niedziela, 28 stycznia 2018

Nieumiejka językowa: mój pierwszy raz... z książką po angielsku



Jednym z moich postanowień na ten rok (a raczej na przełom roku, bo powzięłam je i zaczęłam realizować jakoś w listopadzie) jest regularna nauka angielskiego. W ostatnim czasie coraz dotkliwiej odczuwam braki, które wyniosłam jeszcze ze szkoły  podczas gry moi rówieśnicy odkrywali języki obce w sposób naturalny, słuchając muzyki i oglądają filmiki na Youtubie, ja wolałam zajmować się zupełnie innymi rzeczami, po polsku oczywiście. Jeśli mogę powiedzieć, że czegoś żałuję, to właśnie tego  że w okresie szkolnym, kiedy mogłam na bieżąco integrować nowo poznane słówka z teorią wykładaną mi na lekcjach, nie skorzystałam z okazji. Teraz jest mi znacznie trudniej te braki ponadrabiać...

Próbowałam już wielu metod: fiszki znudziły mi się stosunkowo szybko przez konieczność powtarzania w kółko tych wyrazów, które za nic nie chcą mi wejść do głowy; z kolei oglądanie filmów po angielsku nie przynosiło mi (w subiektywnym odczuciu, oczywiście) żadnych rezultatów. Najlepiej byłoby zapewne pójść na kurs, ale powiem wprost: nie mam na niego czasu. Mój ośmiogodzinny dzień pracy z dojazdami zajmuje mi około dwunastu godzin dziennie, co nie pozwala na zbyt wiele możliwości. Potrzebuję zatem metody elastycznej, ciekawej i  przede wszystkim mobilnej, abym mogła efektywnie wykorzystywać każdą wolną chwilę. 

Książki do nauki angielskiego od wydawnictwa Ze Słownikiem zwróciły moją uwagę już jakiś czas temu - perspektywa czytania po angielsku, która do tej pory była dla mnie całkowicie nieosiągalna, wydała się nagle przyjemnie prawdopodobna. Długo zastanawiałam się, czy taka metoda nauki będzie dla mnie odpowiednia i w końcu postanowiłam dać jej szansę. Na sam początek wybrałam sobie książki z dwóch różnych poziomów trudności  Alicję w Krainie Czarów (A2/B1) oraz Przygody Sherlocka Holmesa (B1/B2). Założyłam od razu, że druga z książek będzie stanowiła dla mnie spore wyzwanie, ale uznałam, że dobrze będzie móc je porównać i na tej podstawie stwierdzić, jak wysoko mogę sobie stawiać poprzeczkę. 



Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się budowa tych książek, a tym samym forma nauki, jaka jest nam proponowana. Generalnie każda strona tekstu podzielona jest na dwie części: właściwą treść oraz znajdujący się z boku słowniczek. Bałam się nieco ogromu słów do zapamiętania, ale taki problem właściwie nie istnieje. Osoby pracujące nad poszczególnymi pozycjami bardzo mądrze podeszły do tematu: wyszczególnione i wyjaśnione są tylko pojedyncze, najtrudniejsze słówka w tekście. W ten sposób łatwiej nam odnaleźć wzrokiem hasło, którego szukamy. Mam wrażenie, że dzięki takiej metodzie uczymy się rozumieć, co czytamy, zamiast automatycznie tworzyć w głowie dokładne tłumaczenia; po prostu patrzymy na tekst i staramy się zrozumieć go całościowo.

Co ważne - przetłumaczone są nie tylko słówka, które w tekście wyróżniono pogrubieniem. Na samym końcu znajdziemy słowniczek wszystkich wyrazów użytych w całej książce. Muszę przyznać, że to coś wspaniałego, co z resztą niejednokrotnie uratowało mi tyłek podczas czytania. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy wszystko pod ręką  nie musimy mieć przy sobie słownika, ani nawet telefonu z dostępem do internetu. Sprawdzanie idzie szybko, sprawnie, a walor edukacyjny związany z poszukiwaniem rozwiązania pozostaje!



Jedynym, co moim zdaniem stanowi drobną wadę projektu, w każdym razie z perspektywy nauki języka, jest dobór niektórych tytułów  wydawnictwo korzysta z tych książek, których prawa autorskie wygasły i można swobodnie je przedrukowywać, jest to zatem szeroko pojęta "klasyka". Z jednej strony to duży plus - sama nie czytałam jeszcze wielu z tych pozycji (dobra, prawie wszystkich) i chętnie je nadrobię. Niestety należy pamiętać, że język, jakim są pisane, często różni się od współczesnego. O ile Alicja... jest książką napisaną w miarę zwyczajnie i łatwo ją przyswoić, o tyle Przygody Sherlocka Holmesa nawet w polskiej wersji potrafią stanowić wyzwanie. Aż się boję, co czeka mnie w Draculi, na którego ostrzę sobie, nomen omen, ząbki  wydawnictwo sklasyfikowało go na poziom B2/C1, co jest co najmniej niepokojące...

