niedziela, 14 czerwca 2015

Marcin Jamiołkowski - "Okup krwi"

Herbert Kruk prowadzi niewielki zakład krawiecki w Podkowie Leśnej niedaleko Warszawy. Jego życie jest spokojne i poukładane, jednak Herbert skrywa pewien sekret, o którym nie wie nawet jego dziewczyna, Melania - mężczyzna jest magiem. Choć ze światem czarów stara się obecnie nie mieć nić wspólnego, ta część jego życia nie zapomniała o jego istnieniu. Pewnego dnia do jego pracowni trafia tajemniczy gość: doskonale zdaje sobie sprawę z prawdziwych umiejętności Herberta i jest odporny na jego czary obronne. Nieznajomy chce, by Kruk zawiózł do Warszawy dziwny pakunek, widząc jednak jego niechęć do współpracy wręcza mu pudełko, w środku którego znajduje się ucho Melanii. Czy Herbertowi uda się uratować ukochaną i jednocześnie uniknąć pracy dla człowieka, który go szantażuje?

Okup krwi to książka, która w ciekawy sposób łączy ze sobą urban fantasy z motywem drogi. Pierwszy w elementów wypadł świetnie - Warszawa (oraz znajdujący się blisko niej Pruszków) idealnie sprawdziła się jako miejsce osadzenia nierealnych przygód. Marcin Jamiołkowski nie uciekł się do stworzenia fikcyjnych miejsc; bohaterowie przemierzają prawdziwe ulice, mijają istniejące budynki. Kto zna Warszawę i okolice albo posiada pod ręką jej mapę, z łatwością będzie w stanie śledzić trasę, jaką podąża Herbert. Historia miasta w pewnym stopniu również została wpleciona w fabułę, czyniąc z niego quasi-bohatera.

Nieco gorzej wypadła druga rzecz, czyli motyw wędrówki. Herbert ma jasno określony cel - dostarczyć przesyłkę we wskazane miejsce, aby uratować ukochaną - i niemalże cała książka skupiona jest na przygodach, jakie przytrafiają się bohaterowi w drodze do niego. W tekście odnajdziemy sporo charakterystycznych motywów: przypadkowych sojuszników, którzy przyłączyli się do głównej postaci; ucieczkę przed tajemniczym przeciwnikiem; nieoczekiwaną pomoc od kogoś, z kim nie chciałoby się mieć nic wspólnego. Choć wszystkie te rzeczy są w mniejszym lub większym stopniu uzasadnione fabularnie, nieraz miałem wrażenie, że pewne rzeczy służą tylko popchnięciu opowieści w określonym kierunku. Parę z nich jest logicznie wątpliwych (np. zaufanie dopiero co poznanej osobie), inne zaś wprost pozbawione są jakiegokolwiek sensu (natrafienie na szalonego taksówkarza było naprawdę naciągane).

Powyżej przytoczone rzeczy wskazują, że oś fabularna zawiera pewne mankamenty. Muszę jednak przyznać, że nawet mimo tych wad historia opowiedziana w książce jest naprawdę ciekawa i spójna. Akcja mknie do przodu, a choć tekst należy raczej do krótszych, dzieje się w nim sporo - choć na szczęście nie czuć tu przesytu. Co prawda pojawiło się parę błędów logicznych lub rzeczy nieco wątpliwych (najczęściej tyczyło się to upływu czasu - dużo rzeczy działo się w zaskakująco krótkim jego fragmencie), jednak całość wypada bardzo dobrze. Samo zakończenie historii z jednej strony zrobiło na mnie wielkie wrażenie (pewnych rzeczy po prostu się nie spodziewałem), z drugiej zaś - nieco rozczarowało. Zdaję sobie sprawę, że Okup krwi to pierwszy tom serii, jednak końcowe sceny wyjaśniły tylko kilka wątków fabularnych, za to obsypały czytelnika nowymi zagadkami. A, no i trochę średnio wypadło umieszczenie po kulminacyjnym momencie scen naprawdę bezsensownych, w gruncie rzeczy nic nie wnoszących do tekstu.

