niedziela, 26 listopada 2017

Michał Rusinek – „Pypcie na języku”



Jako niespełniony filolog bardzo chętnie sięgam po książki, których tematem jest poprawność językowa, gramatyka i słownictwo. Nie lubuję się co prawda w podręcznikach, ale tekstach lżejszych – rozmowach lub fabularyzowanych opowieściach z polszczyzną w tle (jak chociażby Wszystko zależy od przyimka). Odkąd opinię o Pypciach na języku przeczytałam na blogu Varii (a było to ponad pół roku temu!), wiedziałam, że to jedna z tych pozycji, które muszę mieć. 

Książka Michała Rusinka jest zbiorem felietonów publikowanych pierwotnie na łamach Gazety Wyborczej. Teksty mają około półtorej strony każdy i dotyczą różnorodnych zagadnień związanych z językiem. Punktem wyjścia dla każdego z nich są tytułowe "pypcie" – wszelkiego typu nieścisłości, zabawne zbitki słów i (najczęściej niezamierzone) dwuznaczności, które mogą powodować (i z pewnością powodują!) różnego rodzaju nieporozumienia. Autor łączy poszczególne pypcie w grupy tematyczne, zbiera je razem i opisuje na zasadzie zależności, wykorzystując cały kontekst danej gry słów i budując na jej podstawie bardzo przyjemne anegdoty.


Zadzwoniła do mnie kiedyś pani z banku i zapytała, czy rozmawia "z panem Michałem Rusinek". Odpowiedziałem uprzejmie, że tak, ale ja się deklinuję. Na co ona: "A, to przepraszam. Zadzwonię później".[s.29]


Opowieści Michała Rusinka są w gruncie rzeczy proste, a jednak język autora, celność wszelkich spostrzeżeń oraz humor sprawiają, że każdy kolejny felieton stanowi dla czytelnika ciekawą przygodę. Znajdziemy tu tematy tak klasyczne, jak humor z zeszytów szkolnych czy językowe wpadki komentatorów (swoją drogą o ewolucji słowa "wpadka" tekst również jest w tym zbiorze), ale także rozważania nad zalewem anglicyzmów, zdrobnieniami czy zmianami w języku w ogóle. Do moich ulubionych należą Lampeczka (o slangu telewizyjnym), Lustro (które za punkt wyjścia ma bardzo zabawną sytuację), Zbok (o trudach w komunikacji z dziećmi) oraz Klawisz (poświęcony komentatorom muzycznym). 

To nie jest książka, o której powinno się długo opowiadać – jeśli lubicie temat polszczyzny, to po prostu sami do niej zajrzyjcie. Pypcie... to 206 stron bardzo przyjemnych rozważań o języku. Świetna sprawa dla fanów polszczyzny, miłośników groteski i poszukiwaczy dobrych żartów. 


5 komentarzy:

  1. Dzięki za przypomnienie tej książki - miałam ją sobie dopisać do listy "na kiedyś" i zapomniałam :) Jestem spełnionym filologiem, ale też bardzo lubię takie opowieści, a Rusinka lubię osobiście, miałam z nim zajęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam na oku tę książeczkę! Rusinek jest uroczy ze swoim językowym terrorem - podobno nie odpowiada na złe zapoczątkowane mejle;) Uwielbiam uszczypliwe językowe anegdotki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, a ja nie słyszałam do tej pory legend o Rusinku. ;) Ale też lubię wszelkie uszczypliwości.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.