Choć do całego projektu nastawiałam się pozytywnie, nie spodziewałam się, że ta metoda nauki aż tak mi się spodoba. Jestem bardzo miło zaskoczona, jak przyjemnie czytało się książkę po angielsku, nawet jeśli czasem musiałam kartkować strony, żeby znaleźć słówko, którego potrzebuję. Wydaje mi się, że to świetna metoda zwłaszcza dla nas, książkoholików  ktoś poradził mi ostatnio, żebym znalazła sposób na naukę połączoną z pasją i chyba właśnie mi się udało! 

Na koniec mam do Was jeszcze jedno pytanie – czy znacie może jakieś gotowe systemy do nauki języka w domu? Nie chodzi mi o komputerowe aplikacje, tylko różnego typu rozpiski metod i tego, jak je odpowiednio łączyć, coś w stylu programu nauczania. Sama szukam i nie mogę znaleźć niczego sprawdzonego... 






Za możliwość poznania tej metody nauki dziękuję serdecznie wydawnictwu Ze Słownikiem!

9 komentarzy:

  1. Jeśli chcesz poszerzać słownictwo i tak dalej, a klasyczne fiszki Cie nudzą, to polecam aplikację Fiszkoteka - sam z niej korzystam już w sumie od kilku miesięcy i sobie chwalę. Dużo taniej wychodzi niż kupowanie klasycznych fiszek papierowych, a do tego masz wszystko podzielone na różne kategorie (no i oczywiście języki), możesz robić swoje i tak dalej. A powtórki są realizowane z wykorzystaniem dość ciekawego algorytmu, który zapewnia lepsze wyniki. Nie jest to losowe wybieranie fiszek do powtórki. Osobiście wyniki widzę i to znaczne. :D

    Sama aplikacja jest za free i masz już ileś tam małych zestawów do testów, a płacisz pojedynczo za każdy zestaw. Tylko wiesz, taki jeden zestaw za 49 zł bodaj zawiera w sobie często nawet 1500 różnych fiszek. A każda z fiszek to nie tylko możliwość czytania, ale również słuchania i mówienia, więc pełen serwis. No i do tego przy każdym słowie/zwrocie masz pomocnicze zdanie, które też sobie możesz przetłumaczyć sama i sprawdzić jak Ci poszło, więc tak po prawdzie dwa w jednym. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, powiedzmy, że spróbuję - co prawda mam wrażenie, że fiszki nudzą mnie generalnie, ale może faktycznie taka forma bardziej mnie przekona. Będę dawała znać. :)

      Usuń
    2. Koniecznie daj, koniecznie! :P Może niekoniecznie tutaj, bo może mi umknąć, ale w sumie znasz mój fanpejdż i w ogóle. :D

      Usuń
  2. Ja również od zeszłego roku wzięłam się za szlifowanie EN, czytam co prawda bez słowniczka (choć te wydania mnie bardzo kuszą), ale zaczęłam od czytanych przeze mnie dziesiątki razy opowieści dla dzieci/młodzieży, jak chociażby "Mała Księżniczka" w oryginale.

    A z apek czy kursów - mi bardzo przypadł do gustu etutor: na dodatek w Black Friday udało mi się go dorwać w okazyjnej cenie :) Jestem wzrokowcem, plus nie lubię monotonii, więc ich system: z różnorodnymi zadaniami, grami itp bardzo przypadł mi do gustu :)

    /Aggi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O czytaniu klasyków dla dzieci też myślałam. Mam w planach sięgnąć po oryginalną wersję HP - myślę, że taka książka może mi "wejść" łatwiej. :) O Etutorze słyszałam, ale nie korzystałam póki co. Podoba mi się idea nauki przez zabawę, o której wspominasz.

      Usuń
  3. Uwielbiam to wydawnictwo, miałam już przyjemność czytania od nich książek, Sherlock był naprawdę trudny jak dla mnie, na początek to ciężko powiem szczerze. Teraz zaczęłam oglądać kreskówkę We Bare Bears po angielsku i się wciągnęłam. Wpadłam wczoraj na pomysł, że zakupię tablice korkową i czytając jakieś artykuły po angielsku i nie znając ich znaczenia będę tłumaczyć słówka i przyczepiać na tablicę, bo w końcu będę na nią mimowolnie spoglądać codziennie. Jestem ciekawa czy to wypali.
    Pozdrawiam!
    https://loony-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się pomysł z tablicą korkową, chociaż u mnie by się nie sprawdził - spędzam w domu za mało czasu, żeby w ogóle ją widzieć. ;) Za to oglądanie angielskich kreskówek brzmi super!

      Usuń
  4. Podziwiam, ja dalej nie mogę się przekonac do czytania po angielsku. Mam takie poczucie, ze bardzo bym sie meczyla.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że nie tylko ja postanowiłam nadrobić wreszcie szkolne braki. Dokładnie rozumiem Twój problem, ja także nie grałam w gry, nie oglądałam filmików na YT po angielsku, dzięki którym rówieśnicy szybko poznali język. Szkoda bo teraz jest dużo do nadrobienia :/ Już jestem w troszeczkę lepszej kondycji językowej bo od października uczę sie na www.ellalanguage.com ale i tak jeszcze długa droga przede mną :P Będę zaglądać tutaj do Ciebie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.