Zdecydowanie na pochwałę zasługuje kreacja świata stworzonego przez autora. Wzbogacenie znanej nam rzeczywistości o magię nie jest czymś niespotykanym, jednak Marcin Jamiołkowski wpadł na nowatorski sposób wprowadzenia tego elementu. Sposób, w jaki główny bohater rzuca czary, jest przemyślany i naprawdę zaskakujący - nie będę zdradzał konkretów, bo tak naprawdę warto tę książkę przeczytać tylko i wyłącznie dla tej jednej rzeczy. By Was nieco zachęcić do lektury powiem tylko tyle, że popielniczka może być świetną pułapką na karła, a parkometr może pomóc człowiekowi w ucieczce.

Z szuflady biurka wyjąłem papier, nożyczki i… nie, nie kamień. Flamastry.[s.25]

Niejednoznacznym w moim odczuciu aspektem jest humor zawarty w książce. Cały tekst pełen jest mniej lub bardziej zabawnych zwrotów, najczęściej mocno ironicznych, celnych i naprawdę świeżych. Pierwszoosobowa narracja idealnie ukazuje nieco cyniczną osobę, jaką jest Herbert Kruk. Niestety, inteligentne dowcipy przeplatają się z żartami dość niskiego kalibru: sporo jest tu kawałów z naprawdę długą brodą, które nikogo już chyba nie bawią, inne zaś wyglądają na wymuszone, wstawione na siłę. Pojawiło się też parę tekstów o lekkim wydźwięku seksistowskim, które na pewno nie każdemu się spodobają.

Od strony językowej powieść stoi na przyzwoitym poziomie, daleko jej jednak do ideału. Jak na debiutanta Marcin Jamiołkowski posługuje się naprawdę bogatym językiem, a stworzone przez niego dialogi brzmią zazwyczaj autentycznie. Przyjemność z lektury pogarsza nieco za duża ilość powtórzeń, a także sporadyczne nadużywanie imiesłowów przysłówkowych, które dziwnie wyglądają w narracji. W oczy rzuciło mi się też parokrotne użycie w narracji czasu teraźniejszego - o ile przy pierwszoosobowej narracji nie jest to może coś niespotykanego, bo bohater może wyrażać jakieś osobiste osądy, to jednak tutaj parokrotnie odnosiło się to bieżących wątków fabularnych.

Nie wiem jak jednoznacznie ocenić debiut literacki Marcina Jamiołkowskiego. Na pewno nie jest to książka pozbawiona mniejszych lub większych wad, które może nie wpłynęły może specjalnie na przyjemność płynącą z lektury, ale nie dało się ich nie zauważyć. Z drugiej strony: książka pod wieloma względami stoi na naprawdę wysokim poziomie, a pewne zawarte w niej rzeczy są na tyle nowatorskie, że dla nich samych warto przeczytać tekst. Autor ma w sobie potencjał na tworzenie naprawdę świetnych książek - oby więc pracował nad swoim warsztatem i kontynuował pisanie. Ja z pewnością sięgnę po drugi tom przygód Herberta Kruka.





Za e-booka do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Genius Creations.

4 komentarze:

  1. Debiutantom wiele się wybacza, ale i tak jeśli trzeba wybierać, wolę sięgać po najlepsze książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... niby takie nie najlepsze, ale coś mnie do tego ciągnie ;) Może i ten humor (jestem naprawdę niewybredna jeśli chodzi o ten aspekt) oraz fakt, że gatunkowo jest to urban fantasy. Nieco odpycha mnie tak sobie zrealizowany motyw drogi, ale i tak myślę, że będę mieć w pamięci ten tytuł.

    kieleckoowszystkim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem na czym polegało szaleństwo tego taksówkarza, ale niektórzy taksówkarze (zwłaszcza w stolicy - bez urazy!) są naprawdę szaleni... :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię motyw drogi w powieści, szkoda że wypada tutaj gorzej. Jeszcze zobaczę, czy przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.