Chcecie ją znać, to musicie wiedzieć dwie rzeczy. Jak tylko wyszła na ten świat, kobiety zbliżyły się do niej ze strachem i dygotem, a to przez te zielone oczęta, co rozjaśniają każdą izbę, ale inaczej jak słońce. Nikt nie chciał dziewczyneczki, nadzorca Jack Wilkins musiał nakazać, żeby jakaś czarna ją wzięła, bo baby i chłopy ugadalii, że porzucą maleńką w buszu, to ją ziemia na powrót przyjmie. I jeszcze jedno. Dzieciątko takie jak Lilit nie rodzi się z zielonymi oczami, bo niby Bóg łaskawy dla czarnej dziewczyny.[s.11]
Bo gdy rodzi się córka niewolnicy i białego mężczyzny, nikt nie świętuje. Zostaje tylko strach.
Poznałam już całkiem sporo powieści o niewolnictwie, nierównościach i walce o wyzwolenie, a jednak uważam, że Księga nocnych kobiet jest książką wyjątkową. W świecie jasnych podziałów, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być czarno-białe, autor znalazł miejsce na wiele odcieni szarości. Drobne sprawki, zarówno niewolników, jak i białych plantatorów, intrygi, interesy – wszystko to idealnie się przenika, tworząc spójny ekosystem. Nawet w tak niewdzięcznym otoczeniu autorowi udało się jasno przekazać to, co dla nas jest oczywiste, choć w czasach powieści wcale takie nie było: że ludzie, niezależnie od koloru skóry, są sobie równi, bo dzielą te same siły i słabości. Z niezwykłą dbałością o szczegóły pokazane zostały różne obszary, a obie strony miały okazję, by wykazać się zarówno lojalnością, jak i skrajnym okrucieństwem.
Nie bez znaczenia dla odbioru tej historii jest niezwykły język, którym powieść została napisana – chylę czoła zarówno przed autorem, jak i przed tłumaczem, który odpowiada za polski przekład, bo obie wersje z pewnością wymagały bardzo dużego nakładu pracy. Narracja stylizowana jest na opowieść snutą niespiesznie i w bardzo prosty sposób, ewidentnie przez osobę niewykształconą, bo język często jest niepoprawny, a gramatyka kuleje. Księga nocnych kobiet może być prezentowana jako przykład tekstu, który niebezpiecznie zbliża się do granicy między stylistyczną porażką i arcydziełem, przy czym absolutnie jej nie przekracza, a tym samym budzi zachwyt. Tak poprowadzona opowieść ma dodatkowy klimat, który w połączeniu z bezpośredniością przekazu (cała historia opowiadana jest bardzo wprost i bardzo brutalnie, co w wielu scenach – gwałtu, przemocy, kłótni – robi naprawdę piorunujące wrażenie) wywołuje w czytelniku wiele silnych emocji.
Ogromną siłą powieści Marlona Jamesa są również bohaterowie, a właściwie bohaterki, bo w znacznej mierze jest to książka o kobietach – to one są najbarwniejsze, najlepiej ukazane i to ich działania stają się przyczynkiem do rewolucji. Księga... jest zatem opowieścią o burzliwych relacjach, prawdziwym zaangażowaniu i wewnętrznej sile, która pozwala organizować otoczenie i stawać do walki o to, co najważniejsze.
Nie czytałam Krótkiej historii siedmiu zabójstw, poprzedniej książki autora, ale na pewno po nią sięgnę. Tymczasem "Księga nocnych kobiet" trafia na moją listę najlepszych powieści 2017 roku.
Za możliwość poznania książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Literackiemu.
A ja czytałam "Krótką..." i polecam gorąco!
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna jak na dłuższą metę odnajdę się w stylu pisania autora (doceniam, ale czasami utrudnia mi to lekturę), ale czuję się zaintrygowana. Tematem ciekawi mnie chyba bardziej od poprzednio wydanej powieści autora.
OdpowiedzUsuńA z tematyki niewolnictwa bardzo polecam "Drogę do domu"!
Naprawdę zachęcająca recenzja!
OdpowiedzUsuń"Księga nocnych kobiet" to książka bez wątpienia wyjątkowa i napisana wręcz epicko. Warto po nią sięgnąć właściwie z każdego powodu - bohaterów, czasu, fabuły i sposobu narracji także. Świetna recenzja i gorąco polecamy także "Krótką historię siedmiu zabójstw". :)
OdpowiedzUsuń