa. Jednak wydarzenia, które rozgrywają się na kolejnych kartach Białego latawca i które są w pewnym sensie kontynuowane w Nocy komety, są zdecydowanie bardziej niebanalne (o ile można w ogóle tak napisać). Książki Eweliny Matuszkiewicz są bowiem przebogate pod względem bohaterów, których losy splatają się i przenikają w niezwykłych okolicznościach, a związki te sięgają wielu lat wstecz.

Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób autorka odmalowała społeczność niewielkiej miejscowości. Opisywane przez Ewelinę Matuszkiewicz Kozienice mogą z powodzeniem symbolizować jakiekolwiek miasteczko na mapie Polski, a fabuła z pewnością się do niego dopasuje. Bardziej niż o miejsce chodzi tu bowiem o specyficzne relacje łączące mieszkańców, o ich codzienne spotkania, a także lokalną historię, która łączy bohaterów nierzadko od wielu pokoleń. Taki zabieg czyni z miejsca akcji niejako jednego z bohaterów, co nadaje książce bardzo przyjemnego charakteru. Jednocześnie miasteczko odmalowane jest na tyle plastycznie, że dla mieszkańców z pewnością będą to powieści wyjątkowe i bardzo bliskie. 

Chciałabym zwrócić uwagę również na styl autorki. Jest on bardzo prosty (zwłaszcza, że niedawno czytałam Nieświętego Mikołaja Magdaleny Kordel i mierzyłam się ze wspaniałymi, bogatymi zdaniami), jednak nie jest to wada, bo kolejne zdania płynnie się przenikają. Jest w sposobie opowiadania Eweliny Matuszkiewicz coś, co sprawia, że czujemy się zwyczajnie, swojsko, zupełnie jakbyśmy podglądali sąsiadów przez firankę lub słuchali plotek opowiadanych przez dobrą koleżankę. W powieściach obyczajowych bardzo lubię taki styl narracji i uważam, że zbliża on czytelnika do opisywanych wydarzeń. 







Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Skarabeusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.