środa, 30 września 2015

Aneta Jadowska – "Ropuszki"

Kto śledzi naszego bloga, ten wie, że heksalogię o Wiedźmie skończyłam stosunkowo niedawno i byłam nią (mówiąc krótko) zachwycona. Świadoma, że nie było to moje ostatnie spotkanie z wykreowanym przez Anetę Jadowską światem, czekałam z niecierpliwością na dwa nowe projekty, które w niedługim czasie miały wyjść spod pióra autorki. Dziś nadchodzi ta wspaniała chwila, kiedy mogę opowiedzieć Wam o pierwszym z nich, a mianowicie Ropuszkach. Jest to zbiór 14 opowiadań osadzonych w świecie Thornu i stanowiących uzupełnienie dla cyklu o Dorze Wilk.

Jeśli chodzi o tematykę tekstów, najlepiej o tym aspekcie opowiada sama autorka we wstępie do zbioru; ja mogę wspomnieć jedynie, że naprawdę wielu bohaterów doczekało się tu swoich pięciu minut. Nie zawsze narratorką jest Dora – czytelnik ma szansę zetknąć się z perspektywą chociażby Witkaca czy Mirona – i nie zawsze wydarzenia dotyczą jej w takim stopniu, jak te opowiadane w heksalogii. Jest to nowa sytuacja zarówno dla nas, jak i dla samej autorki, a efekt tego projektu jest naprawdę pozytywny. Cieszę się niesamowicie, że Aneta Jadowska zdecydowała się na tak duże zróżnicowanie wśród bohaterów antologii – ich spektrum zdecydowanie się poszerzyło, gdy do głosu doszły chociażby Katia czy doktor Alina, postaci dotąd drugo- czy wręcz trzecioplanowe, a, jak się okazuje, o niesamowicie interesujących losach. Owszem, czasem prezentowane sceny nie wpływają na nasz obraz bohatera absolutnie w żaden sposób (jak w przypadku Leona), są jednak i takie, które zmieniają nasze spojrzenie o 180 stopni (jak historia Bogny).

Fabularnie cała książka utrzymuje dość wysoki poziom. Opowiadania mają różną długość, od kilkunastu do niemal stu stron, a co za tym idzie także zróżnicowaną dynamikę. Nie zdarzyło się jednak, abym miała poczucie znużenia, wręcz przeciwnie – ilość stron jest idealnie dopasowana do tekstu, a autorka nie przeciąga go tam, gdzie nie trzeba. Swoje dokłada także humor, jakim posługuje się Jadowska; dla mnie po prostu idealny.

Nie można również nie wspomnieć o wielkiej zalecie Ropuszek, jaką są... ilustracje! Nareszcie, po wydaniu całej heksalogii, doczekaliśmy się realizacji standardowego planu Fabryki Słów przewidującego obecność w książkach kilku świetnych grafik obrazujących poszczególne sytuacje. Rysunki do antologii stworzyła Magdalena Babińska i moim zdaniem wykonała kawał dobrej roboty – może nie za każdym razem jej wizja postaci zgadza się z tą, która pojawiła się w moim umyśle, ale wszystkie grafiki mają w sobie coś, co całkowicie do mnie przemawia. Zdecydowanie jest to element, którego brakło mi w heksalogii.

Cały zbiór ma tak naprawdę tylko jedną poważną wadę – zdecydowanie zbyt szybko się kończy. Na zakończenie chciałabym wyrazić nadzieję, że projekt antologii opowiadań uzupełniających będzie przez Anetę Jadowską kontynuowany – tak jak wciąż mam wątpliwości co do powstającej serii o Witkacu, tak w Ropuszkach zatraciłam się zupełnie. Podczas lektury otrzymałam dokładnie to, czego chciałam i czego się spodziewałam; poczułam się zupełnie jak na spotkaniu z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, w dodatku w świetnej atmosferze. Podobne ciekawostki, smaczki, opowiastki i historyjki mogłabym czytać bez końca, a jestem pewna, że sporo zostało jeszcze do opowiedzenia. Choć nie ukrywam, że z największym entuzjazmem przyjęłabym opowieść poświęconą wyłącznie Romanowi lub Baalowi, tak naprawdę jestem głodna wszystkiego, co związane ze światem Thornu.

