środa, 12 kwietnia 2017

Teatr: „Jesus Christ Superstar” (Andrew Lloyd Webber, Tim Rice)


Czasami droga do odkrycia czegoś zachwycającego jest długa i kręta, pełna niesamowitych przypadków. Weźmy na przykład ten wyjazd: tak naprawdę wszystko zaczęło się jakiś czas temu, kiedy odkryłam Studio Accantus i zostałam jego wielką fanką. To dzięki ich kanałowi w ostatnim czasie odżyło moje zainteresowanie musicalem Jesus Christ Superstar, a na stronie jednej z ich wokalistek (Natalii Piotrowskiej) odnalazłam informację, że spektakl jest obecnie grany w Warszawie. To był Dzień Spontaniczności, bo kilka chwil później (przyznaję, niewiele myśląc o dojeździe z Gdańska i innych tego typu aspektach technicznych) byłam już szczęśliwą posiadaczką dwóch biletów.

Niesamowicie było od samego początku: mieliśmy okazję siedzieć w pierwszym rzędzie, co w teatrze, w którym scena znajduje się może pół metra od widzów, jest doświadczeniem bardzo niecodziennym. Odkryliśmy, że aktorzy mają mimikę! Oczywiście żartuję, ale faktem jest, że nigdy dotąd nie mieliśmy okazji tak dokładanie obserwować absolutnie całej aktorskiej pracy – od pełni twarzy, która przecież najlepiej wyraża nasze emocje, aż do funkcjonowania mięśni przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Pozycja, w jakiej się znaleźliśmy, pozwoliła nam dostrzec to, na co wcześniej nie mieliśmy okazji zwrócić uwagi, co dla mnie osobiście było niesamowitym przeżyciem. Pewnie przy spektaklach z większą liczbą aktorów i scenami równoległymi (jak np. Chłopi, gdzie oprócz głównej akcji mamy wiele smaczków w bocznych sektorach sceny) nie byłoby to aż tak wielką zaletą, ale w tym przypadku okazało się strzałem w dziesiątkę.

Trzeba również przyznać Teatrowi Rampa, że ma naprawdę niesamowitą obsadę. Jesus Christ Superstar to musical bardzo wymagający, prawie dla wszystkich postaci oparty na wysokich tonach, co jest wyzwaniem zwłaszcza dla męskiej części solistów. Tymczasem obu głównych bohaterów – Jakub Wocial oraz Sebastian Machalski – poradziło sobie świetnie, tworząc wyraziste, pełne emocji kreacje Jezusa i Judasza. Przyjemnym kontrastem był niski wokal Pawła Tucholskiego (Kajfasz), a całości dopełniła wiodąca prym wśród kobiet Natalia Piotrowska (Maria Magdalena). Bardzo miło było usłyszeć ją wreszcie na żywo po latach odkrywania kolejnych nagrań w internecie – zachwyciłam się jej głosem na nowo.

Jeśli chodzi o treść spektaklu, chyba prawdą jest, że obraża głównie tych, którzy nigdy go nie widzieli, bo w rzeczywistości jest znacznie mniej obrazoburczy, niż się spodziewałam. To po prostu znana historia z inaczej rozłożonymi światłocieniami, interesująca i skłaniająca do refleksji. Judasz i Jezus są tutaj postaciami równorzędnymi o różnych postawach, które niejednokrotnie nie mogą znaleźć punktów stycznych, a całość dotyczy w pewnym stopniu fenomenu społecznego, jakim było życie i działalność Chrystusa. Dzięki innemu akcentowaniu w opowieści znajduje się miejsce dla tak ciekawych postaci jak Herod czy Piłat (swoją drogą grający go Maciej Nerkowski to mój absolutny faworyt wokalny, mogłabym siedzieć i słuchać, słuchać…). Do tego wszystkiego dodać trzeba charakterystyczny klimat rock opery i towarzyszący mu rozmach, nadający opowieści zupełnie nowego charakteru.

Jesus Christ Superstar to musical barwny i cieszący oko, pełen niezwykłych, wyrazistych postaci, zaskakujący. W Teatrze Rampa jego realizacja jest fenomenalna, zarówno pod względem wokalnym, muzycznym, jak i wizualnym. My załapaliśmy się na jeden z ostatnich spektakli – z tego co wiem, wystawianie go w tym roku jest już zakończone, ale prowadzący facebookową stronę teatru już zapraszają na wiosnę 2018 zapowiadając, że powróci na ich deski. Tak czy inaczej do Rampy zapraszam również na inne produkcje, bo atmosfera jest świetna: przyjemna i bardzo kameralna. Mnie osobiście kusi jeszcze Rapsodia z demonem oraz jesienna premiera: Kobiety na skraju załamania nerwowego na podstawie filmu Pedro Almodóvara.




2 komentarze:

  1. Jeśli chcesz Accantusa na żywo to zerknij na Notrr Dame de Paris w Gdyni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju przypomniałas mi ten musical. Byłam na nim w zeszlym roku, ale niestety nie miałam takiego szczęścia siedzieć aż tak blisko sceny.
    O samym spektaklu.. cóż, chyba po prostu trzeba go zobaczyć ;)

    http://daisylikeme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.