Pary i związki to jeden z tych tematów, które pociągają mnie nie tylko prywatnie, ale i zawodowo – od wielu lat czytam wszystko, co zahacza o damsko-męskie relacje i w jakiś sposób wpada w moje ręce. Właściwie to główna motywacja, która utrzymała mnie na studiach… ale to temat na zupełnie inną okazję, bo mogę o nim mówić godzinami. W każdym razie przez to zainteresowanie co jakiś czas (a konkretnie w bliskich okolicach premier) piszę dla Was kilka słów o najnowszych książkach prof. Starowicza – do tej pory nie wyobrażałam sobie, że mogłabym którąś z nich przegapić, bo zawsze udawało mi się znaleźć w nich przydatne informacje.
Mam duży problem z jednoznaczną oceną tej książki, sama nie jestem do końca pewna, czy mi się podobała. Na pewno wielkim plusem jest sam pomysł na jej wykonanie – opowieść składa się z króciutkich rozdziałów, z których każdy dotyczy jakiegoś charakterystycznego zwrotu: Jesteś jakiś/aś inny/a, Gdyby nie ty…, Martwię się o ciebie. Nie jest to ciągły tekst, a w pewnym sensie „słowniczek” fraz, z którymi najczęściej możemy się spotkać w rozmowach par, w dodatku każda z nich opisana jest z perspektywy odczuć dwóch stron: nadawcy i odbiorcy komunikatu, dzięki czemu mamy okazję prześledzić zarówno motywacje mówiącego, jak i skutki, które może wywołać dana wypowiedź. Ponadto w drugiej części znajdziemy podstawy mowy ciała, które ukazane są w bardzo przyjemny dla oka sposób – za pomocą szkiców, których bohaterem jest sam profesor. Na samym końcu książki znajduje się krótka opowieść o filarach miłości, które powinniśmy w swoich związkach pielęgnować.
Wszystko to brzmi pięknie i profesjonalnie, niestety problem stanowi sama treść książki. Wiele zawartych w niej myśli jest stereotypowych, jednoznacznych i chwilami wręcz krzywdzących. Rozumiem oczywiście, że bez uproszczeń nie dałoby się stworzyć tekstu, który ma pokazywać pewną średnią, pewne mechanizmy, jednak uważam, że nawet w takich sytuacjach można by się nieco hamować. Posłużę się przykładem i wyjątkowo wezmę w obronę nie kobiety, lecz panów; otóż w rozdziale o frazie Chciałabym mieć z tobą trójkę dzieci, profesor stawia następującą tezę: Mężczyźni, którzy fantazjują o gromadce dzieci, najczęściej boją się, że partnerka ich opuści. (…) No bo jak inaczej ją przy sobie przytrzymać?[s.177] Choć jest tu furtka w postaci „najczęściej” (to przecież nie „zawsze”), to inne opcje nie są brane pod uwagę, a postawa męska jest silnie skontrastowana z kobiecą, która to może mieć różnorodne przyczyny (choćby tę wynikającą z faktu, że dana osoba wychowywała się w wielodzietnej rodzinie i było to dla niej doświadczenie pozytywne). Gdyby zdarzyło się to raz, naprawdę nie miałabym żalu, jednak podobne schematy pojawiają się w wielu rozdziałach i dotyczą oceny obu płci.
Mam wrażenie, że w opowieściach prof. Starowicza coraz częściej zaciera się różnica pomiędzy osobami „gabinetowymi”, pacjentami, a zwykłymi, szarymi ludźmi. Nie oszukujmy się, pierwsza grupa prezentuje jakąś formę patologii (w sensie statystycznym oczywiście) i to z nią najczęściej ma kontakt profesor, jednak to nie oni są głównymi odbiorcami tej książki. Oczywiście zachowanie każdego z nas da się opisać za pomocą jakiegoś schematu, jednak nie jest to aż tak proste i wyraźne zjawisko. Z drugiej strony książka sama w sobie nie jest zła, bo czyta się lekko i płynnie, w wielu przypadkach bawi dzięki wtrąconym anegdotom i jest naprawdę łatwa w odbiorze ze względu na sporą liczbę przykładów, co z resztą jest charakterystyczne dla książek profesora. Wiele z poruszanych tematów zwraca uwagę czytelnika na ważne problemy, które często nie są podejmowane i pozwala zastanowić się nad istotnymi dla związku sprawami. Niestety, nie jestem pewna, czy stosowane uproszczenia kierują uwagę czytelnika na właściwe tory i czy przypadkiem nie sprowokują one do niepotrzebnych i nieuprawnionych wniosków.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czerwone i Czarne.
Dziękuję. Wiesz za co? Nie miałam pojęcia, że profesor Lew-Starowicz pisze książki. :) Z pewnością skuszę się na nią, chociaż...jeśli faktycznie masz rację i Twoje spostrzeżenia są trafne - to trochę szkoda, bo więcej się po profesorze spodziewałam.
OdpowiedzUsuńOch, pisze, pisze, już od wielu lat, a jest ich taka masa, że już od dawna bezustannie próbuję zebrać je w całość. ;) Te dawne były bardziej podręcznikowe, te nowsze mają formę rozmów albo typowego poradnika, ale zawsze coś tam ciekawego znajdziemy, jeśli temat nas interesuje. Jeśli chcesz się na którąś skusić, to polecam raczej serię "O..." (o kobiecie, o mężczyźnie, o rozkoszy...).
UsuńNa początku miałam nadzieje na bardzo ciekawą i nawet poradnikową lekturę, ale Twoje spostrzeżenia ostudziły moją radość, no cóż. Chyba jednak się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jeśli świadomie oddzielisz to, co bez sensu, od tego, co faktycznie zwraca uwagę na ciekawe treści, to jest tu wiele ciekawych elementów. Ale oczywiście nie namawiam, bo wiem, że nie o to w poradnikach chodzi. ;)
UsuńJestem aktualnie w połowie tej książki i mam dokładnie te same odczucia. Momentami bardzo stereotypowe podejście i krzywdzące raz jedna raz druga płeć. Mimo wielu ciekawych informacji póki co nie wiem czy mi się podoba czy nie ;)
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać "rozmówki małżeńskie" i z ciekawości poszukałam recenzji.
OdpowiedzUsuńTrafiłam do Ciebie i jestem zaskoczona.
Jako zwykły szary człowiek muszę przyznać, że mnie ta książka się podoba :)
Wyjaśnia wiele mechanizmów w relacjach damsko-męskich i choć są one niekiedy stereotypowe to faktem jest, że tak pop prostu jest.
Może po prostu za bardzo analizujesz każdy przypadek z tej książki?
pozdrawiam Ania