sobota, 3 stycznia 2015

Mons Kallentoft - "Śmierć letnią porą"

W parkowej altanie znaleziona zostaje dziewczyna - żyje, ale niczego nie pamięta, a jej poranione ciało dokładnie wyszorowano przy użyciu chemicznego środka. Obrażenia wskazują, że została wykorzystana seksualnie, brak jednak śladów biologicznych sprawcy; jedynym, co pozostało w ciele ofiary, są kawałeczki niebieskiej farby. Komisarzy czeka wyjątkowo trudne śledztwo - we znaki dają się nie tylko wakacyjne niedobory kadrowe i brak konkretnych wiadomości. Śledczym przyjdzie zmierzyć się z uprzedzeniami i pułapkami własnych umysłów, a także obezwładniającym skwarem, utrudniającym racjonalne myślenie. Czas ucieka, tym bardziej, że znikają kolejne młode dziewczyny...

Długo czekałam na dobry moment, by sięgnąć po kolejną książkę z cyklu o Malin Fors. Pierwsza i ostatnia bardzo mi się spodobały, dlatego nadzieje co do tomu drugiego miałam spore. Niestety, ze smutkiem przyznaję, że na początku lektura nie była powalająca - zagadka, choć na swój sposób ciekawa, nie zainteresowała mnie jakoś szczególnie, nie miałam też ochoty na dopowiadanie sobie psychologicznych aspektów działania sprawcy. Kiepsko wypadła autentyczność działań komisarzy - miałam wrażenie, że błądzą po omacku, a kierunek śledztwa wyznaczają jedynie przypadki i nieuzasadnione domysły. Sprawiało mi też trudność przystosowanie się do języka - wyjątkowo ciężko przyswajałam krótkie akapity złożone niejednokrotnie z pojedynczych zdań.

Kallentoft nigdy nie zostawia nas z jedną możliwością - podejrzanych jest więcej, a każdego z nich cechuje coś, co mogłoby świadczyć o sprawstwie. Co więcej - jeden aspekt potrafi mieć u różnych osób inne podłoże i rozwinięcie. Niestety, tym razem zabrakło mi psychologicznej wnikliwości, zarówno w kreowaniu głównych postaci, jak i poszczególnych podejrzanych. Nawet ostateczne wyjaśnienie, właściwie odpowiednio wnikliwe, nie rekompensuje płytkości wcześniejszych kilkuset stron tekstu. Są jednak inne pozytywne aspekty - tym, co udaje się Kallentoftowi perfekcyjnie, jest klimat. Seria związana z porami roku była strzałem w dziesiątkę w tym sensie, że plastyczne opisy pozwalają wykorzystać jej potencjał w 100%. Gdy czytaliśmy o zimie, komisarzom co i rusz odmarzały palce, a bohaterowie byli chłodni, nieprzystępni, trudni. Tym razem natomiast jest duszno, ciężko i bardzo gorąco. Akcja toczy się bardziej leniwie, zdania są krótsze, a myśli pourywane.

Mimo wszystko odczuwam w książkach autora silne schematy. Choć opowieści różnią się od siebie przez główne zagadki, tak naprawdę pewna oś pozostaje stała. Malin Fors na co dzień zmaga się z samotnością, którą leczy w łóżku miejscowego dziennikarza; ma pokusę sięgnięcia po alkohol, której czasem ulega. Pojawiają się wątki związane z jej córką, Tove, jednak czasem mam wrażenie, że to kolejne puste wstawki. Charakterystyczne dla Kallentofta i przez to nieco powtarzalne są również długie wypowiedzi zmarłych, wtrącane pomiędzy właściwą akcję. Ten akurat aspekt uważam za zaletę, choć w pierwszych tomach cyklu widać wyraźnie, że wymaga on dopracowania. Na całe szczęście wiem, że szlify zostały wykonane i w tomie szóstym sprawa ma się zdecydowanie lepiej - chyba głównie to trzyma mnie przy całej serii. Z niecierpliwością czekam na siódmą jej odsłonę, a w międzyczasie mam nadzieję nadrobić braki w znajomości części poprzednich.

6 komentarzy:

  1. Książka wydaje się być całkiem ciekawa, może kiedyś po nią sięgnę jak przeczytam to, co mam już w planach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sobie odpuszczę, nie mój gatunek, a obiecałam sobie, że 2015 będzie wypełniony perełkami i książkami, które sprawią mi czystą przyjemność:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i niestety też nie byłam usatysfakcjonowaną tą książką. Przede wszystkim te wstawki z punktu widzenia zmarłych uważam za drażniące. Jest ich za dużo, a w gruncie rzeczy te biedne ofiary wciąż "mówią" to samo. Podobnie jest też w pierwszej części i aż mnie skręca jak pomyślę, że autor wciska ten sam zabieg do wszystkich swoich książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z tego co mi wiadomo w każdej książce Kallentofta wypowiadają się zmarli. Tyle że z czasem ten aspekt jest szlifowany - przynajmniej ja mam takie wrażenie. :)

      Usuń
    2. Oby tak było, bo niestety w dwóch pierwszych powieściach autor średnio sobie radzi z tym zabiegiem.

      Usuń
  4. Lubię książki Kallentofta. Tej niestety nie czytałam, ale może kiedyś uda się nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.