Ach, jeszcze ważna sprawa dla tych osób, które póki co po heksalogię nie sięgnęły – osobiście nie polecam zaczynania swojej przygody z cyklem akurat od Ropuszek. Autorka co prawda stosuje wprowadzenia dla postaci, jednym lub dwoma zdaniami wyjaśnia, kto jest kim, jednak osobie nie obeznanej z serią może być ciężko się w tym połapać, no i zwyczajnie narobi sobie spoilerów. Niezłym pomysłem może być podczytywanie opowiadań z Ropuszek w tych momentach heksalogii, gdzie są one umiejscowione (Aneta Jadowska dokładnie opisuje oś czasu we wstępie do zbioru), jednak wymaga to sporo zachodu. Osobiście najbardziej polecałabym jednak czytanie wraz z kolejnością wydania, czyli rozpoczęcie od Złodzieja dusz (moją recenzję znajdziecie tutaj).

6 komentarzy:

  1. Ja nie mam dość opowiadań o Dorze Wilk bo sam bym z chęcią zaczął czytać powieści Jadowskiej! :P Zwłaszcza, że pochodzi z miasta, w którym mieszkam aktualnie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw chciałam napisać, że na pewno nie dasz rady (obserwuję reakcje Sylwka, kiedy podsyłam mu co lepsze fragmenty z rodzaju paranormal romance i wiem, jak ciężko to przełknąć facetowi ;)), ale w sumie sama nie lubię takiego gadania, więc sobie odpuszczę. :D W każdym razie trzymam kciuki, żeby szybko udało Ci się do tych książek zajrzeć, bo Twojej opinii jestem niesamowicie ciekawa! A Torunia w tych książkach jest sporo, to fakt, i muszę przyznać, że to miasto po lekturze staje się jeszcze fajniejsze (o ile to w ogóle możliwe, bo i tak je szczerze uwielbiam).

      Usuń
    2. Bazując na opisach, opiniach oraz recenzjach liczę na to, że jest więcej akcji, dobrej zabawy i nowości niż pseudomiłosnego memłania. :P Zresztą powieści nie są reklamowane jako paranormal romance (szczerze powiedziawszy to ja się u Ciebie może drugi albo trzeci raz z tym określeniem w stosunku do Heksalogii o Wiedźmie spotykam), więc nie patrzę na ten cykl przez pryzmat "łooo kochajo się, mnóstwo kupidynów, łooo będziemy rzygać tęczą!" tylko bardziej jako "a przeżyję te parę scen czy nawet pojedynczy, poboczny wątek". :P Jeśli jednak jest coś, o czym powinienem wiedzieć, a co ukrywają inni to wal jak w dym! :D

      Usuń
    3. To akurat prawda, po prostu chciałam Cię nastraszyć. ;p Ja te wątki nazywam "paranormal romance" bo nie da się chyba inaczej nazwać związku z diabłem, a nie moja wina, że gatunek ten ma głównie negatywne konotacje. Ale faktem jest, że za dużo tego nie ma, więcej jest akcji i humoru, a dość rzadko trafia się scena z analizą emocji, budowaniem relacji itp. Tylko nie oszukuj się - sam związek to jeden z głównych wątków, nie żaden poboczny, a poza tym sporo tu flirtu i takich zaczepnych relacji z innymi bohaterami. No i moim zdaniem ta seria ogólnie w... no nie wiem, "obyciu"(?) jest raczej babska. ;p

      Usuń
  2. Wkradła Ci się literówka - "do głodu" zamiast "do głosu". :)

    Czytałam Złodzieja dusz Jadowskiej i nigdy więcej po nią nie sięgnę. Ta książka była dla mnie męczarnią, ale pisałam o niej pracę na zaliczenie wykładu i musiałam przemęczyć do końca. Dora może wszystko i reszta bohaterów przymyka na to oczy, chce/nie chce być z diabłem/aniołem - aghrrr!!! Trudno o bardziej irytującą postać i bardziej sztampowe deus ex machina na zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiam błąd! :3
      A co do samych książek - cóż, pokazujesz prawdę i nie mogę się z tym nie zgodzić. Nie do końca potrafię wyjaśnić, dlaczego ten cykl tak mnie wciąga, bo wiem doskonale, że w przypadku wielu innych książek wypunktowałabym to wszystko równo i też nie czytałabym kolejnych części. Ale tu jest inaczej i pozwalam sobie na subiektywne zachwyty i przymykanie oczu na błędy. Tym bardziej cenne są takie komentarze jak Twój, z drugą stroną medalu. :)

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.