wtorek, 12 czerwca 2018

A.G. Riddle – „Pandemia”



Zawsze gdy mam sięgnąć po powieść, która ma więcej niż 400 stron, zbieram się do tego bardzo, bardzo długo. Kładę ją na widoku, patrzę na nią i szukam odpowiedniego momentu, żeby zacząć. Czasem jednak warto w końcu się przełamać, bo można trafić na prawdziwą perełkę, która nie tylko nas nie zanudzi, ale też wciągnie bez reszty na dzień, dwa lub jeszcze więcej. A na dokładkę zafunduje nam porządnego czytelniczego kaca.

W niewielkim szpitalu w jednej z kenijskich prowincji pojawia się dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych. Jeden z nich jest w bardzo ciężkim stanie: ma objawy podobne do tych po zarażeniu ebolą, a także inne, niespecyficzne, trudne do przypisania konkretnej chorobie. Wszystko wskazuje na to, że pojawił się nowy wirus, który szybko się rozprzestrzenia, a do tego charakteryzuje się bardzo dużą śmiertelnością i odpornością na leczenie. Nieopanowany może zagrozić całej światowej populacji.

Powyższy opis mówi o jednym wątku Pandemii, choć tak naprawdę jest ich znacznie więcej. Historię poznajemy z perspektywy kilku bohaterów. Przedsiębiorca Desmond Hughes budzi się w pokoju hotelowym pobity i pozbawiony pamięci, a obok niego znajduje się trup. Epidemiolożka Peyton Shaw wraz z zespołem rusza do Kenii, by znaleźć źródło choroby i zapobiec jej rozprzestrzenianiu. Członkowie tajnej misji wojskowej na dnie ocenu odnajdują wrak statku; wszystko wskazuje na to, że na jego pokładzie przeprowadzano niebezpieczne eksperymenty.

Choć pozornie te opowieści nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, watki bardzo szybko zaczynają się łączyć i przenikać. Losy bohaterów się krzyżują (lub okazuje się, że były skrzyżowane już dawno), a rozwijające się historie stanowią ciekawą i angażującą zagadkę. Pojawia się sporo postaci, a ich indywidualne opowieści mają znaczenie dla metafabuły.

Pandemia to również (a właściwie przede wszystkim) bardzo udany miszmasz gatunkowy. Znajdziemy tu wszystko, czego dusza zapragnie: wartką akcję thrillera szpiegowskiego, ciekawe wątki obyczajowe, solidnie opisaną pracę epidemiologów oraz elementy rodem z powieści Dana Browna. I choć ten opis może brzmieć jak jeden wielki chaos, to tak naprawdę każda część jest bardzo przemyślana, a wszystkie doskonale się łączą i uzupełniają. Tak skrojona powieść, mimo swojej znacznej objętości, jest dynamiczna, ciekawa i angażująca.

Bardzo cenię autora za przygotowanie merytoryczne – z pewnością poświęcił wiele czasu, by należycie opisać wszystkie wątki i zbudować dla swojej opowieści solidne fundamenty. Kulisy pracy epidemiologów oraz niektóre informacje medyczne są prawdziwe, a sam Riddle udostępnia na swojej stronie źródła, z których korzystał podczas pracy nad powieścią. I choć podczas lektury jesteśmy w stanie z łatwością oddzielić fikcję od rzeczywistości (widać, gdzie zaczyna się fantastyka, a przynajmniej mam taką nadzieję...), to dzięki solidnym podstawom powieść jest jeszcze bardziej niepokojąca.

Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam tak rozbudowanej powieści, która jednocześnie zrobiłaby na mnie tak pozytywne wrażenie. Mimo blisko 700 stron i drobnego druku objętość tektu zupełnie nie była odczuwalna. Wartka akcja i ciekawa zagadka sprawiły, że moja ciekawość wciąż była podsycana, a dodatkowy plus stanowiło poczucie, że autor naprawdę wie, o czym mówi. Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że Pandemia to dopiero piewszy tom serii Akta zagłady (druga powieść, Genom, została już napisana i wydana za granicą). Zastanawiam się, jak historia potoczy się dalej i chcę wierzyć, że utrzyma ten sam poziom zamiast pójść dalej w wątki spiskowe i dać się im całkowicie zdominować.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.