Zwykle, gdy myślimy o historii ludzkości, przychodzą nam do głowy pozytywne skojarzenia: często zapominamy o krwawych represjach kolonializmu, ale chętnie wspominamy o rozwoju technologii, wynalazkach, wysłaniu człowieka w kosmos i tym podobnych sprawach. Pamiętamy wielkich wodzów (nawet jeśli w końcu przegrali), ważnych myślicieli, bohaterskich odkrywców. A o królach przegrywu nie pamięta nikt.
Nieważne, ilu wyzwaniom dajemy radę sprostać, katastrofa zawsze czyha tuż za rogiem. Przykład historyczny: w jednej chwili jesteś Sigurdem Potężnym (nordyckim jarlem Orkadów z dziewiątego wieku), triumfalnie wracającym do domu po bitwie, z przytroczoną do siodła głową wroga, Máela Brighte'a, ksywka Wystający Ząb.
W następnej jesteś... cóż, kilka dni później jesteś Sigurdem Potężnym, umierającym na skutek infekcji spowodowanej przez wystające zęby Máela Brighte'a, które podczas twojej triumfalnej jazdy ocierały ci się o nogę.
To prawda: Sigurd Potężny zasługuje na wątpliwe wyróżnienie w historii wojskowej jako człowiek zabity przez wroga, którego dekapitował kilka godzin wcześniej. [s. 13]
Tom Phillips w swojej książce zabiera nas z wyjątkową podróż przez porażki ludzkości, prezentując zarówno krótko-, jak i długofalowe skutki Bardzo Złych Decyzji. Zaczynamy od pewnego wodza, który zginął śmiercią idiotyczną (nie bójmy się tego słowa), lecz w kolejnych rozdziałach poznamy nie tylko przywódców i polityków, ale również odkrywców, wynalazców, podróżników i inne osoby, które swoje karty historii zapisały dość niechlubnymi czynami.
Pierwszy wniosek, jaki nasunął mi się po lekturze tej książki, a właściwie dopadł mnie już w trakcie czytania to: komicy częściej powinni pisać (oczywiście o rzeczach, na których się znają). Adam Kay zrobił fenomenalną robotę w swoim Będzie bolało, ubierając wspomnienia z kariery młodego lekarza w formę dziennika pełnego zabawnych anegdot. I poniekąd podobną rzecz zrobił Tom Phillips z antropologią. Już od pierwszych stron jesteśmy w stanie zauważyć, jaki ton będzie miała opowieść: bardzo, bardzo lekki.
Oczywiście poczucie humoru autora (sarkastyczne, złośliwe, bezustannie kierujące przytyki do millenialsów, brytyjczyków i Donalda Trumpa) nie każdemu będzie się podobało. Jestem w stanie to zrozumieć i uszanować. Sama jednak momentami miałam łzy w oczach ze śmiechu - ewidentnie dogadałabym się z Tomem Phillipsem, gdyby nasze drogi kiedykolwiek się skrzyżowały.
Jednak nawet pomijając wszelkie żarty, książka Toma Phillipsa stanowi nie lada gratkę dla wszystkich fanów popularnonaukowych opowieści. Poszczególne rozdziały aż kipią od ciekawostek o władcach, którzy zostali pokonani na własne życzenie (no dobra, Montezumę chyba wszyscy kojarzymy, ale czy słyszeliście kiedyś o Imperium Chorezmijskim?), rozpieszczonych bogaczach, których decyzje niszczą środowisko (króliki nie dostały się do Australii na własnych statkach) czy wynalazcach, którzy czasem nie mieli złych intencji, a czasem zanadto skupili się na zysku i przymykali oczy na to, co ważne (moim absolutnym faworytem jest Thomas Midgley, człowiek, który w pojedynkę zmienił ziemską atmosferę; wygooglujcie go sobie, albo najlepiej po prostu przeczytajcie tę książkę!). Wszystkich łączy jedno: nieumiejętność długofalowego planowania i przewidywania konsekwencji swoich działań.
A może by tak zacząć uczyć się na błędach poprzednich pokoleń?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.