środa, 8 listopada 2017

Prawdziwe historie w atmosferze bajek, czyli co czytać małym buntowniczkom



W ostatnim czasie na rynku pojawiły się dwie bardzo ważne pozycje, które zwróciły moją uwagę swoją tematyką i oprawą wizualną: Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek oraz Damy, dziewuchy, dziewczyny. Obie w krótki i przystępny sposób opowiadają historie kobiet, które w mniejszym bądź większym stopniu wpłynęły na losy świata; ta pierwsza czyni to obszerniej, prezentując 100 postaci z różnych krajów, kultur i ras, natomiast druga jest bliższa naszego podwórka, zawiera bowiem historie wyłącznie Polek. Zdecydowałam się opowiedzieć o tych książkach w jednym tekście, trochę je porównać, a trochę połączyć we wspólną całość. Na pierwszy rzut oka wydają się bardzo podobne, ale im bliżej się im przyglądamy, tym więcej różnic można zauważyć. 

Zacznę od książki, która jako pierwsza przykuła moją uwagę jeszcze przed premierą. Opowieści na dobranoc... Eleny Favilli i Francesci Cavallo to przede wszystkim pozycja wspaniale wydana, wizualnie spójna z innymi zbiorami dla dzieci. Wewnątrz znajdziemy historie kobiet różnych profesji: zarówno tych popularnych, jak pisarki (Jane Austen, Astrid Lindgren, siostry Brontë), polityczki (Ameenah Gurib Fakim, Margaret Thatcher) czy sportsmenki (Simone Biles, Amna Al Haddad), jak i mniej typowych. Ale to nie wszystko! Zamiast wykorzystywać gotowe grafiki, zdjęcia i litografie, autorki poszły o krok dalej. Do współpracy przy książce zostało zaproszonych sześćdziesiąt (!) graficzek, które w różnych stylach sportretowały bohaterki książki. Dzięki temu całość jest atrakcyjna nie tylko dla dzieci, jako inspiracja i źródło wiedzy, ale także dla sięgających po tę pozycję starszych odbiorców. 

W przypadku Opowieści... muszę podkreślić jedną, bardzo ważną rzecz: zanim zaczniemy prezentować je dzieciom, warto byłoby nieco się do tematu przygotować. Teksty wewnątrz są krótkie i proste, nie zawierają zbyt wielu danych, więc mogą nie zaspokoić ewentualnej ciekawości młodego pokolenia. Z mojej perspektywy to bardzo duży plus, bo nie ma nic fajniejszego niż kolejna okazja do poszerzenia własnej wiedzy i przekazywanie jej dalej, ale jeśli szukacie książek, które "zrobią za Was robotę", to nie polecam tej pozycji. Dopiero odpowiednio dopowiedziane, poszerzone i omówione te historie mogą stać się prawdziwą inspiracją.



Tego problemu nie ma druga z prezentowanych książek, czyli Damy, dziewuchy, dziewczyny. Wizualnie pozycja jest znacznie mniejsza i patrząc na nią można by sądzić, że treść będzie uboższa, ale to tylko pozory. Anna Dziewit-Meller wybrała mniej liczną grupę bohaterek (jest ich tylko 17), ale dzięki temu każdej z nich mogła poświęcić więcej czasu i uwagi, dokładniej opisując historie poszczególnych kobiet. Delikatnie nakreślony jest kontekst historyczny i specyfika czasów, w których przyszło im żyć, a na końcu każdego rozdziału znajduje się słowniczek pojęć użytych w tekście, które mogły okazać się z różnych względów niezrozumiałe dla młodszego pokolenia. Tym samym książka ta wymaga mniej pracy i zaangażowania od dorosłego, który postanowi się nią posłużyć.

Podoba mi się również spójna, narracyjna formuła książki, dzięki której możemy czytać ją zarówno na raz, jak i dawkując sobie rozdziały np. w kolejne wieczory. Naszą przewodniczką, a jednocześnie bohaterką pierwszego rozdziału, jest Henryka Pustowójtówna, polska działaczka patriotyczna i uczestniczka powstania styczniowego. W kolejnych rozdziałach  co bardzo mnie ucieszyło – poznajemy bohaterki równie nieoczywiste; w książce Anny Dziewit-Meller znalazło się miejsce chociażby dla poetki Elżbiety Drużbackiej, Narcyzy Żmichowskiej, określanej mianem pierwszej polskiej feministki, czy malarki Zofii Stryjeńskiej. To nie jest kolejna książka maglująca w nieskończoność kilka tych samych nazwisk i życiorysów; z niej naprawdę mamy okazję dowiedzieć się czegoś nowego. 

Jak widzicie, obie pozycje, choć podobne tematycznie, różnią się na bardzo wielu płaszczyznach. Moim zdaniem nie ma tu podziału na książkę "lepszą" i "gorszą"  obie bardzo mi się spodobały. Jeśli szukamy szerszego zbioru o prostszym, bardziej hasłowym charakterze, trafniejszą propozycją wydają się być Opowieści... Z kolei książka Anny Dziewit-Meller zawiera więcej szczegółów i, co ważne, opowiada o kobietach z naszego podwórka  takich historii nigdy nie jest za wiele. Obie książki niosą też ze sobą bardzo ważny przekaz: pokazują, że nawet w trudniejszych czasach kobietom udawało się przezwyciężyć trudności i działać w obszarach, którymi były zainteresowane. Tym samym każda z nas może marzyć, z marzeń budować cele, a te z kolei najzwyczajniej w świecie realizować. 






Za książkę Anny Dziewit-Meller dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.

6 komentarzy:

  1. W sumie to nawet i dorośli mogą się podjarać. :D No i przy okazji pokazać parę rzeczy z przeszłości, o osobach, które są czasem pomijane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zwłaszcza że sporo tutaj mało znanych osób, o których z różnych powodów się nie mówi. :)

      Usuń
  2. Obie książki sa piękne i, jak sama piszesz, bardzo ważne. Powinny je czytać dziewczynki, ale i chłopcy :)
    Jeszcze nie mam swoich egzemplarzy, ale na bank nadrobię to przy następnej okazji.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, to książki dla dzieci (i nie tylko) obu płci - fajne zbiory, z których możemy się bardzo dużo dowiedzieć. :)

      Usuń
  3. Ważne, żeby takie książki też się pojawiały na rynku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Obydwa tytuły niosą ważny przekaz i z całą pewnością warto po nie sięgnąć. Choć spodobają się przede wszystkim młodszym czytelnikom to jednak i starsi powinni mieć sporo frajdy - choćby z powodu świetnej oprawy wizualnej tych książek. Polecamy z całą pewnością! :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.